Fanatyk Kartonu Forum Kartonowe

E-zin Kartonowych Fundamentalistów ;-)   

Numer 5 - Listopad 2004

Spis treści: Zapowiedzi, Recenzje, Relacje z budowy

Powrót do strony głównej

Fanatyk Kartonu #04  <>  Fanatyk Kartonu #06

Witam.

Smutny ten listopad w tym roku ale jest już "Fanatyk Kartonu" numer 5 ;-) W tym numerze sporo czytania, mniej modeli (tylko, albo aż, gąsienice do Pantery w skali 1:25), ale to z powodu przygotowywania "większych" modeli, z czym się wiąże niestety dłuższy czas ich projektowania. Modele do pobrania jak zwykle w dziale "Modele Fanatyka Kartonu".

Fakt istnienia Fanatyka Kartonu został zakomunikowany większości wydawnictw w Polsce (17 mejli i listów wysłanych) - odzew niewielki, ale jak już to miły i konkretny. Muszę tu pochwalić wydawnictwa Delta-te, Orlik, Permes i oczywiście Quandt, za nawiązanie kontaktu z nami w zakresie konkursów i przekazywania modeli do recenzji - DZIĘKUJEMY!!! FK został też rozesłany do wydawnictw zagranicznych, na razie odzew od AUE, może coś po tym numerze się zmieni.

Teraz trochę statystyki. Do 17.11.2004 odwiedziło nas 4132 różnych czytelników (nie jest to liczba wejśc tylko różnych URL), z czego tylko(!) 83% z Polski, po 5% z USA i Rosji. Inne liczące "rynki" to Czechy, Niemcy, Ukraina, Japonia oraz Meksyk :-) W związku z takim zainteresowaniem, niedługo Fanatyk będzie miał co najmniej działy Modele, Konkursy i Nowości także w wersji angielskiej (lub angielskopodobnej ;-)

 

Przemek "Homik" Bogusz

 

kontakt z "redakcją:
fanatyk_kartonu@gazeta.pl

NOWOŚCI i ZAPOWIEDZI

Wydawnictwo Answer zapowiada na listopad/grudzień 4 nowości. Po pierwsze ciekawy okręt typu 902 ORP "Minor" w skali 1:100 w opracowaniu p.Bonesa, po drugie drugi numer ModelArtu z modelem samolotu Westland Whirlwind (1:33). W skali 1:50 natomiast zapowiadane są dwa modele: Ansaldo A-1 Balila w polskim malowaniu oraz radziecki Spitfire Mk.IX (prawdowpodobnie ten sam model co w malowaniu izraelskim, tylko z dodaną kabiną). Jako zapowiedź przyszłościowa, Spitfire w skali 1:33 w malowaniu z 303 dywizjonu.

 

Modelik p.Olesia wypuścił "świąteczny" zestaw modeli, tym razem kołowo-pancerne. Dla miłośników każdego z rodzajów modelarstwa jeżdżącego coś się tu znajdzie. Ponownie w ofercie Modelika znajdujemy "poloniki" autorstwa p.Kołodzieja, są to samochód sanitarny CWS-T1 (27 zł) oraz Star 12.185 z podnośnikiem PM 0184H (36 zł). Dla miłośników czołgów, są tym razem dwie bardzo ciekawe propozycje: czołg z I Wojny Whippet (30 zł), oraz włoski M 13/40 (36 zł). Model ten o długości 20 cm jest rozrysowany na 19 arkuszach A4, co tam jest w środku ?!!!! Dla wielbicieli terenówek są trzy a właściwie dla modele niemieckie. Pierwszy to reedycja Schwimwagena z 1998 roku w nowym komputerowym opracowaniu (15 zł), a drugi Kubelwagen w skali 1:16 (36 zł), ten sam model (bez żadnych zmian, oprócz malowania), został wydany także w skali 1:25 (18 zł). Wszystkie modele (oprócz Kubelwagena 1:16), są w skali 1:25. Spodziewany termin wysyłki do sklepów - ok. 20 listopada.

Wydawnictwo p. Halińśkiego zapowiada na listopad model niemieckiego ciężkiego myśliwca Messerschmitt Bf110 w skali 1:33 (40 zł). Model nie będzie dostępny w kioskach tylko w sklepach i w wysyłce.

 

 

W Małym Modelarzu prawdopodobnie znów nie będzie Tomcata p.Sałapy ;-) Jako zapowiedź jest model PZL P.37 Łoś autorstwa p.Mistewicza. Ciekawe jaki będzie to model po wyjściu z drukarni, bo statnio co dobrego pan Paweł zaprojektuje to drukarze zepsują ;-(

 

Pan Michał Grabowski z HobbyModel zdradził nam trochę swych tajemnic wydawniczych. W tym roku na pewno ma się ukazać model bombowca Tu-160 Blackjack w skali 1:33 (!!!) (40-75 zł w zależności od miejsca zakupu) oraz kolejna amerykańska rakieta nośna. Jako zapowiedzi mamy inforamcję o licznych wznowieniach starszych modeli w nowym komputerowym opracowaniu. Jako pierwszy śmigłowiec Rooivalk (ok.16zł).

GPM wydał w listopadzie kolejne dwa modele szybowców (znaczy 4 modele, bo w każdej wycinance jest model w skali 1:33 i 1:50): polska Sroka i niemiecki Grunau (ok. 15zł). W Oleśnicy redakcji Fanatyka Kartonu udało się wydobyć z p.Pomorskiego plany wydawnicze na przyszły rok. Możemy zdradzić na razie tylko jedną nowinę - ORP Rolnik w skali 1:100 (całkowicie nowe opracowanie). Po za tym okrętowcy powinni już zbierać pieniądze na modele GPMu w przyszłym roku, oprócz "mniejszych" modeli ma sie pojawić kolejny "gigant".

