Fanatyk Kartonu Forum Kartonowe

E-zin Kartonowych Fundamentalistów ;-)   

Numer 2 - Sierpień 2004

Spis treści: Zapowiedzi, Co w sieci piszczy, Recenzje, Relacje z budowy

Powrót do strony głównej

Fanatyk Kartonu #01  <>  Fanatyk Kartonu #03

Witam.

"Fanatyk Kartonu" ukazuje się po raz drugi. Jak widać jest kilka zmian w piśmie. Doszła strona główna, z której możecie się przenosić do konkretnych numerów pisma (na razie dwóch, ale za rok może będzie ich już 12). Pojawił się też dział "Modele Fanatyka Kartonu" w którym znajdziecie darmowe modele. W tym numerze są trzy (autorzy Grzegorz Nowak i Dariusz Wandtke), mam nadzieję, że inni twórcy modeli przyłączą się do tej akcji.

Jak widzicie skróciłem nieco adres "Fanatyka Kartonu". Możliwe, że w niedługim czasie zmieni się też domena (obecna zapewnia właściwie tylko miejsce na serwerze i nic poza tym). Ale nie zapeszajmy.

Jak zawsze zapraszam wszystkich chętnych do współpracy przy pisaniu recenzji i relacji. Na razie jestem skazany na to, co mam na półkach i czemu mogę się przyjrzeć z bliska.

 

Przemek "Homik" Bogusz

 

kontakt z "redakcją:
fanatyk_kartonu@gazeta.pl

NOWOŚCI i ZAPOWIEDZI

Wydawnictwa Gomix-FlyModel oraz Kartonowy Arsenał postanowiły wydać w jednym czasie model bombowca nurkującego Aichi D3A1 Val. Nie byłoby to złym pomysłem, wszak konkurencja służy tylko poprawie. Niestety oba modele są w tym samym malowaniu i sądzę, że przy wyborze modelu do zakupu/sklejania będzie decydować cena, a tu Gomix "wygrywa" proponując nam Val za 25zł, przy 35zł za model "czarnego" wydawnictwa. Autorem modelu z FlyModelu, jest rozkręcający się autor młodego pokolenia ;) Łukasz Fuczek (dotychczas Corsair dla Gomixu i Seafang dla Orlika).

Rozmiar: 14399 bajtówRozmiar: 11250 bajtów

 

Z wydawnictwa GPM ukazały się w lipcu: pancernik Conte di Cavor (II Wojna, ok.55zł), pancernik Schleswig-Holstein (II Wojna, ok.50zł). Oba modele trochę prostsze niż ostatnie modele okrętów z tego wydawnictwa (Prince of Wales, SMS Lutzow), ale graficznie na wysokim poziomie. Oprócz zapowiadanej na wrzesień USS Saratogi w skali 1:200 (może jakaś "surówka" w Porąbce - świetny pomysł, nie sądzicie?), z "dobrze poinformowanych źródeł" redakcja FK wie, że okrętowcy będą się cieszyć na Boże Narodzenie z dwóch nowych pancerników wydanych przez to wydawnictwo.

Rozmiar: 13155 bajtówRozmiar: 11222 bajtów

Z FlyModelu otrzymaliśmy PZL P.23B Karaś. Jest to całkowicie nowe opracowanie tego samolotu i trudno w najbliższym czasie będzie go przebić (cena ok.25zł). Jak widać FlyModel ostatnio stawia na jakość, a nie na ilość.

Rozmiar: 12915 bajtów

 

Wydawnictwo Shipyard wydało w lipcu dwa modele. Pierwszym jest angielski okręt liniowy z XVIw. HMS Revenge w tradycyjnej skali dla tego wydawnictwa - 1:96 (ok.55zł). W drugim zeszycie są dwa modele: kliper balitmorski Berbice (skala 1:96) oraz jacht szwedzki z XVIIIw w skali 1:48 (ok.50zł). Jako zapowiedzi są dwa statki Kolumba: Santa Maria i jedna z karweli.

 

Rozmiar: 13755 bajtówRozmiar: 16825 bajtów

 

JSC z Gdańska wydało w lipcu, po cichu jak zawsze, dwa modele okrętów w serii Mikroflota. Pierwszym jest najnowszy i największy na świecie "pasażer" Queen Mary 2. W skali 1:400 ma on 85 cm długości i zajmuje 30 arkuszy A4. Jego cena wacha się od 60 do 80 zł, więc warto poszukać sklepu z tą pierwszą ceną. Drugim, również bardzo atrakcyjnym modelem, jest Zuiho, japoński lotniskowiec w tej samej skali, ale przy QM2 wygląda jak drobiazg (ok.18zł).

