Fanatyk Kartonu Forum Kartonowe

E-zin Kartonowych Fundamentalistów ;-)   

Numer 6 - Grudzień 2004

Spis treści: Zapowiedzi, Recenzje, Relacje z budowy

Powrót do strony głównej

Fanatyk Kartonu #05  <>  Fanatyk Kartonu #07

Witam.

Święta kontratakują. W tym numerze mamy duuuużo modeli dla was, a także nowe konkursy. oczywiście jakieś tam recenzje i zapowiedzi też, ale jak znam życie i statystyki większość czytelników ściaga głównie modele (np. Honey ok. 800 razy). Chciałbym tu podziękowac wydawnictwom Permes i Delta-te o chojność i wzorową współpracę z nami.

Przypominam o kończących się konkursach na MODEL ROKU 2004 i modele samolotów w skali 1:200 oraz model czołgu Honey !!!!!

W dziale "Modele Fanatyka Kartonu" znajdziecie 6 kolejnych modeli

 

Przemek "Homik" Bogusz

 

kontakt z "redakcją:
fanatyk_kartonu@gazeta.pl

NOWOŚCI i ZAPOWIEDZI

Wydawnictwo Kartonowy Arsenał zapowiada na styczeń 2005r. model Supermarine Spitfire mk.Vb w malowaniu kpt. Zumbacha z 303 dywizjonu PAF. Cena, okładka i autor jeszcze nie znane. Model ten na pewno jest bardzo oczekiwany na rynku i cieszy fakt, że wydawca postanowił wydać go w polskich barwach. Ciekawe kiedy ukażą się zaś dawno już zapowiadane modele HMS King Georege V i MiG 29A??

 

Orlik znowu zaskoczył i wydaje model Sopwith Triplane w skali 1:25/ Duża skala powoduje, że ten niewielki samolot, będzie składał się z ok. 1500 części i będzie świetnym temetem na konkursy. Triplane ma być pierwszym modelem w serii słynnych samolotów wydanych w tej skali. Sugerowana cena to 18 zł - pochwalamy za umiar. Ukazał się w grudniu zapowiadany model Hawker Hurricane mk.IIC w malowaniu radzieckim.

GPM zapowiada model pociągu pancernego vel. czołgu szynowego firmy Steyer. Model w skali 1:25 ma kosztować ok.35 zł.

 

 

WIR-reaktywacja jak powiedział mój kolega. Po prawie dwuletniej przerwie ukazały się dwa nowe modele z serii Kartonowa Encyklopedia Lotnictwa. PZL P.7a i Fw190F-8 w skali 1:50, są bardzo dobrymi modelami autorstwa p.Pacyńskiego, a ich bardzo niska (!!!) cena napewno się modelarzom spodoba (1,80zł za sztukę). Recenzja obu modeli poniżej.

 

Z serii Kartonowa Armia ukazł się 4 numer, zawierający modele figurek legionistów Republiki Rzymskiej oraz Kartageńczyków (w tym słonia bojowego (!!!)). Oprócz figurek z zeszytu dowiemy się więcej o historii tamtego okresu i ludziach wtedy żyjących. cena jest bardzo okazyjna, tylko 9,50 i niestety niedługo ma się zmienić. Recenzja nowego numeru poniżej, a w dziale KONKURSY jest już mozliwość wygrania modeli z Permesu. Następny numer ma być poświęcony Cesarstwu Rzymskiemu i ich przeciwnikom.

JSC zapowiada dwie baterie nadbrzeżne "Lindemann" i "Schleswig-Holstein" w skali 1:400 (ok.35zł). Lądowy model w morskiej skali, bardzo ciekawy tematycznie.

MałyModelarz znowu nie zaskoczył, niestety ;-( Bardzo dobry model PZL P.37b Łoś (16zł) autorstwa p.Mistewicza, został jak zawsze zmarnowany przez drukarnię. Naprawdę świetny model (lepszy wg mnie od wersji P.37a z FlyModelu), posiada tyle wad graficznych, że trudno znaleźć egzemplarz nadający się do sklejeania domowego, a co dopiero konkursowego. Jako zapowiedź Sopwith Camel także Pana Pawła (skala 1:33). Jeśli ktoś wie, czemu p.Mistewicz nie projektuje dla innych wydawnictw proszę o mejl, bo żal mi świetnych modeli, których ze wględu na sposób wydania po prostu nie kupię.