Pan Tadeusz Dąbrowski wydał w ostatnim czasie serię modeli w pojazdów kołowych w skali 1:87 (relacja z budowy kilku z nich w następnym Fanatyku Kartonu). Wszytskie model składają się z dwustronnie zadrukowanego arkusza A4 i kosztują po 2,50 (EN 94 składa się z dwóch arkuszy więc kosztuje 5 zł). Wszystkie modele są proste i przeznaczone głównie dla młodszych modelarzy oraz jako wyposażenie dioram kolejowych. Oprócz kolejki podmiejskiej EN 94, mamy w tej serii na razie: Żuk A03M, samochód ciężarowy Ursus-A, wóz straży pożarnej z 1922 roku - Chevrolet, Jelcz 317, naczepa NK20 (plus kabina do Jelcza 317 w innym kolorze), oraz 3 maluchy w różnych wersjach. W każdym modelu możemy skalować sobie poziom trudności (np. od płaskiej płyty podwozia do w pełni 3D), oraz wykonać liczne elementy wyposazenia dioram (drabiny, znaki, parkometry, ...). Jako zapowiedź Delata-te przedstawia PrzewoŸnš Stację Trakcyjnš oraz kolejne modele z serii "Kolej Warszawsko-Wiedeńska".

Orlik zgodnie z zapowiedziami w Porąbce wydał model angielskiego myśliwca Hawker Hurricane MK.IIB w malowaniu radzieckim (ok.19zł). Autorem jest Pan Tadeusz Grzelczak.

Wydawnictwo Permes zdradziło nam swoje plany wydawnicze na najbliższy okres, po średniowicznych wojownikach nadchodzi starożytność: Rzymianie (republika oraz cesarstwo), Kartagińczycy, Gallowie, Germanowie, Ateńczycy, Spartowie, Macedończycy, Persowie, ... . W następnej kolejności wojska polskie. Wydawnictwo Permes, wykazało zainteresowanie naszą gazetą i postanowiło w przyszłości przekazac nam kilka modeli do pobrania, dziękujemy bardzo :-)

Poznański Shipyard zapowiada flotę Kolumba w nowym opracowaniu. Czyli Santa Maria, Nina i Pinta w skali 1:96 nadpływają.




RECENZJE J

Powrót do spisu treści

Większość miłośników lotnictwa jest pasjonatami samolotów "dziwnych" i "charakterystycznych". Mimo, iż każdy wie jak pięknie wygląda Spitfire czy Mustang, to jednak na widok maszyny rzadkiej lub "ślicznej inaczej" puls lekko wzrasta ;-) W poprzednim numerze opisałem model Northopa XP-56 Black Bullet, w tym czas na innego "X-a" - Grummana XF5F-1 Skyrocket. Model "samolotu, który połknął własne skrzydło", wydało niedawno wydawnictwo EMA2000, specjalizujące się w modelach do dioram kolejowych. Skyrocket jest drugim z trzech modeli samolotów wydanych przez to wydawnictwo, i każdy jest "inny" (pozostałe to: Messerschmitt Bf109Z i Curtiss SO3C-1 Seamew - szkoda, że ten drugi jest w wersji lądowej).

Pod koniec lat 30-tych, US Navy zaczęło rozważania nad wprowadzeniam na wyposażenie lotnictwa pokładowego samolotów dwusilnikowych w celu zwiększenia ich niezawodności. Firma Grumman, znany do chwili obecnej, producent samolotów dla marynarki wojennej, przedstawiła projekt niewielkiej (ważne dla transportowania samolotu pod pokładem lotniskowca) maszyny myśliwskiej nazwanej Skyrocket. Samolot, ogólnie mówiąc miał być następcą Wildcata, ale okazał się gorszy nie tylko od następnego Grummana Hellcata, ale też od konkurencyjnego Corsaira. Jednak firma Grumman dostała polecenie przekonstruowania XF5F-1, ponieważ kilka z jego cech okazało się wartych ponownego rozważenia - tak powstał słynny F7F Tigercat, ale to już inna historia. Skyrocket został wyposażony w silniki gwiazdowe (ówczesna moda w lotnictwie pokładowym), które wydtnie zwiększyły jego opór aerodynamiczny, w celu skrócenia długości kadłuba, wybrano wariant samolotu w któym płat jest przed kadłubem, który "wgryza się" w skrzydło do połowy jego cięciwy. XF5F-1 miał być uzbrojony w 4 działka 23 mm. Malowanie prototypów było bardzo interesujące: srebrny kadłub, pomarańczowe powierzchnie nośne i stary typ oznaczeń narodowych (gwiazdy z wpisanym czerwonym kołem).

Model tego samolotu chciałem mieć "zawsze" - większe pragnienie na "letadlo" miałem tylko w stosunku do Bristol Fightera (Quest już spełnił to marzenie) i Ciervy C.30a (tu sam chyba będę musiał się wykazać;-). Przyznam się, że warto było czekać. Model z EMY nie jest artykułem w stylu modeli panów Halińskiego i Pomorskiego, czyli maksymalnie skomplikowany. Przeznaczony jest on raczej do sklejania relaksacyjnego, co nie znaczy, że jest uproszczony. Po otwarciu zeszytu zaskakuje nas jakość druku. Model jest wydrukowany bez śladów waloryzacji (co wg mnie jest zaletą) i świerzość srebra i pomarańczu, wpływa na wrażenie w stylu: "jakiś ty piękny". Życzyłbym sobie, aby każdy model był drukowany równie starannie. Model składa się z 4 arkuszy A4 kartonu, plus krótka instrukcja budowy (cecha charekterystyczna dla pana Marka Pacyńskiego) oraz arkusza folii do wykonania oszklenia kabiny. Model trudnościowo i jakościowo, można porównać np. do MiGa-3 z ModelArtu. Jest kilka błędów w numeracji części, ale nie wpływa to na jasność kolejności montażu. Czyli średnio zaawansowany modelarz z łatwością sobie z nim poradzi.Ciekawe czy EMA2000 będzie kontynuować swoją przygodę z samolotami, po Seamewie jakby coś się urwało, a szkoda, bo za normalne (obecnie) pieniądze za tej wielkości model, otrzymujemy, naprawdę przemyślany produkt - 16 złotych to teraz chyba norma za średniej wielkości maszynę z II Wojny.