 

Rozmiar: 14046 bajtówRozmiar: 13076 bajtów

W numerze FK #01 popełniłem błąd uznając, że HMS "Brissenden" już wyszedł, dopiero wyjdzie, a winni są drukarze. Spodziewany czas nadpłynięcia Hunta to 20 sierpień (ok.24zł).

Rozmiar: 16152 bajtów

 

Z Orlika ukazał się kolejny świetny model lotniczy, jest to Supermarine Seafang F.32 (ok.16zł) pana Fuczka. Model jest w końcu wydrukowany jak należy, co do tej pory było bolączką panów Kołków. Cena także zachęca, aby popastwić się nad modelem maszyny, której było tylko 15 sztuk (z tego 9 w służbie), czyli ok.50 razy mniej niż modeli z Porąbki.

Rozmiar: 19881 bajtów




CO W SIECI PISZCZY... J

Powrót do spisu treści

Proponuję wam dziś ciekawą stronę dla miłośników druciaków:

Strona WWI-Models jest forum modelarzy sklejających modele samolotów z I Wojny z (niestety!!) plastyku, ale nie tylko. Można znaleźć na niej także zdjęcia z epoki, ciekawe forum tematyczne (niestety w języku obcym), porady, wiadomości dot. samolotów z tego okresu (np. schematy malowań), a także (choć nieliczne) modele czołgów, figurek i okrętów.

Druciaki 




RECENZJE J

Powrót do spisu treści

W lipcu obok 8 innych modeli p. Oleś wydał dwa modele druciaków ze stajni Hanriota, tj. HD-1 i HD-2. Samoloty należą to działu "zapomniane" z tego powodu, iż będąc bardzo dobrymi maszynami, zostały przyćmione, zarówno w tamtych, jaki i w obecnych czasach, przez maszyny liczniejsze, słynniejsze. We Francji, gdzie powstały, były to Nieuporty i Spady. W Angli podobna historia była z Bristolem M.1C, a w Niemczech z Pfalzami. Wytwórnia samolotów Hanriota budowała na początku wojny samoloty Sopwith 1 1/2 Strutter i tak samo jak Sopwith Pup, Hanriot HD-1 wywodzi się z tego samolotu. Samoloty były (tak jak Pup) bardzo zwrotne, lekkie, przyjemne w pilotażu, a jednocześnie w miarę szybkie. Hanrioty budowane były głównie we Włoszech i tam też były głównie używane, drugim większym użytkownikiem była Belgia. Samolot HD-2 różnił się od swego pierwowzoru głównie pływakami, był myśliwcem morskim, nie zanotowano na nich jakiekolwiek zwycięstw, w przeciwieństwie do HD-1, który był ulubionym rumakiem asów Belgii i Włoch.

W obu nowych wycinankach Modelika (tak jak w pozostałych druciakach - Albatros D.V i Tummelisa), znajdujemy modele w miarę proste i niezbyt skoplikowane, niestety są uproszczone. Najwięcej komentarzy krytycznych jest pod adresem wnętrza kabiny, a właściwie prawie jej braku (słaba tablica przyrządów, fotel i tyle), oraz do sposobu sklejania skrzydeł (bez wręg i usztywnień). Z malowaniami też jest kłopot.

Hanriot HD-1 jest opisany jako "malowanie włoskie" i tyle. 30 minut zajęło mi znalezienie inforamcji, że jest to maszyna z 76a Squadrigli lotnictwa włoskiego, na którym, na przełomie 1917/18 roku, latał włoski as Tenente Giorgio Michetti (ur. 29.05.1888, zm. 04.02.1966). Na tej maszynie odniósł swoje pierwsze zwycięstwo 26. grudnia 1917 (DFW C.?). Do końca wojny zestrzelił jeszcze 4 inne maszyny austriackie. Naprawdę skomplikowane, prawda? Samo malowanie jest ciekawe, czerwone "76" na kadłubie i górnym płacie, białe koniki morskie w czarnych kołach po obu stronach kadłuba i na górze statecznika poziomego. Do tego włoskie barwy na dole obu płatów. Malowanie niestety całe szare i model wygląda trochę mdło. Powinien to być jednak kolor z lekkim połyskiem (dodatek aluminium w cellonie).

