Fanatyk Kartonu Forum Kartonowe

E-zin Kartonowych Fundamentalistów ;-)   

Numer 4 - Październik 2004

Spis treści: Zapowiedzi, Co w sieci piszczy, Recenzje, Relacje z budowy

Powrót do strony głównej

Fanatyk Kartonu #03  <>  Fanatyk Kartonu #05

Witam.

To już czwarty numer "Fanatyka Kartonu". Jak pewnie zauważyliście mamy nową domenę. Mam nadzieję, że zostanie ona "na zawsze". Fanatyk rozszerza się i jest to wasza zasługa! Dzięki nadsyłanym materiałom oraz licznemu poparciu powstają nowe działy. Najważniejszy dla was to Konkursy;-) Po za tym ABC Modelarstwa Kartonowego i Artykuły Specjalne. Zapraszam do udziały w ankiecie na Model Roku Fanatyka Kartonu i w konkursach modelarskich, wszystkie szczegóły na stronie z konkursami.

Niestety z powodu pewnych zawirowań wokół mojej osoby nie zdążyliśmy ze zmianą strony graficznej FK ;-( Poprawimy się.

 

Przemek "Homik" Bogusz

 

kontakt z "redakcją:
fanatyk_kartonu@gazeta.pl

NOWOŚCI i ZAPOWIEDZI

Wydawnictwo pana Halińskiego ponownie zapowiada model brytyjskiego pancernika HMS King George V w skali 1/200. Model ma się ukazać pod koniec roku, cena, autor, okładka jeszcze nie znane

 

W czasie konkursu w Porąbce, otrzymaliśmy "pozwolenie" na zamieszczenie informacji, że w tym roku wydawnictwo GPM wyda model angielskiego krązownika bojowego z I Wojny HMS Lion. Autorem modelu jest Dmitri Hotkin od którego otrzymaliśmy zdjęcia "surówki" modelu (Galeria). Tak jak w przypadku KGV cena i okładka nie znana. GPM wydał dziœ nowy numer Kartonówki (4/2004), sš w niej zawarte modele Kettenkrada w wersji ciągnika lotniczego (skala 1:50) oraz Me262 w tej samej skali.

Nieznane szerzej wydawnictwo Permes, zaczęło przed wakacjami wydawać zeszyty z "modelami" przedstawiającymi rycerzy, samurajów i wikingów (kolejno numery 1, 2, 3). Wszystkie zeszyty zawierają historię odnoszącą się do czasów z których pochodzą przedstawione postacie. Modele są proste, każda figurka składa się dwóch "połówek" i podstawki. Postaci w numerze jest 12-16, jeśli mniej to za to są np. rycerze na koniach, katapulty, ... . Skala nie jest podana, ale chyba jest to 1:25 (biorąc pod uwage wielkość "ludzików"). Modele są niezłym pomysłem dla najmłodszych, proste nie wymagają specjalnych narzędzi poza nożyczkami i klejem, w sam raz na zapoznanie się z modelarstwem kartonowym. Cena każdego zeszytu wynosi 9,50.

 

Rozmiar: 18781 bajtów

 

Jak zawsze po cichu JSC wydało kolejny model. Jest to model pancernika z I Wojny Friedrich der Grosse w skali 1:250. Model tak jak i inne nowsze modele z tego wydawnictwa w bardzo ładnej szacie graficznej i jak zawsze bez poszycia dna ;( Cena 42 zł. Mam tu propozycję do wydawnictwa JSC (ale nie tylko, może się znajdzie jakiś zapaleniec), Fanatyk Kartonu bardzo chętnie przyjąłby pliki z poszyciem dna do modeli w skalach 1:250 i 1:400, sądzę że takie rzeczy do wydrukowania we własnym zakresie przydałyby się wielu modelarzom.

 

Answer odżywa, powoli ale może skutecznie. Na październik zapowiadane są dwa modele: kuter torpedowy PT-109 w skali 1:100 (KET cena ok.19zł) i myśliwiec P.11c w skali 1:50 (KŚ cena ok.5zł). Kolejne proste modele dla młodszych modelarzy.

Orlik zaskoczył wszystkich w Porąbce witając zwiedzających swoim nowym modelem prosto z drukarni. Tą niespodzianką jest model ciężarówki Zis-5 w skali 1:25, autorsta pana Kołka. Wiecej o tym modelu w recenzji poniżej. Orlik nic oficjalnienie zapowiada, ale miłośnicy maszyn z II Wojny powinni już zbierać fundusze na nowe "letadla" spod czeskiej granicy.

Także w Porąbce swoją nieoficjalną premierę miały dwa modele w wydawnictwa Modelik. Oba pojazdy (chyba więc "seria" lądowa będzie w listopadzie) są w skli 1:25 i przedstawiają bardzo ciekawe polskie pojazdy kołowe. Mniejszy to samochód sanitarny na bazie przedwojennego pojazdu CWS T-1, w miarę prosty i ciekawy tematycznie (w końcu Polska myśl techniczna). Drugi, znacznie większy (format A3), to dźwig na podwoziu ciężarowym Star 12.185.

Od pewnego czasu pan Grzegorz Składanek z wydawnictwa Quandt (Quest Model Kartonwy) zapowiada model C.K. torpedowca 98 M. Czyli kolejny po parze Podhalanin/Ślązak i Nowiku model małego okrętu z I Wojny. A my czekamy nadal na Apraksina.