Podsumowując, model Skyrocketa polecam wszystkim miłośnikom lotnictwa, będzie to ciekawy punkt każdej kolekcji. Ciekawe tylko jak po wykonaniu, będzie się prezentował na konkursach w klasie samolotów wielosilnikowych ?? Czy jak ostatnio PWS-33 Wyżeł, zostanie modelem "nie-na-konkurs", czy też uda mu się przebić jak F-82 i P-38J.

Z 10 lat temu, na początku swojej działalności, GPM wydał model krążownika bojowego SMS "Lutzow" w skali 1:200. W tym roku, na rynek trafiło drugie wydanie tego pięknego okrętu, porawione komputerowo. Mając "pod nosem" oba wydania, dochodzę do wniosku, że czasy modeli kreślonych ręcznie i drukowanych za pomocą 4 kolorów to chyba naprawdę już przeszłość. Nic nie ma przeciwko "starym" modelom, ale dysproporcja między pierwszym a drugim wydaniem "Lutzowa" jest tak duża, że trudno uwierzyć że to ten sam model, tylko w nowej szacie graficznej.

SMS "Lutzow" był pierwszym niemieckim krążownikiem bojowym o nowoczesnym ustawieniu altylerii w superpozycji (wczesniejsze SMS "Von der Tann", SMS "Moltke", SMS "Goeben", SMS "Seydlitz" posiadały wieże altylerii głównej nie rozmieszczone w lini symetrii okrętu). Razem z półbliźniaczymi SMS "Derfflingerem" i SMS "Hindenburgiem" miał być podstawą nowoczesnej lini superdredontów. SMS "Lutzow" wziął udział w słynnej bitwie Jutlandzkiej, jako flagowy okręt sił rozpoznawczych adm. Hippera. Ciężko uszkdzony, został dobity przez własne torpedowce.

Model tego okrętu wiele lat temu (ok. 1994 roku) wydało pod numerem 47 wydawnictwo GPM. Był on jak na tamte czasy bardzo nowoczesny i wg opini modelarzy sklejał się świetnie. Jednak przez te 10 lat graficznie się zestarzał, o ile wykreślanie ręczne modelu, nie jest wadą (dziwią mnie opinie, że jak model został tak wykreślony to jest gorszy od tworzonych komputerowo, jest to wyssane z palca), to druk, za pomocą 4 kolorów (żółty, szary, czarny i czerwony) już razi. Szczególnie to widac na żółtych deskach pokładu. Ucieszyłem się więc, kiedy wydawnictwo pana Pomorskiego, postanowiło wznowić model tego okrętu w nowym, komputerowym opracowaniu. Choć na początku byłem "wkurzony jak osa", za to że nie wydano SMS "Derfflingera" tylko znowu SMS "Lutzow", to jednak po głębszej analizie modelu, uznałem, że moja ocena tego modelu musi być pozytywna. Przeglądając nową wersję modelu, a mając starszą przed "nosem", zauważamy wszystkie różnice między nimi. Na początek okładka, w starszym wydaniu była malowana, może nie jakaś szczególnie piękna, ale ładna, w nowym mam zdjęcie sklejonego modelu. Tu jestem zwolennnikiem okładek "malowanych", dzięki czemu można wczuć się w model. Zdjęcie to tylko zdjęcie (akurat tutaj jest dodatkowo trochę nieostre). Potem mamy instrukcję, kilka stron krok po kroku i z licznymi rysunkami montażowymi. Świetna robota, i szczerze mówiąc wolę takie rysunki, niż renderingi 3D które proponuje pan Haliński w swoich modelach, są bardziej czytelne. Następnie mamy arkusze z wręgami (trochę tektury tu zużyjemy ;-) i juz dochodzimy do arkuszy kartonowych z częściami.Układ części jest w ok.90% taki sam jak w starym wydaniu, dodano tylko częsci dodane w nowej edycji. Wszystko zostało przerysowane na komputerze w taki sposób, iż osoba nie znająca wydania z 1994 roku, może uznać, że jest to całkowicie nowy model. Grafika 3D, oraz deskowanie pokładów, wprawia mnie w osłupienie. Jest to wg mnie najlepiej wydany okręt z I Wojny w kartonie, nawet Frytkowa "Aurora" tu trochę odstaje. Model jest lekko waloryzowany i w pierszej chwili nie widać tego, dopiero drugi rzut oka, ukazuje lekkie przybrudzenia burt, pokładów i wież altylerii. Przed nabyciem tego modelu mój kontakt z wydawnictwem z Łodzi był żaden, a mój stosunek do niego letni, jednak po wykryciu błędów drukarskich w modelu, zmienił się na częsty i bardzo ciepły, dlaczego czytajcie dalej ;-) Model zamówiłem na "przedpłaty", skuszony promocyjną ceną i modą na takie rozwiązanie. Jednak w porównaniu do innych wydawnictw promujących tego typu zakupy, wydawnictwo GPM, dotrzymało terminu dostawy i 2-3 dni po wydaniu, model był już u mnie. Po otworzeniu solidnej paczki, obejrzałem model, zachwyciłem się nim, a potem zdębiałem, bo miał tyle felerów graficznych z drukarni, jak w niektórych starych Małych Modelarzach. Na trzech arkuszach miał "cienie" odbić z innych arkuszy, nadający szczególnie burtom "kamuflarz". Występowały też liczne przesunięcia częsci (nie kolorów) w stosunku do ich planowego położenia. Jako "niespotykanie spokojny człowiek" delikatnie zwróciłem wydawcy uwagę na te błędy, co zaowocowało, dosłaniem do mnie poprawnych arkuszy, razem z kilkoma zapasowymi (tak że mam teraz 164,975% modelu ;-) oraz modelem gratisowym (jeden z szybowców, które przeznaczyłem na nagrody), już na drugi dzień po zgłoszeniu problemu. Pierwszorzędna obsługa klienta! Okazało się ,że dotyczy to ok. 10% nakładu, który został w porę zatrzymany w wydawnictwie i tylko kilka sztuk "wydostało się na zewnątrz".