Answer znów zagalopował się w zapowiedziach. W skali 1:200 planuje wydanie torpedowca Kiji (18zł), niszczyciela ORP Orkan i minowca HMS Abidele. Skala 1:50 ma być reprezentowana przez Ki27 Nate i F2A Buffalo. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Pro-Model po dłuższej przerwie wydał zapowiadany model parowozu OKa1 w skali 1:45 (ok.25 zł) - kolejna "kolejka" w średniej skali.




RECENZJE J

Powrót do spisu treści

Otrzymałem dla naszych czytelników 25 egzemplarzy Wikingów z wydawnictwa Permes, a także po egzemplarzu w celach redakcyjnych. Wojowników Północy można wygrać w "fanatycznych" konkursach: MODEL ROKU 2004 i konkursie związanym z wydawnictwem Permes. W tej recenzji opiszę najnowszy numer Kartonowej Armii, czyli Legionistów Republiki Rzymskiej i ich przeciwników Kartagińczyków. Zeszyt składa się jak zawsze z 4 arkuszy twardego, lakierowanego kartonu z figurkami do wycięcia, oraz 8 stron opisów. Zacznę od tych pierwszych. Mimo iż jako modelarz kartonowy jest przyzwyczajony do miękkiego kartonu ~180g, używanego w modelach samolotów czy okrętów, to jednak wybranie przez wydawnictwo takiego kartonu jest prawidłowe. Kartonowa Armia jest przeznaczona głównie dla młodszych twórców i aby uzyskać sztywność figurek, należałoby przy zwykłym kartonie zastosować wzmocnienie poprzez podklejenie wewnątrz tekturą. W tym wypadku, nie jest to konieczne, ponieważ dwie warstwy tego kartonu tworzą stabilny materiał. Od strony technicznej prawie nie ma do czego się przyczepić. Postacie są "ostre", kolory nasycone, strony figurek schodzą się ze sobą. W poprzednich numerach zdarzały się drobne wpadki (np. lustrzane proporce) i lekko rozmazane postacie, tu tego brak. Figurki są otoczone ok.5 mm białym polem, ma to zapewne łatwiejsze wycięcie ich przez dzieci. Młodzież i starsi mogą wyciąć figurki "do linii" także z polami np. między nogami. Do figurek mających tarcze, można zastosować je w innych wzorach, niektóre figurki mają także wymienne uzbrojenie. W zeszycie Rzymianie (republika) mamy 12 figurek postaci (jedna konna) oraz słonia bojowego wraz z załogą. Stronę Republiki trzymają następujący "synowie Wilczycy": triarius, cornicen, łucznik, dwóch hastatusów, trybun i dowódca ekwitów na karym rumaku. Ich przeciwnikami są: numidyjczyj, włócznik, punicki tarczownik, iberyjczyk, procarz balearski oraz słoń bojowy wraz z trzy osobową załogą. Figurki są w "mniej-więcej" skali 1:25 (maja po około 7 cm "wzrostu"). Szkoda, że sa przedstawieniem poszczególnych postaci i nie można z nich zbudować większej formacji (no chyba że kupimy kilka zeszytów), ale w tym wypadku, trzeba by zwiększyć objętość (czyli cenę), albo zmniejszyć rozmiar figurek (mniej szczegółowe), czyli jest to wyjście optymalne. Teraz co mamy na stronach z opisem. 5 stron zawiera opis czasów Republik Rzymskiej: jak powstała i ewoluowała, jak byli zorganizowani legioniści, jak walczyli i czym, jak doszło do walk z Kartaginą, kto to był Hannibal (dla mniej lubiących historię, ten zwycięzca spod Kannan, a nie Lecter ;-) i jak to się wszystko źle skończyło dla niego. Wszystko jest ilustrowane bardzo ładnymi rycinami przedstawiającymi momenty historyczne, postacie, elementy wyposażenia, ... . Jedną stronę zajmuje opis budowy postaci, a kolejną stopka redakcyjna wraz z rysunkami zapowiedzi (Cesarstwo Rzymskie, Hoplici i jazda polska). Co sądzę o Kartonowej Armii? Postawiłem sobie pytanie dla kogo przeznaczone są te zeszyty. I już wiem, że to dobry produkt. Kartonowa Armia jest przeznaczona dla dzieci z podstawówki (na gimnazjum już są to zbyt proste rzeczy), które chcemy zainteresować historią lub modelarstwem. Opis historyczny jest krótki i zawiera właściwie tylko ciekawostki, pomaga się uczyć, czyli szukać informacji o postaciach które się wykonało. Figurki są proste do wykonania i nie trzeba do tego niczego innego jak nożyczek i kleju (nawet biurowego), ani też wiedzy i doświadczenia. Figurki są wybrane w ten sposób, że oprócz hitowych postaci (słoń, wareg, ninja, Musashi, ... ), są także rzadkie (w tym numerze np. sygnalista-cornicen i balearski procarz. mogę sobie wyobrazić taką sytuację: tata siedzi i dłubie przy jakimś okręciku, a bąble siedzą cicho i wycinają swoje armie z papieru i czytają o historii. Zeszyty do recenzji przekazał Pan Przemysław Skiba z wydawnictwa PERMES (http://www.permes.pl).