CO W SIECI PISZCZY... J

Powrót do spisu treści

Często, nie tylko ja, jestem zasypywany pytaniami w stylu: "czy był już wydany model Yamato w skali 1:200" - pytanie oczywiście wyolbrzymione, ale wyrażające problem młodych lub trochę zagubionych modelarzy. Aby im pomóc kolega Orinoko stworzył aktywną bazę danych w której można sprawdzać takie rzeczy i inne (np. spis modeli wg: skali, autora, wydawnictwa, typu, kraju). Baza ta, czyli Wielki Spis Modeli Kartonowych działa już od kilku miesięcy i z każdym dniem się rozrasta (także dzięki licznym chętnym do współpracy). Tak więc, jeśli szukasz inforamcji o jakimś model zjażyj wpierw do WSMK:-)

Wielki Spis Modeli Kartonowych 




RECENZJE J

Powrót do spisu treści

Wszyscy wchodzący na konkurs w Porąbce mieli zdziwione miny, kiedy oglądali przywieziony prosto z drukarni najnowszy model wydawnictwa Orlik. Niespodzianka jakich mało, naprawdę. Zis-5 autorstwa Bartłomieja Kołka, jest lub będzie jednym z najlepszych i najciekawszych wydań tego roku.

Zis-5 jedna z najpopularniejszych ciężarówek ZSRR w czasie drugiej wojny jak dotychczas miał tylko jeden model na naszym rynku, był to pierwszy numer wydawnictwa Answer, który moim laickim zdaniem jest o co najmniej jedną klasę niżej niż nowy model z Porąbki. W ogóle, modele ciężarówek (nie tylko wojskowych) są rzadkością na rynku, trochę było w GPMie, kilka w Modeliku (ostatni świetny Star 266) i pojedyncze egzemplarze w innych wydawnictwach. Model z Orlika jest w skali 1:25 i przedstawia maszynę mł. sierż. Protopopowa.

Co w środku? Dużo :-) Model składa się z 8 arkuszy A4 kartonu, 2 arkuszy z częściami na papierze, oraz stronami z instrukcją. Tak jak we wszystkich nowszych modelach z tego wydawnictwa mamy dołączony do Zisa plakat A3 z rysunkiem z okładki. Oprócz samej ciężarówki, możemy wykonać kilka drobiazgów: dwa CKMy Maxim wz.1910 (dla mnie absolutna rewelacja - będę prosił o ten model do następnego numeru Fanatyka Kartonu), beczki, skrzynie, łopatę, drogowskaz z napisem "na Berlin", brakuje tylko modelu Protopopowa :-) Model wydrukowany jest bardzo dobrze, widać że zamiana drukarni pomogła modelom Orlika. Sam model można przeznaczyć dla szerokiego spektrum modelarzy. Młodsi wykonają go z zamkniętymi przedziałami silnika i kierowcy, starsi - z pełnym silnikiem (paski klinowe, świece, ...), ruchomym układem kierowniczym, skrętnymi kołami i ruchomymi drzwiami i maską Zisa-5. W wresji zaawansowanej model można śmiało traktować jako konkursowy i walczyć z nim przeciwko Starom 266 z Modelika. Teraz trochę dziegciu. Znalazłem trzy elementy które mi nie pasują w modelu (pewnie znawcy sprzętu kołowego wyłapią więcej w konstrukcji, ale ja piszę z pozycji modelarza lotniczo-okrętowego). Po pierwsze płaski bieżnik, ale Zis-5 (egzemplarz 1:1 był do obejrzenia w Porąbce) miał go ,wg mnie, tak płytki, że w skali 1:25, ciężko to odwzorować w standardzie (artykuł o robieniu bieżnika w pojazdach kołowych, w dziale ABC autorstwa Wojtka Zagozdy tutaj). Po drugie, brak zaznaczonych środków okręgów, ostatnio standard z uwagi na coraz popularniejsze cyrkle tnące. Jako trzeci minus, zamazany napis ZIS umieszczonyy na atrapie chłodnicy.

Podsumowując za 22 zł (!!!) dostajemy świetny model dla "kołowców", który może wykonać zarówno modelarz zaawansowany, jak i początkujący. Mój egzemplarz dostał pewnien młody (hmm?) modelarz i już niedługo w Fanatyku Kartonu relacja z budowy Zisa-5. Model do recenzji przekazało wydawnictwo Orlik z Porąbki (http://orlik.konradus.com).

Jako jedenasty model z wydawnictwa Orlik ukazał się Northrop XP-56 Black Bullet autorstwa pana Tadeusza Grzelczaka. Jeśli Orlik będzie wydawał tylko takie perełki lotnicze (a mamy przecieki że tak będzie) to wróżę mu silna pozycję na rynku modelarskim, cena także jest przystępna, bo 15-16 zł za samolot jednosilnikowy to o 5-7 zł taniej niż innych wydawnictw (no, może poza Modelikiem i Questem).

Co to był za samolot ten Czarny Pocisk, zapytają miłośnicy Spitfire'ów, "Stodziewiątek" i Mustangów? W przed i w trakcie II Wojny, każde mocarstwo przewidywało wejście do uzbrojenia samolotu myśliwskiego z śmigłem pchającym, widząc, w tym środek do polepszenia osiągów samolotów (lepsza aerodynamika płatowca), oraz łatwiejsze montowanie uzbrojenia (brak potrzeby sychronizatorów). Przykładami takich maszyn były np: Fokker D.XXIII, J7W Shinden, XP-55 Ascender oraz właśnie XP-56. Jednak gwałtowny rozwój silników lotniczych oraz wprowadzenie na stan samolotów odrzutowych spowodowało bezcelowość "utrudniania" życia pilotom i przemysłowi. Black Bullet jest tego typowym przykładem, oblatany w 1943 roku, został zbudowany w dwóch egzemlarzach. Pierwszy się rozbił, drugi "wylądował" w muzeum. Osiągi maszyny nie były nadzwyczajne - 644 km/h, w czasie gdy P-51 dawno już przekroczył 700 km/h. Model z wydawnictwa Orlik, przedstawia drugi prototyp XP-56.