Model SMS "Lutzow" polecam każdemu miłośnikowi okrętów. Jest to "metr" porządnego modelu, który za odpowiednie pieniądze (50-60 zł) gwarantuje ok. 6 miesięcy miłej rozrywki. Mam nadzieję, że HMS "Lion" Dimitra Hotkina, który ma się ukazać jeszcze w tym roku, będzie równorzędnym "przeciwnikiem" z Jutlandii dla niego. Szkoda tylko, że jak zawsze (prawie) wydawnictwo GPM nie podaje autora opracowania, co nie pozwala mi pochwalić autora. W rozmowach z panem Pomorskim, pojawiał się kilkakrotnie wątek o podobnym "liftingu" innych modeli z GPMu, więc może doczekamy się np. nowego wydania pancernika SMS "Thuringen" (lub któregoś z jego bliźniaków) ??

Czesi nie gęsi i swe modele mają. Choć za naszą południową granicą bardziej popularny jest "plastik" to jednak karton w ostatnich czasach stał się również modny. Oferta czeskich wydawnictw ogranicza się głównie do: samochodów, kolejek, budowli. Jak mówią znajomi z Czech: "samoloty i statki macie lepsze, więc po co mamy to drukować? Taniej u was kupić."

Oj, coś mnie ostatni pociągają kolejki, co z tego będzie :-o ? W Oleśnicy był jak zawsze pan Miroslav Gabriel, który sprzedaje czeskie wycinanki. Miałem za zadanie kupić trochę druciaków w skali 1:50 (czyli od 1:32 do 1:55) na "choinkę" i nagrody dla czytelników. Do kompletu dostałem gratis, model elektrowozu M.400.100 Elinka w skali 1:87. Model sklejony można było zobaczyć na wystawie pozakonkursowej razem z doczepionym wagonem (dopiero potem zobaczyłem, że moja wycinanka jest w wersji "bezwagonowej" ;-( Co do historii lokomotywy to musiałbym lepiej znać czeski, ale z tego co zrozumiałem, była to jedna z pierwszych lokomotyw elektrycznych na ziemiach czeskich (wtedy cesarsko-królewskich). Zbudowana w 1903 roku i zachowana do dnia dzisiejszego. Pojadzd nie był duży, coś około 10 metrów (brak danych wymiarowych w modelu) i po sklejeniu nie jest większy do myszki komputerowej.

Model składa się z dwóch arkuszy kartonu i jednego offsetowego. Na arkuszach kartonu wydrukowane są części modelu od strony wewnętrznej, a od zewnątrz znajduje się na nich rys historyczny ze zdjęciami orginału. Na kartce papieru mamy instrukcję. Zamieszczenie historii na odwrotnej stronie części jest wadą, ale jeśli warunkiem byłby znaczny wzrost kosztów modelu to wolę takie rozwiązanie, ostatecznie ksero A3 kosztuje ok.20-30 groszy, więc jest to koszt żaden. Model rozrysowany jest w sposób charakterystyczny dla czeskich wydawnictw, czyli części są gęsto upchane i oznaczone charakterystycznymi numerami w kółeczkach, oraz mają typowe dla nich zakładki do sklejenia. Sam model jest prosty, choć dla ambitnych mozna go trochę "zwaloryzować", na przykład przez wykonanie ażurowych pantografów oraz "drobnicy" na zewnątrz modelu. Niestety nie ma możliwości wykonania wnętrza modelu, mimo iż ta skala nie jest z zasady przeznaczona do takich rzeczy, to można to zrobić - patrz recenzję EN 57 poniżej.

M.400.001 Elinka można czasem nabyć w Polsce (zarówno przez internet jak i w sklepach). Cena wersji bez wagonu to ok. 5 zł, a z wagonem ok. 7 zł, więc niewiele. Instrukcja mimo iż po czesku, to jednak jest zrozumiała dzięki rysunkom i nie będzie stwarzać problemów nikomu. W sumie, za niewielkie pieniądze można nabyć model ciekawego i rzadkiego u nas pociągu.


Podczas konkursu modeli redukcyjnych w Oleśnicy (październik 2004), można było nabyć za symboliczne 5 zł model Bramy Wrocławskiej z Oleśnicy. Model na tą okazję wydał Miejski Ośrodek Kultury i Sportu. Jak na "model z okazji" Brama jest bardzo dobrym i ciekawym modelem promującym miasto organizatora konkursu.

Oleśnica jak każdy wie, jest miastem położonym na wschód od Wrocławia na "trasie warszawskiej". Słynie ze swej bogatej historii, pięknych zabytków, wydawnictwa HobbyModel, konkursów modelarskich, wiecznych korków dzięki "trasie warszawskiej" oraz książek Andrzeja Sapkowskiego (trylogia o Reynardzie z Bielawy zaczyna się właśnie w Oleśnicy, a konkretnie w pewnej alkowie ...). Brama Wrocławska, jak wskazuje nazwa, znajduje się na dawnym szlaku w kierunku Wrocławia, nawet obecnie można pod nią przejechać samochodem, choć coś większego niż osobowy raczej się pod nią nie zmieści. Jest ona częścią murów obronnych i z daleka prezentuje się wspaniale (z bliska trochę mniej, ale to zasługa niedawnych "upiększeń"). Obecnie znajduje się w niej centrum Miejskiego Ośrodka Kultury i Sportu. Właśnie ta instytucja wydała model Bramy Wrocławskiej i jak na model wydany okolicznościowo, zrobiła to bardzo dobrze.