Nie wiadomo dlaczego w licznych plebiscytach, ankietach, bardzo często pomijane jest wydawnictwo HobbyModel z Oleśnicy. Jest to na tyle dziwne, bo na konkursach modele ze stajni p.Grabowskiego w swej kategorii wiodą prym, tak pod względem ilości zgłoszonych modeli, jaki i zbieranych nagród. Ilość wydanych odrzutowców i ich różnorodność, powodują, że dla miłośników "rur", nie musi właściwie istnieć inne wydawnictwo. Jednym z modeli z tego wydawnictwa chciałbym tutaj się zająć, a mianowicie o tajemniczym CF-105 Avro Arrow. Początek lat 50-tych, stanął pod znakiem rywalizacji dwóch koncepcji zwalczania bombowców i rakiet strategicznych - ciężkie myśliwce przechwytujące albo antyrakiety. Amerykanie byli za antyrakietami (mniej trzeba płacić pilotom ;) i tą opcję narzucali swoim "sojusznikom". Oczywiście z systemu obrony w postaci samych antyrakiet nic nie wyszło, ale w między czasie upadło kilka niezłych projektów samolotów, m.in. kanadyjski Arrow. Samolot ten, zgodni są do tego prawie wszyscy, wyprzedzał podobne konstrukcje o 15-20 lat. Przemyślana konstrukcja i przyszłościowa technika zastosowana w jego budowie, stworzyła doskonały samolot przechwytujący, ale ... . Rząd kanadyjski uległ USA i skasował projekt rozwoju CF-105, a także (co jest dotąd niewyjaśnioną zagadką) wszystkie wyprodukowane prototypy i maszyny przedseryjne. Nie ostał się ani jeden egzemplarz Arrowa (podobno jeden jest ukryty w jeziorze i wyłoni się jak Śpiący Rycerze, gdy będzie go Kanada potrzebować :-), co można różnie tłumaczyć, a najprościej zazdrością przemysłu USA, który wtedy nie potrafił wyprodukować (a nawet zaprojektować) czegokolwiek na tym samym poziomie, dopiero F-4 Phantom z lat 60-tych zbliżył się parametrami i możliwościami do niego, a F-15A dorównał mu w możliwości przechwytywania celów stratosferycznych. CF-105 był jednomiejscowym myśliwcem przechwytującym, przeznaczonym do zwalczania celów powietrznych (więc nie była to maszyna wielozadaniowa) i do takiego celu został ustawiony jego ciekawy układ aerodynamiczny (układ delta, i skrzydła z "psim pazurem"). Uzbrojenie składało się z 4-8 rakiet AA. Prędkość maksymalna 2455 km/h, pułap 20 km, promień działania 1200 km, masa 30 ton. Model z HobbyModel ukazał się już kilka lat temu i nie był jakąś wielką atrakcją, ponieważ akurat wtedy zaczęły wchodzić na rynek modele kreślone komputerowo, a Pan Grabowski, do dnia dzisiejszego (choć to już podobno historia) tworzy modele ręcznie. Sam model po sklejeniu jest duży - prawie 80 centymetrów długości i 50 rozpiętości. Będzie się więc ciekawie prezentował wśród maluchów w postaci JAS39, F-16, ... . Model ma ciekawy (jedyny możliwy) schemat malowania, czyli cały biały z niebieskimi i czerwonymi elementami. Model oczywiście ma zaprojektowane wnęki podwozia, ruchome powierzchnie sterowe, wnętrze kabiny, ..., wszystkie te "utrudnienia" z których znane jest wydawnictwo z Oleśnicy. Można się przyczepić do zanikania niektórych czarnych linii, ale nie jest to problem dla posiadaczy nawet zwykłego cienkopisu. Instrukcja jest jak zwykle wystarczająca dla zaawansowanych modelarzy, ale przecież nie jest to model dla początkujących ;-). Arrowa widać czasem na konkursach i jest tam jednym z bardziej ciekawych obiektów do oglądania, skleja się, tak jak inne projekty Pana Michała, sprawnie, choć trzeba się trochę namęczyć ze zrozumieniem co i jak. Jeśli HobbyModel myśli o wznowieniu tego modelu, to bardzo byśmy(!) prosili o lepszą instrukcją (HM ma wznowić kilka swoich modeli w opracowaniu komputerowym). Zastanawia mnie pewien regres odrzutowców na konkursach. Wiem, że z powodu wielkości i skomplikowania, nie będą tak popularne jak samoloty z II Wojny, ale np. w Kruszwicy było ok. 10 modeli, w Porąbce z 20, a w Oleśnicy 2 albo 3. Nie ma na nich tak zwanej strefy środka, są albo modele tak wykonane, że "szczena opada" (np. słynny A-10A z ruchomym wszystkim co można), albo modele nad którymi trzeba się zastanawiać "co to jest?". Inna sprawa, że oprócz HobbyModel i MałegoModelarza w ostatnim czasie nie ukazało się za wiele odrzutowców. Czyżby jakiś zastój w tym temacie na rynku? Może trzeba by wydać kilka popularnych, prostych "rur" w celu reaktywowania tej klasy u modelarzy - Iskra, Iryda, Hawk, T-38, F-2, ... . A co do Arrowa to jeszcze można go spotkać w niektórych sklepach i na giełdach w cenie do 20 zł - rozsądna cena za porządny model.