Model składa się z 4 arkuszy kartonu A4, 2 arkuszy z wręgami, plakatu, oraz stron z instrukcją. Można przyczepić się do wielkości rysunków montażowych, chyba lepszym rozwiązaniem byłby druk dwustronny, ale z większymi ilustracjami. Malowanie samolotu (olve drab/neutral grey) przedstawiono bardzo dobrze, jest to właściwie maksimum możliwość wydawniczych bez użycia waloryzacji i druku 3D. Podobają mi się małe obrazki na każdym arkuszu z namalowanym XP-56, oraz jego nazwą. Niby "nic" a cieszy oko. Można przyczepic się za to do kabiny pilota i wnęk podwozia. W przypadku tych drugich tylko do koloru (wg mnie "trochę sztuczny"), a w przypadku kokpitu mocno uproszczony. Właściwie wszystko jest nadrukowane na panele boczne i tablicę przyrządów (plus "zielony" kolor). Co się może za to podobać to kontynuowanie polityki wydawania modeli samolotów z możliwością wyboru wykonania powierzchni sterowych jako ruchome lub stałe. Szkoda tylko, że nie można zrobić ruchomych slotów (do tej pory były chyba tylko w Avangerze z GPMu). Do modelu dołączona jest tablica przyrządów do Seafanga, której zabrakło w tamtym modelu. Prosiłoby się wręcz o umieszczenie jej "ściągnięcia" ze strony wydawnictwa (nie każdy musi chcieć kupić Black Bulleta), choć fakt jej umieszczenia jest dobrym znakiem.

Podsumowując, za 16 złotych otrzymujemy model samolotu którego jeszcze nie było na rynku. Ciekawy i atrakcyjny temat, plus przemyślana konstrukcja sprawiają, że XP-56 powinien trafić na półkę (oczywiście sklejony, a nie do archiwum;-) każdego miłośnika lotnictwa. Mój egzemplarz dostał się na czołówkę modeli do zrobienia przeze mnie, więc relacja z budowy tego samolotu już niedługo. Model do recenzji przekazało wydawnictwo Orlik z Porąbki (http://orlik.konradus.com).

Jednym z najnowszych modeli z oleśnickiego wydawnictwa HobbyModel jest samolot Tupolew Tu-128M Fiddler w skali 1:33. Tu-128 był najcięższym myśliwcem, jaki kiedykolwiek latał. Ten ponad 43 tonowy płatowiec służył jako samolot przechwytujący rakietowe pociski balistyczne. W latach 60-tych i 70-tych był podstawowym myśliwcem do tego rodzaju zadań, po wprowadzeniu maszyn Su-27 i MiG-31, Tupolewy zaczęły przechodzić do rezerwy. W 1994 ostatnie Tu-128 pocięto na złom. Wersja M przeznaczona była do niszczenia pocisków na niskim pułapie.

Model przytłacza, naprawdę. Zarówno przed jak i po sklejeniu robi spore wrażenie. Co mamy w wersji 2D, czyli przed wzięciem nożyczek w dłoń? Gruby zeszyt A3 ze świetną okładką nowego typu. Model składa się z 11(!!!) arkuszy kartonu i 4 arkuszy papieru. Co prawda na kartonie wydrukowane są też wręgi, ale nie zmienia to faktu rozmachu Pana Grabowskiego. Kolory (a głównie podstawowy - srebrny) są nałożone prawidłowo, i wg mnie, tylko Skyrocket z EMy2000, miał lepszą "blachę" wydrukowaną na papierze matowym (kreda daje inne wrażenia). Instrukcja jest zwięzła, ale liczne rysunki montażowe wyjaśniają większość wątpliwości. Jak mówi sam wydawca: "modele z HobbyModel, nie są przeznaczone dla początkujących i trzeba przy nich trochę pomyśleć" - święte słowa :-). Model jest wyrysowany (tak jak wszystkie HM oprócz Magistera) ręcznie, co dla niektórych jest wadą, dla mnie nie. Przyczepię się tylko do kabiny pilota, znów bez większych szczegółów, mówiąc krótko, ale wg zapowiedzi, następne modele, będą już "komputerowe". W modelu oczywiście można wykonać ruchome powierzchnie sterowe.

Model po sklejeniu ma długość 91 cm i rozpiętość 53 cm. Cztery zdjęcia gotowego modelu można zobaczyć na IV stronie okładki. Malowanie jest wg Przeglądu Konstrukcji Lotniczych z bliżej nieokreślonego pułku lotnictwa radzieckiego (niebieski 71 z czteroma gwiazdkami pod kokpitem). Reasumując za niewielkie pieniądze (Tu-128M kupiłem u wydawcy za 16 (!!!!!) złotych, w sklepach trochę drożej, ale i tak za śmieszną sumę 24zł), otrzymujemy, wspaniały model dla miłośników "rur", wydrukowany na wysokim poziomie wydawniczym, który tak jak inne modele z Oleśnicy, będą okupować czołowe miejsca na konkursach, przez najbliższe 5 lat. Należy pochwalić p.Grabowskiego za odwagę, wydawania modeli, maszyn niezbyt popularnych lub zapomnianych. Niedługo postaram się napisać o kilku starszym modelach z tego wydawnictwa które znajdują się w moich zbiorach (Suchoj S-37, Jak-28PM, Avro Arrow, Ła-15, ..., mam sentyment do tych modeli, bo swą przygodę z kartonem, zacząłem od innego modelu Pana Michała - Harvarda z MM).