Model jest prawdopodobnie w skali 1:100 (brak takiej adnotacji w modelu - jedna wada z dwóch, druga to brak nazwiska autora), zmierzyliśmy to na podstawie pomiarów proporcjonalnych do "malucha" :-). Model składa się z 4 arkuszy A4 kartonu, z których jeden jest przeznaczony na instrukcję budowy i rys historyczny, a trzy pozostałe na części. Model wydrukowany jest bardzo dobrze. Nie występuje tu jednolita ściana czerwonych cegieł, tylko zestaw różnoodcieniowych, nie widać też miejsc łączenia pól tekstury. To samo odnosi się do dachówek i dzięki temu model wygląda bardzo realistycznie. Model możemy wykonać w dwóch wersjach (a także w wariantach pośrednich): jako całkowicie blokowej, bez żadnych upiększeń 3D (same bryły), lub też jako model w pełni oddający rzeczywistość. Z okanmi, blankami, przejściami w murze, ... . Na szczęście nie oddano w modelu nowoczesnych dobudówek w stylu "lastrykowo-stalowych" schodów wejściowych. Model ustawiamy na podstawce z namalowaną drogą i krzakami (warto dodać je we własnym zakresie jako trójwymiarowe). Instrukcja słowna dotyczy modelu "prostego", a dla wersji wzbogaconej, przewidziane jest głónie korzystanie z rysunków, na szczęście model jest "intuicyjny" i każdy sobie z nim poradzi.

Model przejęła moja żona i wyraziłą ochotę sklejenia go (jedyny warunek - ma skończyć P-38J z AH, którego już od dłuższego czasu "rzeźbi"). Model mimo iż nie jest atrakcyjny jak Saratoga to świetnie nadaję się na początek drogi modelarskiej. Korzystna jest też cena - 5 zł - szkoda, iż prawdopodobnie, poza Oleśnicą nie będzie on szerzej dostępny, ale jak ktoś znajdzie, niech kupuje, warto.

Jako, że kompletnie nie intersuję się żaglowcami, tylko dzięki przypadkowi zawdzięczam fakt znalezienie się w moich rękach jednego z nowszym modeli wydawnictwa Shipyard - galeonu HMS Revenge. Model, na mnie laiku zrobił spore pozytywne wrażenie, ma jednak wg mnie kilka spraw problematycznych, ale o tym trochę niżej.

Model składa się z 14 arkuszy A4 kartonu, kilku arkuszy z wręgami, żaglami i szablonami wydrukowanymi na papierze, oraz stron z instrukcją. Całość sprawia wrażenie bardzo poważnego modelu. HMS "Revenge" jest jednak modelem "nierównym". Pierwsze co zaskakuje to różnorodność form oddania deskowania. O ile sposób przedstawienia burt jest bardzo ładny i realistyczny, oddany za pomocą ostrej i ładnej tekstury, to np. elementy nadbudówek, są wydrukowane jednolitym kolorem (no, niektóre mają dorysowane czarne "nitki" upodobniające je do drewna). Pokłady są wydrukowane jako tekstura, tekstura rozmyta lub jednokolorowe deski. Model wygląda tak, jakby, został zaprojektowany jakiś czas temu i wydawnictwo postanowiło przerobić elementy "drewniane" na tekstury "drewnopodobne" i nie wszystkie to objęło. Jest to na tyle dziwne, bo modele Shipyardu są przeznaczone dla doświadczonych modelarzy i w kategorii "żaglowce" właściwie nie mają konkurencji na rynku, więc motyw "pośpiechu przed wydaniem "Revenge" przez konkurencję" tu raczej odpada. Muszę również przyczepić się do tekstur przedstawiających "ornamentykę" tego żaglowca - wszystko jest niewyraźne i rozmyte. Nie podoba mi się także sposób przedstawienia szablonów żagli i masztów, wymuszający wykonanie ich we własnym zakresie - rozumiem model dla zawodowców, ale czy rozrysowanie masztów w formie rozwiniętych walców/stożków to problem (żaglowce p.p. Zuzańskich z MM, mają tak to rozwiązane), a tak modelarze nie mają wyboru i albo sami wytoczą maszty, albo muszą je kupić z zestawów dodatkowych. A teraz plusy :-) Model HMS "Revenge" to naprawdę przyzwoity materiał dla miłośników żagli w papierze. Po serii modeli wydawanych na bardzo sztywnym kartonie (właściwie tekturze), w końcu mamy model wydany na białym, miękkim kartonie. Części są wydrukowane bez przesunięć kolorów (też się zdarzało wcześniej). Sam model sprawia wrażenie bardzo trudnego, ale instrukcja jest pokazana (bo tekstu w niej niewiele) w sposób tak przejrzysty, że nawet ja nie miałem problemu ze zrozumieneim "co, gdzie i jak". Takich rysunków montażowych mogą pozazdrościć nawet GPM i Kartonowy Arsenał. Mnóstwo części zapewnia nam kilka miesięcy zabawy z tym modelem.