Hanriot HD-2 sprawił mi więcej kłopotu. W wycinance jest on opisany jako "malowanie fracuskie", co jak się okazało jest nieprawdą. Po długich poszukiwaniach, znalazłem, że maszyna z serduszkiem na kadłubie należała do jednostki amerykańskiej stacjonującej w Dunkierce w 1917 roku. Pilotem był niejaki ensign Mosely (vel. Mosley, Moseley). Oczywiście maszyna powinna mieć inne znaki rozpoznawcze (amerykańskie kokardy miały w kolejności od zewnątrz kolory: czerwony, niebieski, biały). Także przód kadłuba, wraz z otoczeniem kabiny powinien być w kolorze aluminium/srebrnym, reszta tak jak w HD-1 szara z połyskiem.

Podsumowując, dostaliśmy z Modelika dwa modele maszyn ciekawych i rzadkich w bardzo rozsądnej cenie 9 zł, zaprojektowanych z uproszczeniami, ale łatwymi do poprawy dla chętnych. Największym błędem są kokardy na Hanriocie HD-2, bo o ile zamalowanie białych kół na niebieskie nie jest trudne, to niebieskich na białe już tak.

Wydawnictwo Orlik kontynuję serię modeli myśliwców z II Wojny w skali 1:33. Po IARze 80, Warhawku i Defiancie pana Grzelczaka, przyszedł czas na Supermarine Seafanga Łukasza Fuczka. Był to myśliwiec morski, "daleki krewny" Spitfire'a, którego produkcję zaczęto już po II Wojnie i szybko zakończono. Zbudowano zaledwie 15 sztuk, z czego 9 użyto na lotniskowcu HMS Illustrious.

Jest to wg mnie pierwszy całkowicie poprawnie wydany model z tego wydawnictwa. Kolory są takie jakie powinny być, bez przesunięć (IAR.80) i braków (P-40N). Model jest zaprojektowany na najwyższym obecnie spotykanym poziomie, ale nie jest "super" skomplikowany, co umożliwia sklejenie go przez mniej doświadczonych modelarzy. W modelu (tak jak w innych Orlikach) możemy wybrać czy wykonujemy wersję z ruchomymi powierzchniami sterowymi, czy nie, co jest jedynym słusznym pomysłem. Nakazywanie odgórne wykonania powierzchni sterowych jako ruchome, moim zdaniem, przeznacza model tylko dla modelarza doświadczonego.

Podsumowując, za nieduże (16zł) pieniądze dostajemy doskonale opracowany i wydany model rzadkiego samolotu, który na pewno będzie ozdobą każdej kolekcji. Do modelu dodany jest czarnobiały plakat A3 (ten sam rysunek, co na okładce), szkoda tylko, że dziurkowany przez zszywki, ale innego wyboru chyba nie było.

W lipcu kielecki Quandt, wydał model słynnego Bristola F.2b Fightera w polskim malowaniu (!!!) z wojny 1920 roku. Sam samolot jest tak znany, że wypiszę tylko podstawowe fakty. Zbudowany jako samolot dwumiejscowy rozpoznawczy, szybko został przeznaczony do celów myśliwskich, eskorotwych i szturmowych. Był pierwszą aniegielską maszyną wielozadaniową (ówczesnym Su-27 można powiedzieć). Dzięki mocnemu uzbrojeniu, zarówno pilota jak i strzelca Bristole uzyskały sporo zwycięstw powietrznych do końca wojny. Ciekawostką jest fakt, że w nurkowaniu maszyna potrafiła osiągnąć blisko 400 km/h. Po wojnie ok.120 maszyn Bristol F.2b trafiło do lotnictwa polskiego, gdzie były używane do końca lat dwudziestych.

Model został zaprojektowany przez pana Marka Pacyńskiego i jak inne jego modele nie zaskakuje nas obszerną instrukcją sklejania, a model jest trudny. Za trudniejszy (z druciaków) uważam tylko Vickersa F.27 Vimy z Gomixu, ale to rozmiar inny :) Model posiada np. możliwość wykonania otwartch żaluzji chłodnicy, pełną wyposażenia kabinę, oraz typowe dla pana Marka usztywnienie płatów, przez umieszczenie w płacie prostokątnego kesonu (czyli trzeba uważać aby nie powstało brzydkie załamanie na płacie). Jako jedyny mankament zauważyłem ścieranie się farby brązowej z arkuszy. To samo było w modelu MS A1 i w Tornado, więc problem jest w drukarni.