Modelcard panów Olesia i Czyżyńskiego był najlepszym wydawnictwem kartonowym w połowie lat 90-tych ubiegłego wieku. Spowodowane nie było to jakąś fantastyczną jakością ich modeli, ale różnorodnością tematów, które przedstawiały i ilością wydanych modeli. Teraz niestety panuje "specjalizacja" i moda na wypuszczanie tylko kilku modeli w roku (choć to jest w obecnej sytuacji ekonomicznej modelarzy jak najbardziej rozsądne). Jako "jubileuszowy", 50-ty numer Modelcardu ukazał się model hydroplanu Lublin R.XIII ter i ten model chciałbym tu przypomnieć. Lubliny, tak w wersjach armijnych, jak i marynarki, były najpopularniejszymi maszynami obserwacyjnymi w Polsce do wybuchu wojny. W armii, zaczęły je zastępować Czaple i Mewy (kiedy porządne modele tych samolotów ??!!), a w marynarce RWD-17W. W 1939 roku, były już to maszyny przestarzałe i choć ich załogi działały dzielnie, to większości przypadków Lubliny były po prostu latającymi celami dla Messerschmittów. Model z Modelcardu, przedstawia samolot Lublin w wersji pływakowej w oznakowaniu słynnej maszyny, która jako jedyna przeprowadziła nocne zwiady nad Bałtykiem oraz "nalot" na świętujących w Gdańsku hitlerowców (pfuj). Model autorstwa Pana Janusza Olesia, jest przeróbką modelu Lublina R.XIIID wydanego w 1989 roku w Małym Modelarzu. Różni się od niego, oczywiście rodzajem podwozia/podłodzia i malowaniem. Model jest w barwie aluminium(?) charakterystycznej dla modeli Modelcardu i HobbyModelu (np. Ki61 Hien czy Limy), czyli ładnej zbieraniny różnych odcieni szarości i srebra, tworzących całkiem porządny efekt. Nie jest to oczywiście ta sam klasa co w dzisiejszych modelach, ale wygląda lepiej niż przyzwoicie. Ter składa się z 4 arkuszy A4 kartonu i jest oczywiście wykreślony ręcznie, co nie jest wadą. Ilość szczegółów nie poraża, ale i sam samolot nie był zbyt skomplikowany. Brak trochę bardziej szczegółowego wnętrza kabiny załogi, oraz ogólnie drobiazgów. Model jest prosty do wykonania i jedynym większym problemem jest żmudne wykonanie cylindrów silnika z krążków (można samemu zrobić ten element z zeskanowanych cylindrów z innego modelu - np. z modeli p.p. Pacyńskiego lub Mistewicza). Lublin po sklejeniu prezentuje się atrakcyjnie i szkoda tylko, że jest jedynym modelem Marynarki dostępnym (a raczej niedostępnym) na rynku. Podsumowując, polecam ten model każdemu pasjonatowi lotnictwa z szachownicą. Jest on co prawda ciężki do dostania, ale się zdarza (ceny na giełdach od 5 do 30 złotych). Mam tu apel do Pana Janusza: wznawia Pan swoje modele z Modelcardu, prosimy o Lubliny!!!. Tak na marginesie, "Fanatyk Kartonu" pracuje nad Terem w skali 1:200, będącym ładnym dodatkiem do modeli naszych okrętów z 1939 roku (np. Grom, Wicher, Gryf, Ślązak, Orzeł).