HMS "Revenge" polecam tylko doświadczonym modelarzom i to ze sporym dorobkiem w żaglowcach. Potrzebne tu będzie wiele umiejętności i własnej pracy. Jest to w końcu model wydany w krótkiej (tylko 500 sztuk) serii i prawdopodobnie tak jak inne modele z Shipyardu, szybko się rozejdzie. Cena też promuje tylko przemyślany wybór, 50-80 zł (w zależności od sklepu) to nie mało, choć nie jest to cena wynikająca z monopolu Państwa Kłyszyńskich na modele żaglowców w Polsce, tylko z nakładu pracy i kosztów wydania tego pięknego modelu. Moja ocena końcowa jest pozytywna, minusy odnoszą się tylko do jakości tekstur i braku zdecydowania w ich zastosowaniu, jednak i tak osoby wykonujące ten model, będą korzystać z materiałów "dodatkowych" i w gotowym modelu umknie to uwadze oglądających. Moim marzeniem jest wydanie serii polskich żaglowców: "Iskra (I)", "Lwów", "Dar Pomorza" w dużej skali (1:96-1:100 - "Dar Młodzieży" już jest z GPMu). Szczególnie cieszył by mnie "Lwów" w malowaniu "nelsonowskim" (czarno-białe burty).

Model ten jest powodem zazdrości mojej do mego kolegi, który go posiada ;-) Mimo, iż ma on 43 lata na karku (model nie kolega ;-), jest to jeden z lepszych modeli, jakie widziałem. Gdyby znaleźć posiadacza praw do niego, sądzę, że od razu znalazłby się chętny do wydania go. Tak jak opisany w poprzednim numerze Fairey Rotodyne, ta "MONówka" także przedstawia model, niezbyt często spotykanej maszyny - strategicznego bombowca o układzie skrzydeł "delta". Pod tym tajemniczym tytułem kryje się bombowiec Miasiszczew M-50. Przypomnijmy młodszym modelarzom, że nawet w latach 80-tych, zdarzały się Małe Modelarze przedstawiające "okręt typu trałowiec", "współczesny samolot stratsferyczny", ... takie były czasy.

Model "atomowego bombowca" został wydrukowany w 1961 roku na 12 arkuszach A4 kartonu, oraz kilku papierowych z instrukcją. Jak zawsze w "MONówkach" piękna okładka zachęca do zajrzenia do środka. W środku ... cudo. Model jest w kamuflarzu dwukolorowym (zielono-błękitny z czerwonymi gwiazdami), który po prawie półwieku, wygląda, jakby miał góra 10 lat ;-) Wszystko żywe, bez przesunięć kolorów, niedolań, czy innych błędów redakcyjnych, a papier prawie biały, niełamliwy karton. Jak potem to się stało, że modele od końca lat 60-tych do dziś wydawane przez LOK, mają tyle "baboli". Miałem w ręku ok. 20 modeli z MON i wczesnych Małych Modelarzy i w żadnym nie stwierdziłem błędów wynikających z druku. Sam model jest duży. Oczywiście nie podano wymiarów orginału, tak jak nie podano skali modelu, ale tak "na oko" jest to skala 1:72, a model ma ok. 80 cm długości . ...

Nie ma w tej recenzji podsumowania, bo co mam napisać, że szkoda iż nie ma modeli maszyn rzadkich - każdy wie jak szkoda. "MONówki" są drogie i niedostępne - są. Lata młodości nie wrócą - nie, ale czasem dobrze potrzymac takiego "białego kruka" w rękach i pomarzyć ... . Chyba będę musiał się "szarpnąć" na wydrukowanie w domu tego modelu, bo wg mnie warto.

Wśród najnowszych modeli z wydawnictwa DELTA-te wybija się model pociągu - Zespół EN 57. Z pewną "nieśmiałością" podchodziłem do tego modelu, okładka niezby zachęcająca ("surówka" z zamalowanymi szybami), a i cena wyższa dwa razy niż inne modele Pana Tadeusza. Jednak po przestudiowaniu modelu, uważam, że 29zł to za mało za "TAKI" model. Oczywiście niska cena cieszy (niska w porównaniu do zawartości) i można się zastanawiać dlaczego, za model tej wielkości inne wydawnictwa liczą sobie "lekko" o 10-20 złotych więcej.

Tak jak w innych modelach z DELTY-te, model nie składa się tylko(!) z modelu pociągu. Na początku mamy obszerną opowieść o kolejkach podmiejskich od "przedwojny" do czasów dzisiejszych. Następnie "wykład" o zespołach EN 57 (czym się różnią poszczególne "roczniki", jakie zmiany w nich zachodziły, ...), oraz jak zwykle kurs modelarstwa kartonowego (w tym numerze "jak wykonać ruchome koła w modelu kartonowym, oraz jak podłączyć go do prądu"). Potem jest obszerna instrukcja montażu, wg której sami możemy stopniować sobie skalę trudności wykonania modelu. Jest to jedna z najlepszych cech Delty-te, ten sam model może wykonać bowiem modelarz z "zerowym" dorobkiem modelarskim jak i "zawodowiec". W EN 57 można wybierać między ruchomymi układami jezdnymi, nieruchomymi, lub też uproszczonymi; wnętrzem (tak wnętrzem !!!) wagonów, czy też ich brakiem; wykonywaniem pewnych części w 3D (popielniczki, listwy, elemetny zewnętrzne, ...), albo zostawieniem ich w formie nadrukowanej. Prezentowane zdjęcia "surówki" w wersji maksymalnie skomplikowanej, zburzyły moją opinię, że modele w HO muszą być uproszczone. W sumie możemy zbudować 3 wagonowy zestaw, który będzie pięknie wyglądał w domu, jak i na konkursie (wielkość po sklejeniu ok. 80 cm) i miejmy nadzieję, że sędziowie nie będą patrzeć tylko na gabaryty (zastanawiam się czy ostatnio wygrało coś innego niż Ol 49 lub Kriegslok). Pan Tadeusz, oczywiście nie mógł wydać tylko modelu samego zestawu EN 57, tłumacząc się wolnym miejscem, zamieścił model małej lokomotywy spalinowej (właściwie ciągnika szynowego) oraz podnośników do naprawy i przeglądów wagonów. Ot, taki mały dodatek :-) Szkoda tylko, że po umieszczeniu wagonu na dioramie "przegląd", nie mamy możliwości zrobienia, obok kompletnego składu, tylko "z przerwą", tu chyba musimy się posilić zestawem skaner+drukarka. W sumie otrzymujemy 14 arkuszy kartonu, gęsto zadrukowanego częściami modeli. Kolory są odpowiednie i żywe, druk 3D podkreśla szczegóły konstrukcji. Sama ilość popielniczek/śmietniczek robi wrażenie. Tak jak w innych DELATAch-te, niektóre elementy są wydrukowane w większej ilości egzemplarzy, aby w razie zniszczenia/zgubienia mieć mniejszy problem z ich dorobieniem.