Dawno, dawno temu, kiedy nikt nie myślał o wydaniu lotniskowca w skali 1:200, ukazało się kilka okrętów tej klasy w skali 1:300. Takie "sławy" jak: USS Enterprice, HMS Victorious (Kartonowy Arsenał), USS Lexington, Hiryu, USS Enterprice (atomowy) (GPM), Akagi, USS Saratoga CV3 (FlyModel), Zuikaku (Modmor), Arromanches, HMS Ark Royal, USS Belleau Wood i USS Essex (Mały Modelarz), sprawiały że każdy miłośnik okrętów miał możliwość ich sklejenia. Dziś lotniskowce są albo niedostępne (wszystkie 1:300, poza ostatnimi trzema MM-ami), wielkie (1:200), drogie (60-120zł) i skomplikowane (Zuikaku, Shokaku, USS Saratoga CV3 (GPM), USS Saratoga CV60 (FlyModel), Junyo (Answer), USS Gambier Bay (Kartonowy Arsenał)). I jest żal, że młody modelarz nie może sobie pozwolić na kupienie i sklejenie modelu takiego okrętu. Przedmiotem mojej recenzji będzie USS Saratoga CV3 w skali 1:300, którą w zamierzchłych (ok.1995r) czasach wydał FlyModel.

Model przedstawia "Sarę" w malowaniu przedwojennym. Mimo "małej" skali, okręt po sklejeniu nie jest taki znów mały - 87 cm to więcej niż np. Gambier Bay w 1:200. Model składa się z 15 arkuszy A3, a właściwie 14 A3 i jednego "ciut" większego, przez który USS Saratoga ma pewien feler. 7 arkuszy wydrukowanych jest na kartonie, z tradycyjnymi dla wczesnego FlyModelu "wylaniami" kolorów poza kontury, co absolutnie nie jest wadą (nawet pomocą jeśli któraś część okazuję się za mała), ale wygląda trochę niechlujnie. Na jednym arkuszu papieru kredowego wydrukowano 14 samolotów (6 Devastatorów i 8 Wildcatów) w żółto-srebrnym malowaniu. O ile same samoloty są uproszczone, choć nie tak bardzo jak w np. HMS Victorious z Kartonowego Arsenału, to ich malowanie jest błędne, choć ładne. Poprostu, wszystkie maszyny mają ten sam kamuflarz, co jest nieprawdą (zobacz niezły artykuł w "HobbyModel" nr 7), ale w dzisiejszych czasach dostęp do skaneru i drukarki jest dosyć prosty i można to samemu poprawić. 3 arkusze zajmują wręgi, a pozostałe instrukcja budowy. Feler o którym wspomniałem to pomysł podzielenia pokładu lotniczego Saratogi na dwie części, przez co arkusz na którym je wydrukowano, jest o 15-20 mm dłuższy od pozostałych i przez to zwykle (nie widziałem do tej pory tego modelu z nie zniszczonym pokładem) jest pogięty na krawędzich. Sam model oceniam pozytywnie, jest to standardowy produkt p.Kraśnickiego, czyli bardzo dobry na swoje czasy, obecnie jest ciekawy tematycznie i nadający się do sklejenia.

Podsumowując (ale ja marudzę na ten temat ;-), szkoda że nie ma obecnie dostępnych lotniskowców w skali 1:300. Choć nie były to najprostsze okręty do sklejania to na 3-5 model nadawały się w sam raz. Duże i ciekawe dla każdego. Obecnie do wyboru mamy albo "giganty" w 1:200 (już widzę 15-latka sklejającego Junyo,a w tym wieku ja popełniłem Ark Royala), albo bardzo miłe w 1:400 z wydawnictwa JSC, lecz pozbawione części podwodnej, co dla większości kupujących jest co najmniej kłopotliwe. Choć patrząc na nowy Zuiho w tej skali jestem gotów wrócić choć na moment do "czterysetki", po prostu "cudo". Teraz smutna wiadomość - jeśli już się uda znaleźć model lotniskowca w 1:300 (poza trzema z MM z lat 90-tych) to osiąga on cenę nawet powyżej 100zł, straszne ... .

Delta T jest najbardziej wyspecjalizowanym wydawnictwem na naszym rynku, tylko kolejki i kolejki :-) Pan Dąbrowski wydaje modele z najróżniejszych epok w populanej skali 1:87. Ja jednak zainteresowałem się modelem parowozu wąskotorowego Dn2t w skali 1:45. Powodów było dwa. Po pierwsze jest to skala uniwersalna, pozwalająca na wykonanie modelu dosyć sporego (w stosunku do HO), ale nie tak "wielkiego" jak 1:25 (wymiary np. Ol-49 nie pozwalają na tworzenie większej ilości (choć nawet jednego) modeli w tej skali w przeciętnych warunkach mieszkaniowych. Po drugie, dołączony do parowozu "pług śnieżny", dla mnie rewelacja temetyczna.

Przy oglądaniu modelu zaskakuje kilka rzeczy nie spotykanych w innych wydawnictwach. Znajduje się w nim dział "ABC", którego część w tym numerze dotyczy wykonywania walców, stożków i tulei z kartonu. Jak pamiętam tylko w starszych numerach z Shipyardu, występował taki dział (nie licząc bardzo starych Małych Modelarzy). Drugi ciekawy pomysł to umieszczenie "instrukcji" wykonania dioramy zimowej, do której pasuje jak ulał ten model. Trzecią niespodzianką jest dołączenie drugiego modelu parowozu, tym razem w podziałce HO. Model wydrukowany jest na ładnym kartonie, w druku nie zauważyłem żadnych przesunięć czy też wyblaknięć. Kolory (szczególnie pługu) są żywe (żółto-niebieski pług i zielony parowóz). Oczywiście można wykonać pełne wyposażenie zarówno Dn2t jak i pługu. Możemy tez wybrać, czy wolimy elementy wyposażenia nadrukowane, czy też doklejone z osobnych części. Słowem, sami możemy stopniować skalę trudności modelu. Oczywiście model parowozu w skali 1:87, nie jest zwykłym zmniejszeniem modelu ze skali 1:45, tylko jego poważną modywfikacją (choć w nim też można wykonać wnętrze). Instrukcja tekstowa jak i obrazkowa, wyjaśnia wszystkie problemy montażu.