Kartonowa Encyklopedia Lotnictwa wydawnictwa WIR, była prekursorem obecnej mody na modele samolotów w małej skali (1:48-1:50). Oprócz tradycyjnych modeli "dwukartkowych", wydała też kilka modeli większych w tej skali. Tematem niniejszej recenzji, będzie najciekawszy (dla mnie) z nich model PBY-5 Catalina autorstwa (jakby inaczej) p.Pacyńskiego. - Tak miała się zaczynać ta recenzja, ale otrzymałem właśnie paczkę ze świeżutkimi modelami z WIRu i postanowiłem, przesunąć Catalinę o jeden numer. W tym numerze będą więc recenzje samolotów PZL P.7a i FW190F-8. Siódemki były w chwili wprowadzenia na uzbrojenie najnowocześniejszymi myśliwcami na świecie. Całkowicie metalowe, jednopłatowe, w miarę szybkie, stanowiły hit na wystawach lotniczych. Ich rozwinięciem były słynne Jedenastki i eksportowe P.24, a także poniekąd rumuńskie IARy.80. Niestety w 1939 roku stanowiły już sprzęt przestarzały i nie rozwojowy. Próbowano je wykorzystać jako samoloty rozpoznawcze, ale nie miały miejsca na zabudowę radiostacji, choć i tak były lepsze niż Lubliny. P.7a coś nie ma miejsca w sercach wydawców. Do tej pory mieliśmy tylko jeden model p.Olesia wydany w Cardplaście i Modelcardzie (kupujcie tylko ten drugi, ma o wiele lepszy papier), który wydany w skali 1:33, był przysłowiowym rakiem na bezrybiu. Uproszczony, kiepsko wydrukowany, z nie pasującymi wręgami, ale był :-/. Nawet Mały Modelarz nie wydał Siódemki !!!. Model z WIRu, pod numerem 139 (skąd ta dziura ??), jest więc najlepszym modelem PZL P.7a i sądzę, że nawet po przeskalowaniu do 1:33 (z dodaniem paru szczegółów), będzie się prezentował bardzo dobrze. Jest to dla miłośników 1:33 proste, choć liczyłbym na ten sam model wydany w tej skali (patrz inne modele Pana Marka przeskalowane z 1:50 do 1:33, np. Aviatik D.I). PZL P.7a z WIRu prezentuje się bardzo dobrze. Choć jest to standardowy model wydany na podwójnym arkuszu A4, to jest on opracowany bardzo dobrze i komputerowo. Zwraca uwagę duża ilość szczegółów, np. cylindry silnika, rzadko spotykane w tej skali (nie było ich np. w P.11c z KFa), wnętrze kabiny, uzbrojenie. Model jest bardzo dobrze wydrukowany i mimo małej skali, ładnie i realistycznie wyglądają linie podziału blach, oraz inne szczegóły płatowca i kabiny. Znalazłem tylko jeden "feler" - brak nadruku na tablicy przyrządów ;-/. Zastanawiają mnie też szachownice na dole płatów. Nie znam zbyt dużo malowań Siódemek, ale skoro jest to maszyna w malowaniu z 1939r. to powinna mieć raczej pola szachownic w kolorze płatów, a nie białe, ale może się mylę. Model będzie się nieźle prezentował w kolekcji "małych" samolotów z Września (są już: Lublin R.XIIID, PZL P.23b, P.11c, P.50a, Mewa - a ja chciałbym jeszcze Canta, Łosia, Suma i <Żubra). Opis historyczny Foki będzie skrótowy, bo sam samolot jest ogólnie znany. Oblatany na przełomie lat 1939/40, Fw190 miał się stać podstawowym myśliwcem Luftwaffe do czasu wprowadzenia maszyn odrzutowych. Jednak nie wyparł Bf109, który był produkowany do końca wojny, tylko zalokował się w nie obsadzonych przez bawarski produkt niszach. Wersja F przedstawiona w wycinance WIRu, była wersją szturmową, która wyparła m.in. Sztukasy. Malowanie jest z Frontu Wschodniego, i szkoda tylko że niemieckie, a nie np. węgierskie (takiego jeszcze nie było). Sam model był podstawą do modelu Fw190A-5 wydanego ostatnio przez Answer (w parze z P-38J) i poza dodaną bombą niczym się nie różni. Mogłem porównać oba modele i poza kamuflażem - są po prostu identyczne. Maszyna z WIRu ma charakterystyczne żółte elementy płatów (szybka identyfikacja),a ten z Answera czerwoną rozetkę na dziobie, obie ładne, choć z krzyżami. W modelu oczywiście brak wnęk podwozia i wnętrza kabiny, a szkoda, bo jak udowadnia wydawnictwo Orlik, nie zajmuje to wiele miejsca, a model wygląda przez to lepiej. Fakt pierwszeństwa foki z WIRu przypisuję, brak zewnętrznych działek w modelu z Answeru (wersja A-5 miała 4 działka, a F-8 dwa) - płaty są takie same, tylko z wewnętrznymi działkami. Oba modele ukazały się po prawie dwuletniej przerwie w działalności wydawnictwa WIR, właściwie w momencie kiedy modelarze już zaczęli się zastanawiać, czy jeszcze ono istnieje. Są chyba zapowiedzią nowej techniki wydawniczej tego wydawnictwa (szczególnie P.7a). Modele Kartonowej Encyklopedii Lotnictwa kuszą niską ceną - tylko 1.80 zł za model, to trzykrotnie taniej niż np. Kartonowy Świat i szkoda tylko, że w większości sklepów ich nie ma i trzeba je sprowadzać samemu z wydawnictwa (dobrze, że choć koszty przesyłki są atrakcyjne). Modele przekazało do recenzji wydawnictwo WIR (http://kel.frame.net.pl).