Jeśli do tej pory uznawałem modele pociągów za miłe "zboczenie", za które miałem się zabrać "kiedyś" (moja małżonka chce parowóz "na telewizor"), to po obejrzeniu zestawu EN 57 jestem skłonny dodać do swojej orientacji morsko(1870-1925)-lotniczej(1903-1973), także kolejki, może nie w formie wiodącej, ale jednak. Modele z wydawnictwa pana Tadeusza polecam gorąco, głownie za ich uniwersalność (od początkujących do zawodowców). Model do recenzji udostępniło wydawnictwo DELTA-te (deltate@wp.pl).

Autor: Darko. Mamy już na naszym "rynku" 4 numer Fanatyka Kartonu, i w czwartym kolejnym nie ma nic o modelach budowli. No coś trzeba tu zmienić, bo i budowle nie gęsi i swoje modele mają. Taka myśl urodziła się we mnie po lekturze dotychczasowych numerów naszego ukochanego periodyku. Niniejszą recenzją, będącą zresztą moim debiutem jako tekściarza, mam zamiar zmienić niechlubną statystykę dotyczącą modeli budynków w Fanatyku Kartonu.

Pod lupę wziąłem model Kościoła Neogotyckiego w Szczecinie-Dąbiu, wydany przez wydawnictwo Modelik w nr 11/2002. Autor opracowania jest R. Adamczewski. Model zaprojektowany w skali 1:150. Cena ok. 24,00 zł.

Teraz kilka słów o obiekcie będącym przedmiotem niniejszej wycinanki. Kościół powołania Wniebowstąpienia NMP wznoszący się w Szczecinie Dąbiu, zbudowany został w XV wieku. Nawowy korpus kościoła posiada granitowy cokół z tego samego okresu. Wieża w dolnej części murowana, pierwotnie zwieńczona była drewnianym hełmem o wysokości 70,5 metra. 18 lipca 1863 roku w wyniku pożaru, po uderzenia pioruna, spalona została wieża i duża część kościoła. W 1865 roku odbudowano kościół wraz z neogotycką wieżą o wysokości 75,60 metra. Właśnie stan kościoła po przebudowie mamy odzwierciedlony w modelu.

Kościół posiada charakter halowy trójnawowy o sześciu przęsłach. Wyposażenie wnętrza jest neogotyckie. Na zewnątrz znajduje się fryz wykonany metodą sgraffito.

Od wprowadzenia reformacji na Pomorzu w 1534 roku kościół należał do gminy protestanckiej, a od 12 sierpnia 1945 roku jest kościołem katolickim.

Teraz właściwe będzie odpowiedzenie na pytanie cóż takiego dostajemy zakupując ten model. Wycinanka zawiera: 17 arkuszy formatu A4 z częściami do wycinania (w tym część na kartonie, a cześć na zwykłym papierze zwykle do podklejenia), 1 stronę z historią budynku oraz opisem budowy i 3 strony formatu A4 z rysunkami montażowymi.

Jeśli chodzi o druk to powiedziałbym że idealny, jedyne do czego można się doczepić to to, że niektóre elementy wydrukowane na miękkim papierze mają o ton ciemniejszy odcień od tych wydrukowanych na sztywniejszym papierze. Jednak wada ta dotyczy niewielkiej ilości części, a do tego w gotowym modelu nie jest zbyt widoczna. Elementy o innym odcieniu przykleja się niejako w zagłębieniach (podkleja się nimi elementy naklejone na tekturkę 1 mm.) co powoduje że i tak są w cieniu.

Rys historyczny budynku jest bardzo obszerny i brakuje może tylko jakiegoś zdjęcia, jak kościół ten wygląda obecnie.

Opis klejenia jest dość ubogi i dotyczy tylko niektórych faz klejenia. Sprawia wrażenie jakby autor zaczął pisać dokładny opis po czym stwierdził, że nie będzie on potrzebny i w pewnym momencie ograniczył się tylko do pewnych uwag. Na szczęście uwagi te dotyczą naprawdę newralgicznych momentów budowy. Na usprawiedliwienie autora można napisać że klejenie niektórych elementów kościoła można wpisać w pewien schemat, jednak mimo to brak nieraz wskazówek w niektórych momentach klejenia.

Rysunki montażowe są dokładne, część z nich jest narysowana jako trójwymiarowe, co bardzo pomaga przy klejeniu i rekompensuje wady opisu klejenia.

Podkreślam tutaj, iż model ten zdecydowanie należy polecać modelarz doświadczonym. Wykonanie modelu nie należy do prostych zadań, ze względu na dokładność opracowania i ilość elementów w wycinance. Bardzo pracochłonne i dość nużące jest wycinanie okien, jest ich bardzo dużo, a krawędzie każdego trzeba retuszować farbkami. Również małe elementy, których jest sporo mogą utrudniać sklejanie mniej doświadczonym modelarzom.

Należy się zaopatrzyć w sporą ilość tekturki 1 mm, oraz odpowiednie farbki do retuszu jako czerwony polecam kolor Pactra A26, natomiast jako brąz do dachówek znakomicie posłuży Pactra A22.

Podsumowywując model ten jest ze wszech miar wart polecenia. Cena jest w pełni rekompensowana jakością opracowania oraz modelem bardzo efektownego kościoła. Po skończeniu klejenia możemy cieszyś się z posiadania jednego z lepiej opracowanych modeli budynków w Polsce, który regularnie zdobywa na wystawach czołowe miejsca. Tak więc, tylko kupować i kleić drodzy modelarze oraz drogie modelarki.