W sumie otrzymujemy bardzo ciekawy model polskiego samolotu za umiarkowaną obecnie cenę 15zł. Model jest przeznaczony dla zaawansowanych modelarzy.

Dawno temu, w odległej czasowo historii, na początku lat 90-tych, ukazały się dwa, wszystkim znane, modele z wydawnictwa Design: F-5E Tiger II i MiG-29A. Oba na owe czasu obłędnie dokładne, skomplikowane i świetnie wydane. Do tej pory (szczególnie MiG-29), są chętnie poszukiwane przez modelarzy. W tym samym czasie wydawnictwo Replika wydało swój, niestety jedyny, model - Su-15TM Flagon. Model p. Pasierbińskiego dorównuje obu "jetom" z Designu, a nawet w jednym elemencie je przewyższa.

Model, zawiera kilkanaście arkuszy A4, z częściami oraz "profilem" samolotu, czyli jego historią. Malowanie jest "słynne" - Su-15TM, który zestrzelił koreański liniowiec KAL 007 (Boeing 747). Model wydany jest na kredzie, miłej w użytku, nie "pancernej" jak we wczesnych HobbyModelach. Instrukcja dokładnie nas prowadzi przez etapy sklejania. Model nie zawiera kalkomanii (ówczesna moda: Design, GPM, HobbyModel, ...), co i wtedy i dziś jest dużym plusem. Model skleja się nieźle. Widziałem dwa sklejone egzemplarze i autorzy obu mówili o całkowitej przyjemności z wykonywania tego modelu.

Niestety Su-15 z Repliki nie jest modelem łatwo osiągalnym, nawet na giełdach trudno go spotkać, a jak już jest to osiąga ceny 30-40zł, więc sporo. Jednak jak ktoś go znajdzie, niech kupuje i się z niego cieszy, bo to naprawdę porządny model.

Wrocław także ma swoje wydawnictwo kartonowe (oprócz Fanatyka Kartonu) - jest to Pro-Model. Wydawnictwo trochę efemeryczne, wydaje rzadko i na różnym poziomie. Czasem są to świetne modele (Radomka, Uszakow), niekiedy fatalne lub słabo wydane (Vosper, Sims). Ostatnim okrętem z tego wydawnictwa jest niemiecka korweta pancerna z końca XIXw. SMS Oldenburg. Okręt ten jest przedstawicielem rzadkiej kategorii wśród modeli okrętów, czyli nie-żaglowcem z końca XIXw. (oprócz niego jest tylko Duilio). Model jednego z ostatnich pancerników nie wieżowych zaprojektował znakomity modelarz, pan Poznański, i "wiedział co czyni".

Model ma zaledwie 40 cm długości, ale jest to dobrze wykorzystane 40 cm. W modelu można wykonać np. pełny pokład bateryjny, co jest szczególnie ciekawe po wykonywaniu dział zamkniętych szczelnie w wieżach innych pancerników. Świetną kolorystykę modelu psują jedynie całkowicie jasnożółte deski pokładu (myślę, że kilkukrotne pokrycie lakierem przyciemni ten element), oraz mocno "poszatkowane" poszycie dna kadłuba. O wykonanie tego modelu mogą pokusić się nawet początkujący modelarze (jako 3-4 okręt).

Za 20-25zł otrzymujemy świetny, choć oczywiście niewielki, model okrętu, który może być przyjemnym odpoczynkiem między Bismarkami i innymi Hoodami. W wypadku SMS Oldenburg warto poszukać go na giełdach, ponieważ w sklepach osiąga jakieś dziwnie zawyżone (35-40zł) ceny. Tak jak w przypadku JSC - u wydawcy chyba jednak najtaniej.

Autor recenzji: Krzysztof Kokoć.
Wycinanka wydana jest na 4 arkuszach białej kredy, dzięki czemu bardzo interesująco wygląda srebrny druk, który tu przeważa. Instrukcja jest harmonijnym połączeniem tekstu (1 strona) i rysunków (4 strony). Pierwsze analizy dają nam nadzieje, że nasza wyobraźnia przestrzenna nie będzie nadwyrężana podczas budowy tego samolotu. Bardzo ciekawy jest sam temat opracowania, jeden z pierwszych odrzutowców (czyli samolot jeszcze z duszą, a nie elektronika), do tego z polską szachownicą. Maszyna ma oznakowanie por. pil. W. Hermaszewskiego. Elementy są klasycznie otoczone czarną linią. Model będzie czasochłonny w budowie, bo już samo wykonanie podwozia zajmie nam sporo czasu, również wlot powietrza będzie wymagał od nas wiele cierpliwości i uwagi. Konstrukcja skrzydła nie jest klasyczna - autor zastosował keson z kartonu i dwa elementy z tektury, których zadaniem jest odpowiednie wyprofilowanie skrzydła.