Mimo iż modele parowozów przeznaczone są przeważnie dla zaawansowanych modelarzy, Dn2t śmiało mogę polecić również "młodzieży kartonowej". Model skleja się nieźle, widać go czasem na konkursach, w których nie ma szans na zwycięstwo z powodu przygniatającej przewagi wielkości Ol-ek i Kriegsloków (może podział kategorii kolejowej na skale 1:25, 1:32-1:64, 1:87-i mniejsze??). Cena modelu także nie powala na kolana, 14 zł za 6 arkuszy kartonu, plus dodatki offsetowe jest rozsądną propozycją. Tak więc modelarz pragnący się zmierzyć z kolejkami, przed wzięciem się za Ty-2 czy też Ty-37 powinien poćwiczyć na takim , w miarę, prostym modelu.

Niszczyciele w skali 1:200, zawsze były, są i będą najpopularniejszymi modelami okrętów z kartonu. 50-60 cm długości pozwala sie "wyżyć" zarówno doświadczonym modelarzom (albo być przerywnikiem między kartonowymi olbrzymami z kartonu typu Yamato, czy też Saratoga), jak i być miłym początkiem dla młodzieży i początkujących "kartonowców". Modele tych okrętów przeważnie nie są skomplikowane (wyjątek Yukikaze) i mogą być wybierane "w ciemno" przez kupującego (kierując się oczywiście wyborem tematycznym, np. polskie, japońskie, amerykańskie, ...). Modelik, choć rzadko wydaje modele okrętów, to stara się wybierać dla nas pozycje ciekawe historycznie (z malowaniami zawsze był kłopot - szary i tyle). Jednym z nowszych modeli jest niszczyciel USS Porter w skali 1:200, autorstwa p.Turalskiego.

Klasa niszczycieli amerykańskich do któych należał Porter, wyróżniała się piękną sylwetką (niektórzy uważają ją za podobną do lekkich krążowników amerykańskich) i silnym uzbrojeniem (8 dział 127 mm, 8 rur torpedowych 533mm). Model który umożliwia nam zbudowanie tego okrętu, przedstawia jego przedwojenną wersję z oboma masztami, czyli dla modelarza atrakcyjniejszą. USS Porter (DD-356) przekazano do służby 25 sierpnia 1936 roku i do 1937 roku służył na Atlantyku, potem przesunięto go na Pacyfik. Tu przed wojną (amerykańsko-japońską oczywiście) przeszedł modernizację, w czsie której pozbawiono go charkterystycznych trójnożnych masztów i częsci nadbudówek, wzmocniono także uzbrojenie plot. Modernizacja objęła także drobniejsze części wyposażenia jak dalmierze, łodzie okrętowe, ... . Porter wyruszył z Pearl Harbour 5 grudnia 1941 roku, czyli na dwa dni przed atakiem lotonictwa Cesarstwa. Do czasu bitwy pod Santa Cruz, okręt wykonywał głównie zadania patrolowe i eskortowe. W czasie tej bitwy US Navy straciła lotniskowiec Hornet, DD-356 osłaniał lotniskowiec Enterprice i podejmował lotników z zestrzelonych lub wodujących samolotów. W czasie ratowania rozbitków z Avangera, Porter otrzymał torpedę w kotłownię. Przez lata mówiono o tym, że storpedował go japoński okręt podwodny (w związku z tym dobito okręt "na miejscu" przez własne niszczyciele), jednak ostatnie badania wykazują, rzecz bardziej ciekawą (dla nas, i historyków oczywiście). Wg najnowszych obliczeń, Portera zatopiła torpeda z Avangera, którego załogę ratował. Po prostu, przy wodowaniu torpeda uruchomiła się i zataczała kręgi (dlatego widziano dwa ślady torowe torped) i przy drugim "kółku" trafiła w niszczyciel.

A teraz o modelu. Model jest autorstwa p. Turalskiego i zawiera się na 8 arkuszach kartonu, dwóch z wręgani i licznymi stronami z instrukcją. Model jest przerysowany komputerowo i wygląda po prostu bardzo przyzwoicie (po sklejeniu jednak lepiej ;-). Jego malowanie jest jednolicie jasno szare (jeśli miało by być inne to nie moglibyśmy jednak wykonać Portera przed modernizacją) z dużym czarnym pasem na lini wodnej, oraz granatowoszarymi pokładami. Instrukcja pokazuje dokładnie co i jak zrobić, choć w kilku elemetach bardziej szczegółowych przydałoby się więcej obrazków. W modelu (uwaga !!!) brakuje kilku elementów (np. osłony mostka) i jełśi czegoś nie znajdziedzie nie krzyczcie od razu na dzieci, że zabrały, ani na żony że odkurzyły ;-) Model widuje się czasem na zawodach i nie tylko, opinia o nim jest niejednoznaczna. Przeważaja głosy, że ładny, duży, ciekawy, dobrze pasują częsci, ale często słyszy się też, że model jest nierówny, i niektóre jego elemety wyglądają przy sklejaniu znacznie gorzej niż reszta (np. dobrze spasowany szkielet, świetne "wieże" altylerii, kiepskie kominy, niedopracowane nadbudówki, ...).