REELACJE Z BUDOWY J

Powrót do spisu treści


Autor: Grzegorz Nowak (W).Ponaglany przez RedNacza wziąłem się za pisanie następnej relacji - z budowy modelu Vickersa Vimy z Fly Modelu w opracowaniu Grzegorza Świerczewskiego. Pierwsza ocena in-box niezwykle pozytywna - piękna okładka z rysunkiem Jarosława Wróbla, 6 arkuszy A3 z częściami, 4 z rysunkami, dobra jakość druku, malowanie i wersja bombowa - no w końcu mam model bombera z I wojny.

Jednak po bliższym przyjrzeniu się i w trakcie sklejania wyszło parę "ale" - praktycznie brak wersji tekstowej opisu budowy, powoduje to że modelarz musi polegać tylko na rysunkach. Model posiada bardzo specyficzną konstrukcję kadłuba - pudełkową, pozbawioną praktycznie wręg (aż 2 na 40 cm długości) - z tego względu ciężkie jest zachowanie symetrii modelu. Wnętrza kabin, choć mocno uproszczone, prezentują się zupełnie poprawnie, jedyne co razi to zły kształt nosa samolotu, powinien być płaski - tak jak ten z Modelika, a jest okrągły. Brak wręg mści się zwłaszcza podczas montażu skrzydeł - chodzi mi tu o część centralną kadłuba, warto pokusić się o ich dorobienie. Bardzo trudna do wykonania jest płoza dziobowa, a płoza ogonowa nie dochodzi do miejsca zamocowania - należy ją albo przedłużyć, albo powiększyć otwór w kadłubie przez który przechodzi.

Następny etap prac - budowa ogona przebiega bez problemu. Schody zaczynają się przy komorze płatów. Po pierwsze - to należy wzmocnić dźwigary skrzydeł. Jakoś nie wierzę w to, że płat o rozpiętości 65 cm i szerokości 10 cm można usztywnić w wystarczającym stopniu samymi nitkami (a co jak ktoś stosuje cięgna z nici od pończochy??). Ja zastosowałem wzmocnienie listewkami drewnianymi o odpowiednio dobranych wymiarach, można dorobić jeszcze kilka żeberek - bo ta ilość jaka jest wydaje mi się po zrobieniu niewystarczająca. Druga sprawa to silniki. Opracowanie ich z listków (przypomnę - elementy o ok. 10cm długości!!!), bez żadnych sklejek przypomina bardziej sposoby opracowania modeli za Wielką Wodą (np. fiddelsgreen) niż przyjęte u nas. Nie dość, że z listków to jeszcze bardzo uproszczone - brak wnętrza silnika, które jest widoczne, do wykonania . Dodatkowo źle są opracowane śmigła (proszę spróbować wykonać je bez odcięcia łopat od wału) i zastrzały (cz. 13 i 14) mocujące silniki w komorze płata - konia z rzędem temu komu uda się je przełożyć przez gondolę silnika bez ich rozcięcia!!

Detale sklejają się generalnie w porządku, np. znakomicie i szczegółowo opracowane są bomby i ich wyrzutniki. Jedyne co mnie zadziwiło, to pomysł projektanta na podwozie - do stosunkowo dużego i ciężkiego modelu (przypomnę - 65 cm/40cm/14cm) jedyne wzmocnienie jakie przewidział to tekturowy szkielet w postaci części 24 (!!!) - brak jakiegokolwiek szablonu do wykonania z drutu.

Reasumując - za cenę ok. 25 zł otrzymujemy duży i piękny model bombowca z końca I wojny światowej. Model jest bardzo skomplikowany, pracochłonny i wymaga wielu poprawek - dlatego myślę, że za jego budowę powinni brać się tylko doświadczeni modelarze.









Autor: Grzegorz Nowak (W). W związku ze zbliżającym się III Festiwalem Modelarstwa w Łodzi (20-21.11.2004) i naszym klubowym pomysłem na zorganizowanie wystawy samolotów z I wojny światowej moje prace nad maszynami z tego okresu uległy gwałtownemu przyspieszeniu. Chciałbym opisać jeden z nich, znany już z wielu relacji na forach modelarskich i pokazywany na wielu konkursach i wystawach, mianowicie model Fokkera Dr.1 z Małego Modelarza nr 4-5/2001 w opracowaniu Pawła Mistewicza.

Jest to powszechnie znany "Czerwony baron", mimo to przypomnę że wycinanka zawiera 4 kartki A4 okładki, opisu budowy i rysunków zestawieniowych i taką samą ilość kartek z samym modelem. Pierwsze, niezwykle pozytywne wrażenie, jakie odniosłem po obejrzeniu modelu potwierdziło się w trakcie dalszych prac.

Ale po kolei - model posiada perfekcyjnie opracowany opis budowy - tak tekst, jak i rysunki montażowe, tak więc nawet mniej doświadczony modelarz, wykonując starannie model, zgodnie z opisem może poradzić sobie z jego budową. W trakcie samego sklejania nie występują żadne problemy, model jest przemyślany od A do Z - oczywiście pod warunkiem nie popełnienia błędów - jest to model który w zasadzie "sam się skleja". Dodając do tego dobrą jakość druku, spory zapas kolorów ( choć wg mnie nie był potrzebny), porządnie opracowaną historię samolotu - otrzymujemy wysoką jakość modelu którego Mały Modelarz nie może się wstydzić.

Model ten mogę określić jednym słowem - POLECAM!!! - tak modelarzom do sklejania, jak innym projektantom zajmującym się tematyką lotnictwa pierwszej wojny za wzór poprawnego opracowania.






  Powrót do spisu treści


www.konradus.com Get Firefox!