Wydwnictwo Modmor wydało tylko jeden model - japoński lotniskowiec "Zuikaku w skali 1:300. Model standardowy na tamte (początek lat 90-tych) czasy, choć wyróżniający się "in minus" brakiem samolotów pokładowych w wycinance. Jednak jest to model na tyle szerzej nie znany, że postanowiłem go trochę odkurzyć (czyli przewalić z 10 kg innych modeli, aby się do niego dostać) i przedstawić młodszej braci modelarskiej jako to "drzewiej" bywało. Zuikaku i Shokaku, byłu najnowocześniejszymi japońskimi lotniskowcami w chwili wybuchu wojny z USA i stały się symbolem początkowej dominacji Cesarstwa w tym rodzaju sił zbrojnych. Oba okręty były wydany w kilku wydawnictwach, co w przypadku lotniskowców jest rzadkie. W skali 1:300 ukazał się dwukrotnie Zuikaku w Modmorze i w Arsenale (obecny Kartonowy Arsenał), w skali 1:200 ukazały się oba lotniskowce w wydawnictwie GPM (Zuikaku niedawno został wznowiony). Zapowiadany był także Zuikaku w skali 1:200 w wydawnictwie Kartonowy Arsenał, autorstwa pana Dariusza Wandtke, ale niestety się nie ukazał. Tyle wyliczanki. Model z Modmoru zaprojektowali panowie Brandt i Michalski. Wg zapowiedzi na okładce w następnej kolejności miały się ukazać następujące okręty: Yukikaze, Bismark, Yamato i Scharnhorst, wszystkie w skali 1:250, niestety nic z tego nie wyszło. Teraz o modelu :-) Wydany jest on w formie luźnych kartek formatu B4. Na pierwszej z nich, czyli okładce jest świetny rysunek płynącego z pełną prędkością Szczęśliwego Żurawia. Potem następuje instrukcja, niestety głównie tekstowa, rysunki są dość uproszczone, ale model też nie jest zbyt skomplikowany. Na 8 arkuszach kartonu zawarte są części modelu. Nie jest ich za dużo, uważam że np. Essex z Małego Modelarza jest o wiele bardziej skomplikowany, ale za to bardzo dobrze wydrukowany. Kolory są nasycone, prawidłowe i nie przesunięte. Podoba mi się szczególnie kolor deskowania pokładu, nie jest to żółty jak w innych modelach z tamtego czasu. Nie podoba mi się za to karton na którym wydrukowano model, prawdopodobnie będzie się łamał przy sklejaniu. W modelu nie ma (!!!) modeli samolotów pokładowych (chyba, że brak ich w moim egzemplarzu, choć w instrukcji też ich nie ma pokazanych), a szkoda. W chwili obecnej nie jest to problem, można sobie przeskalować samoloty np. z GPMu. Model Zuikaku z Modmoru nie jest niczym szczególnym. Jeśli nie jesteś zbieraczem lotniskowców w tej skali, lub maniakiem japiszonów, szkoda jest wydać kilkadziesiąt złotych za niego (ceny z giełd wahają się od 20 do 80 złotych). Nie mówię, że jest modelem złym, bo sklejonego nigdy nie widziałem, ale na pewno nie przystaje do obecnych czasów, a i w swoich był jednym z wielu z szeregu. Na pewno lotniskowce w tej skali są potrzebne i liczę, że ktoś się w końcu skusi na wydanie jakiegoś w tej skali. Jeśli jesteś projektantem i tworzysz modele w skali 1:300, zgłoś się na adres redakcji !