Oceniając model Portera wziąłem pod uwagę wszystkie kwestie i jednak zdecydowałem się go kupić. Model mimo iż trudniejszy niz inne niszczyciele i troche niedopracowany, wyróżnia się piękną sylwetką któa mam nadzieję że mi zrekompensuje jego braki. Model jest powszechnie dostępny i kosztuje w okolicach 15 zł, czyli tanio, choć ostatnio były jakieś podwyżki. Polecam ten model pod rozwagę.

Zanim powstał Mały Modelarz, na polskim rynku istniało wydawnictwo MON, dziś mało już o nim ludzi pamięta, bo i mało MONówek dotrwało do naszych czasów. Modele były na poziomie wydawniczym jak w latach 60-tych w Małym Modelarzu, co jest zaletą, ponieważ potem MM zszedł na psy (pod względem druku). Obiekty przedstawione w MONówkach, były najczęściej bardzo ciekawe, choć czasem opisane były jako "nowoczesny samolot odrzutowy" (cenzura była wszędzie). Najważniejsze, że wydawnictwo nie ograniczało się do "sprawdzonych" tematów i wydawało modele z najróżniejszch dziedzin, od Batorego po "Nowoczesną stację orbitalną". Ostatnio wpadło mi ręce kilka egzemplarzy i postanowiłem opisać wam model któy mnie wbił w fotel (nie tylko tematycznie) - Fairey Rotodyne w skali 1:50. W Fanatyku Kartonu nr 5 , opiszę za to bombowiec Miaszczew M-4.

Rotodyne należał wiatrakowców, na które moda powraca co kilkadziesiąt lat. Samolot który łączy w sobie cechy śmigłowca (pionowy start) i samolotu (wysoka prędkość i ekonomiczny lot), był marzeniem konstruktorów od ery pionierów lotnictwa. Jednak z różnych powodów, seryjna produkcja objęła tylko kilka typów tych maszyn. W latach 30-tych popularne były wiatrakowce z wytwórni Cierva (Polska posiadała nawet jedną sztukę), po wojnie właśnie maszyny z firmy Fairey, a obecnie Bell CV-22 Osprey.

Model wiatrakowca Rotodyne został wydany (z powou ówczesych problemów wydawniczych) jako szaro-kremowy, zamiast srebrnego, nie posiada także wnętrza kabiny i części pasażerskiej, co niby w skali 1:50, jest do przyjęcia, ale obecnie gdyby wydawać ten model, należałoby je umieścić. To by były minusy, taraz plusy. Po pierwsze wspaniała (jak we większości MONówek) okładka, autorstwa Pana Adama Werki, na której znalazło się nawet nazwisko autora modelu Pana Adolfa Jarczyka (czy ktoś takie "coś" widział w nowych modelach !!??). W środku 8 arkuszy A4 kartonu z częsciami, jednym z wręgami, oraz 3 arkusze papieru z instrukcją. Kolory na elementach leżą idealnie w lini, żadnych przesunięc czy innych problemów znanych z Małego Modelarza i nie tylko. Części na arkuszach rozplanowane w sposób ułatwiający ich znalezienie (np. częsci wirnika na jednym arkuszu, silniki na kolejnym, na innym skrzydła). Instrukcja głównie słowna (tylko 9 rysunków), ale za to "krok po kroku". Oczywiście jeśli ktoś chciałby sklejać obecnie ten model (jak i każdą inną MONówkę) to raczej go zeskanuje i wydrukuje od nowa, ja bałbym się to pociąć, bo chyba serce by mi tego nie przetrzymało ;-). Model po sklejeniu jest duży, 36 cm długości i prawie 60 cm średnicy wirnika, a więc atrakcyjny.

Czemu (pytanie właściwie retoryczne) nie ma maszyn pasażerskich w kartonie i nie w skali 1:33, ale w 1:50, a nawet lepiej w 1:72-1:100. Model w tak małej skali i tak byłby spory (ok. 50cm), ale prosty (bez wnętrz) i atrakcyjny. Taka kolekcja kilku maszych (np. Boeing 747, Airbus 300, DC-10, Concorde, Tu-154 czy też starsze Boeing 377, Constelation, Tu-134) byłaby wspaniała nie tylko dla najmłodszych, niech pierwszy rzuci nożyczkami ten, który nie chciał miec nad głową kartonowego Concorde'a ;-) Tak na zakończenie pytanie - Kto ma prawa do modeli z MONu ?? Czy żaden z wydawców nie myślał o wznwoieniu kilku maszyn z tych, już niestety niedostępnych modeli?




RELACJE Z BUDOWY J

Powrót do spisu treści


Autor: Grzegorz Nowak (W).Tworząc już od dłuższego czasu kolekcję pierwszych samolotów myśliwskich II RP byłem bardzo szczęśliwy jak do moich uszu doszły plotki o mającym się pojawić modelu Bristola F.2b Fightera. Co prawda jako myśliwiec u nas nie latał - bardziej jako rozpoznawczy, ale co tam! ;-) I wkrótce - po dłuuuuuugim oczekiwaniu pojawił się nakładem wydawnictwa QUANDT w opracowaniu, tradycyjnym dla tego tematu i tej firmy, czyli Marka Pacyńskiego. Model ten opisano już in-box w jednym z poprzednich Fanatyków Kartonu (FK#02 - sierpień 2004), ja dodam tylko że składa się z offsetowej okładki (2xB4) zawierającej instrukcję na której zamieszczono też elementy rur wydechowych jak i czterech arkuszy B4 z resztą części modelu.