Mam nadzieje, że budowa miniatury jaczka sprawi mi wiele radości, a po zakończeniu model ten stanie się ozdobą mojej kolekcji.




RELACJE Z BUDOWY J

Powrót do spisu treści

Żona zażyczyła sobie kilku druciaków na choinkę - jak miałem jej odmówić, no po prostu nie mogłem :).

Wybrałem sobie na początek Fokkera D.VI z Kartonowego Świata. Model zaprojektował pan Pacyński i ma on (tzn. model) niestety wszystkie najgorsze cechy modeli 1:50, jakie w innych modelach wystepują pojedynczo. Ale po kolei. Pierwsze, co rzuca się w oczy to instrukcja, a raczej jej brak (!!!). Opis "sklejamy wg numeracji części i na podstawie rysunków" nie umożliwia nam sklejenia tego modelu. Mi się udało dzięki pewnemu doświadczeniu w druciakach i dostępności materiałów źródłowych

Zaczynamy od sklejenia kadłuba i od razu problemy - wręgi nie pasują. Wręgi E i F wyrzuciłem całkowicie, ponieważ wg rysunków nie było pokazane jednoznacznie gdzie je wkleić (E) lub nie pasowały (E i F). Wręgę poprzeczną (podłogę kabiny) musiałem skrócić, ponieważ przylegające do niej wręgi ograniczające kabinę nie pasowały do poszycia kadłuba. Kolejność wklejania elementów do wnętrza kabiny (wg numeracji częsci) powoduje nie wklejenie kilku z nich (potem ze względu na wielkość modelu jest to bardzo utrudnione). Poszycie kadłuba (nie licząc wręg) jest za to spasowane bardzo dobrze i nie ma się do czego przyczepić :) Następnie wykonujemy ogon Fokkera. Pasuje wszystko poza niejednoznacznym pokazaniem na rysunkach umieszczenia statecznika poziomego, tu trzeba zajrzeć w "papiery". Płaty wykonuje się bez problemów, choć lepszym rozwiązaniem, jest wykonanie jako usztywnienia kesonu o przekroju prostokąta niż ceownika. Łatwiej, i nie ma prawa rozjechać się w trakcie dopasowywania poszycia skrzydła.

Przednia część kadłuba, czyli silnik z osłoną, także pasuje bardzo dobrze, choć trzeba zrobić dłuższy "wał" (jest za krótki i silnik nie jest połączony ze śmigłem). Dochodzimy do wsporników skrzydeł i podwozia. W tej skali najlepiej zalać je cyjanopanem i po zaschnięciu ukształtować w żądany sposób. Mają wtedy odpowiednią sztywność i wytrzymałość. Brakuje w modelu pojedynczych wsporników łączących dół kadłuba z górnym płatem ("papiery"), ale to łatwe do nadrobienia. Niestety zespół wsporników przykadłubowych jest za wysoki i powoduje, że albo trzeba go przyciąć (łączenie trzech listew - trudne), albo wydłużyć wsporniki zewnętrzne (też trudne jeśli chcemy zachować orginalne kształty). Najlepiej trochę dociąć tu, a nieco wydłużyć tam. Pozostają nam koła, któych wsporniki warto zaopatrzyć w szpilki, aby lepiej trzymały sie kadłuba. Model skończony. Zajęło mi to 4 godziny w dwa wieczory, więc w tym tempie (jak znajdę czas) choinka, będzie pełna przed gwiazdką.

Model jest trudny ze względu na braki w instrukcji, jest to cecha wszystkich Kartonowych Światów (poza ostatnimi numerami od Fokkera E.III) i bez doświadczenia w sklejaniu, albo rad np. taty, młody modelarz (a przecież dla nich stworzono tą skalę) nie da sobie z nim rady. Wiem bo rozdałem kilku kolegom KŚ-y i tylko jeden uporał się z zadaniem. Zaletami Fokkera D.VI jest jego atrakcyjne malowanie (choinka!!!) i niska cena. Tak więc, jeśli kupujecie model dla dziecka, zastanówcie się w sklepie ile czasu sami przy nim spędzicie, pomagając rozwiązać zawarte w nim łamigłówki:)



  Powrót do spisu treści


www.konradus.com Get Firefox!