W jednym z wcześniejszych numerów "Fanatyka" opisywałem model korwety pancernej SMS "Oldenburg" z wydawnictwa Pro-Model, dziś czas na "Uszakowa" z tego samego wydawnictwa. Pancernik "Admiral Uszakow był jednym z głównych bohaterów bitwy pod Cuszimą, choc nie największy i nie najsilniejszy to jego "bój do końca" sprawił, że jest łatwiej identyfikowalny niż pancerniki Pierwszej Eskadry. Model tego małego pancernika, będzie się ładnie komponował przy zapowiadanym "Apraksinie" z Quandtu, który jest zapowiadany na najbliższy czas, a którego był "półbliźniakiem". Uszakow, Sienawin i Apraksin były małymi pancernikami obrony wybrzeża, przeznaczonymi do działania na Bałtyku. Ich niewielkie rozmiary (ca.80m), dość słabe uzbrojenie (4x254, a ostatni 3x254) , niewielka prędkość (16 w) i słaba dzielność morska, tworzyły w sumie mało wartościową eskadrę bojową, ale właśnie panowała moda na małe pancerniki i Rosja jej także uległa (właściwie każde państwo budowało w tym czasie "coś" takiego, a Szwecja i Finlandia pozostały wierne tej klasie do końca II Wojny, choć tam były to naprawdę udane jednostki - ja chcę Sveę z kwadratowymi kominami !!!). W 1904 po wybuchu wojny z Japonią, nasi trzej mali bohaterowie zostali włączeni do Drugiej Eskadry i wysłane na Pacyfik. Co stało się pod Cuszimą (vel. w Cieśninie Koreańskiej), wie każdy (a jak nie to niech się wstydzi, albo poczyta Nowikowa-Priboja lub Dyskanta ;-). Zmasakrowane Rosyjskie okręty albo tonęły (Uszakow), albo poddawały się okrętom adm. Togo (Sienawin, Apraksin). Uszakow zasłynął swą walką do końca, choć wg większości spowodowało to tylko ogromne straty w załodze, bo na Japończykach nie wywarło większego wpływu. Model Admirała Uszakowa w skali 1:200, wydał ProModel w typowej dla siebie jakości w 2001 roku. Model p.Poznańskiego jest typowy dla niego, czyli ładne kolory, dużo szczegółów, jednokolorowe żółte deski, braki w instrukcji (całkowity brak opisu słownego i np. rzutu głównego). Składa się on z 6 arkuszy świetnego kartonu i 4 stron offsetowych. Model w porównaniu do Apraksina pana Hotkina jest złożony z większej ilości wręg i w związku z tym ma bardziej "poszatkowane" poszycie. Uszakow skleja się świetnie. Widać go często na konkursach, choć jest tam raczej uroczym drobiazgiem, niż kandydatem do głównej nagrody. Polecam go każdemu miłośnikowi okrętów z przed 1939 roku. Nadaje się on (po uzupełnieniu instrukcji) dla mniej doświadczonych modelarzy, a jego wymiary pozwalają go umieścić na standardowej półce - tylko 43 cm długości - bez przebijania się do sąsiedniego pokoju :-) Polecam ten model wszystkim, nie tylko dlatego, że jest on z Wrocławia (co się dzieje z ProModelem ??), ale dlatego, że jest to model jednego z słynniejszych okrętów w historii, a do tego wydany bardzo porządnie. Choć ma on pewne braki w instrukcji (tak jak i zresztą Oldenburg) jego budowa nie powinna przysprawić większych kłopotów. Cena tego modelu wynosi od 20 do 30 złotych w zależności od sklepu, czyli w miarę. Model na zdjęciu wykonał nieznany bliżej wszystkim modelarz - Grzegorz Składanek z Kielc ;-)