Pierwsze wrażenie - niezwykle pozytywne dla tego modelu (kolor, jakość druku) osłabiają tradycyjne już dla Pana Marka „niedoróbki” wymagające retuszu - tzn. braki kolorów na elementach drewnianych, czy częściowy brak faktury drewna na tablicy przyrządów, fotelu pilota, czy - co jest bardzo widoczne po sklejeniu - na kołpaku śmigła (podobnie jak np. Aviatik Berg D.I i Fokker D.VI z Answeru). Zauważyć można także że na prawym górnym płacie źle umieszczono punkty do umocowania środkowych zastrzałów - są one zaznaczone tak z góry jak i z dołu!!! Instrukcja budowy modelu wersji tekstowej praktycznie nie istnieje, na szczęście są jeszcze rysunki techniczne. Po dokładnym przestudiowaniu ich, pełen wiary w swoje doświadczenie i moc twórczą (a także dodatkową literaturę ;-) przystąpiłem do prac.

Na początek zagruntowałem wycinankę rzadko rozcieńczonym Caponem (jakoś nie wierzę w "ponalowanie";-) dzięki czemu uzyskuję bardziej plastyczny (jak blacha) i mniej strzępiący się papier. Łatwiej też usunąć jest wszelkiego rodzaju zabrudzenia – tak z kleju jak i z farby. Po wysuszeniu lakieru zacząłem wycinać – na pierwszy ogień poszła kabina pilota i kadłub. Wszystko pasuje bardzo dobrze, jedyny kłopot miałem z umiejscowieniem części nr 8 – nie widać dokładnie na żadnym rysunku gdzie należy ja przykleić, czy ma się znaleźć w środku kabiny, czy na zewnątrz...Zresztą nie ustaliłem tego do tej pory a element u mnie znalazł się w środku kabiny...Należy też pamiętać o wklejeniu zapasowych magazynków amunicji do km-u obserwatora – potem może to być kłopotliwe. Następnym etapem budowy było wykonanie maski silnika - tutaj też nie mam najmniejszych zastrzeżeń, elementy pasują bardzo dobrze, należy nie zapomnieć o wcześniejszym wklejeniu km-u i wnęk na rury wydechowe przed zmontowaniem całości. Jedynym elementem wymagającym większej pracy jest wykonanie żaluzji silnika. Śmigło zostawiłem do wklejenia na koniec, aby m nie uszkodził go w trakcie dalszych prac nad modelem.

Dalszym etapem prac było wykonanie usterzenia modelu. I tu nie napotkałem żadnych problemów, po dopasowaniu wszystkiego uważając na geometrię (!!) przykleiłem ogon do kadłuba. Po jednodniowym odpoczynku ruszyłem do sklejania płatów. Tutaj zmieniłem troszkę zalecenia autora – montując szkielet płatów z części 37BLi BP a także 40 BL i BP wykonałem całkowity dźwigar skrzydła a potem wkleiłem go w środek kesonów – dzięki temu miałem już ustalony wznios skrzydeł. Miejsce do wycięcia otworów pod golenie podwozia zastawiłem na koniec – po całkowitym zmontowaniu dolnego płata. Tak samo dałem sobie spokój z wcześniejszym wklejaniem szablonów III, IV i V (od piramidek mocujących dolny i górny płat do kadłuba) – pomysł ten jest dla mnie całkowicie pozbawionym sensu – niczemu nie służy, a tylko niesamowicie utrudnia ( jeśli wręcz nie uniemożliwia) poprawne wykonanie skrzydeł. Technika montażu płata dolnego jest taka sama jak górnego – najpierw na przygotowanym szkielecie ( dźwigar + keson) oklejamy centropłat wraz ze sklejkami łączącymi, potem sklejone na krawędzi spływu końcówki skrzydeł przyklejamy uważnie do szkieletu i centropłata, następnie formujemy końcówki skrzydeł – ja zaczynam od krawędzi spływu do krawędzi natarcia. Przy sklejaniu oczywiście zwracamy uwagę na to aby nie zwichrować krawędzi spływu!! Po sklejeniu wyciąłem otwory w dolnym płacie i wkleiłem tam części nr 36 – porozcinane tak aby każdy bok był oddzielnie – łatwiej mi tak było to wkleić. Następnie wykonałem zastrzały mocujące dolny płat – najpierw piramidkę wykorzystując ukośne fragmenty szablonów III i IV, potem , podobnie zastrzały do piramidki do górnego płata.

Montaż skrzydeł rozpocząłem od dolnego płata. Najpierw wkleiłem w skrzydło zastrzały 44 i 45, potem uważnie kontrolując względem ogona geometrię zamocowałem płat do kadłuba. Dalszym etapem prac było zamocowanie pozostałych zastrzałów i ....przyklejenie górnego płata...! I tu nastąpił błąd – zapomniałem o wcześniejszym zamocowaniu wszystkich detali na kadłubie samolotu. Największy problem sprawiło mi później doklejenie owiewki pilota, ale nie ma tego złego.. dzięki temu zobaczyłem że szablon szybki należy skrócić o połowę. Powoli zaczynał mnie ogarniać „leń modelarski”, dlatego uprościłem sobie prace rury wydechowe wykonując częściowo z igielitu, a potem malując na właściwy kolor. Po wykonaniu wszystkich pozostałych detali i zamocowaniu ich we właściwe miejsce ( wyjątek – km obserwatora z obrotnicą – podobnie jak śmigło stwierdziłem że będzie mi przeszkadzać w tym etapie prac i dokleję na końcu) zacząłem robić podwozie. Dość skomplikowana jest płoza ogonowa i należy tutaj zachować dużą uwagę przy montażu, samo podwozie jest proste – ale należy bardzo starannie mocować je do kadłuba. Szczególnie utrudnia to fakt iż należy „objąć” goleniami podwozia dolny płat. Po zakończeniu prac nad podwoziem, szczęśliwy ze i tu udało mi się zachować właściwą symetrię na zupełnym „luzie już wykonałem część 68 (taki milutki model prądnic z wiatraczkiem ;-) Mając już prawie gotowy model musiałem jeszcze opleść go stosowną „pajęczyną” drutów, do tego celu tradycyjnie wykorzystałem szarą nitkę wyplecioną z pończochy.

Do modelu dokleiłem śmigło i km obserwatora (w "okolicach" tego km-u występuje część nr 78 z którą kompletnie nie wiadomo co zrobić) , a miejsca przybrudzeń klejem pomalowałem bezbarwnym matem... Ahaa... retusz modelu oczywiście wykonywałem na bieżąco, farbkami akwarelowymi ASTRY i odpowiednimi Pactrami...

Prawda jakie to proste?? ;-) Niecałe dwa tygodnie i już Red.Nacz. mógł „naciągnąć” mnie na tą relację ;-) W trakcie prac nad modelem posiłkowałem się dodatkową literaturą w postaci książek A. Morgały „Samoloty wojskowe w Polsce 1918-1924, Lampart, W-wa 1997 i Tomasza J. Kopańskiego „Samoloty brytyjskie w lotnictwie polskim 1918-1930” Dom Wydawniczy Bellona, W-wa 2001. Dzięki nim można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, m.in. że zbudowany przez nas model wcale nie walczył ( niestety) w wojnie polsko bolszewickiej ( T.J. Kopański,..., str. 37).

Reasumując: 1. Ciekawy, niedrogi (15-16 zł) model świetnego , zasłużonego dla naszego lotnictwa typu samolotu 2. Poprawne opracowanie nie wykazujące większych błędów uniemożliwiających poprawne sklejenie modelu 3. Polecam go raczej dla modelarzy średniozaawansowanych – ze względu na brak opisu budowy i skomplikowany montaż komory płatów i podwozia.

Dopisek Redakcji Fanatyka Kartonu. Pan Grzegorz Nowak, przedstawionym tu modelem zdobył pierwsze miejsce na VIII Konkursie Modeli Kartonowych w Porąbce (2004r.) w kategorii samoloty jednosilnikowe - senior, o czym prawdopodobnie zapomniał dopisać ze swej wrodzonej skromności ;-)









Autor: Michał "kOZi" Kozłowski Myśląc niewiele, a właściwie wcale, postanowiłem napisać recenzję. Jako że moim najnowszym dokonaniem jest Willys (Modelik 10/2002), stał się on moim naturalnym wyborem.

Okiem rzut pierwszy. Ładny rysunek na okładce, potem kilka akapitów rysu historycznego tytułem wprowadzenia w „klimat”, Dante taktyczno-techniczne i ogólne uwagi dotyczące klejenia modeli. Standard. Połowę pierwszej strony zajmuje instrukcja wykonania, która w moim odczuciu jest niestety mało odkrywcza, ale od czego wyobraźnia. Trzy strony rysunków montażowych, z czego jedna to pięć rzutów modelu w całości. Rysunków jest około 30 i są bardzo szczegółowe, niestety nieco „płaskie”. Jedna strona szablonów do wykonania prętów, drutów, rurek, szybek i tym podobnych elementów.

Okiem rzut drugi - czyli nożyczki w dłoń. Na samym początku rama, której rysunek jest nieco mało klarowny. Trzeba nie lada wprawy przy wycinaniu skalpelami 1mm tektury, zwłaszcza, jeżeli planuje się wykonanie modelu w „standardzie”. Potem idzie jak z płatka. Model kleił się bardzo przyjemnie, części pasują bardzo ładnie. Wyjątkiem są tu tylko przednie błotniki, które są nieco za szerokie i należy je przyciąć od wewnętrznej strony (przy komorze silnika). Najwięcej czasu zabiera wykonanie silnika i skrzyni biegów, które są bardzo szczegółowe. Na wielu osobach ten silnik zrobił nie małe wrażenie. Oczywiście wykonanie ruchomej maski silnika oraz kładzionej szyby dodawało uroku temu maleństwu.

Okiem rzut trzeci - czyli koniec wieńczy dzieło. Model w moim wykonaniu ma wprowadzone kilka zmian. Felgi w wycinance odbiegają od rzeczywistości, polecam poszperać po zdjęciach. Nity (felgi były nitowane) i śruby wykonałem z wikolu, całość pomalowana. Ponadto pomalowałem wały i mosty na kolor bardzo ciemno szary, ponieważ wydaje mi się że nie powinny być zielone. Opony kół zostały pomalowane czarnym matem, a potem przetarte suchym pędzlem i szarą farbą. Kierownicę wykonałem z drutu, ponieważ proponowana w wycinance była trochę za gruba. Pokusiłem się też o wykonanie metalowego pokrowca na karabin. Reflektory dostały odblaski z folii aluminiowo-śniadaniowej i klosze z cienkiej, sztywnej folii nacinanej tępym nożykiem. W chłodnicy zamieniłem rysowaną siatkę na siatkę z lampy elektronowej, wygląda dużo lepiej. Ogólnie model sprawił mi masę radości i mimo swojego skomplikowania, sklejał się bez problemów. Jednak z racji pracochłonności nie polecałbym go jako „model na początek”. Oczywiście nie ustrzegłem się błędów, ale „następny będzie lepszy”. Więcej zdjęć Willysa pod tym adresem www .






  Powrót do spisu treści


www.konradus.com Get Firefox!