W ostatnim czasie nastąpił wysyp modeli polskich niszczycieli z II Wojny. Brakowało tylko "Orkana", "Garlanda" i "Ouragana". O ile ten pierwszy będzie (?) wydany przez Answer, to ten trzeci na razie się nie zapowiada, choć jego przeróbka z "Burzy" lub "Wichra" nie powinna być bardzo kłopotliwa. Brakowało "Garlanda". Do tej pory były jego trzy modele: bardzo uproszczony Mały Modelarz z lat 70-tych, dobry model pana Kraśnickiego z lat 80-tych oraz model w skali 1:100 z Gryfhobby. Teraz wszystkie je przebija najnowszy niszczyciel pana Nowaka wydany pod numerem 20 w wydawnictwie Quandt. ORP Garland był jednym z licznych niszczycieli klasy A-I, wybudowanym w latach 1934-36. 3 maja 1940 roku został przekazany Polskiej Marynarce Wojennej i w początkowym okresie działalności (dosyć pechowym) działał na Morzu Śródziemnym. Po przeniesieniu na Atlantyk działał w grupach eskortowych. 5 maja 1942 roku wyszedł w eskorcie konwoju PQ-16 do Murmańska. W jego trakcie został ciężko uszkodzony, a załoga poniosła liczne straty (22 zabitych i 32 rannych). Po remoncie dalej służył jako eskortowiec. W 1944 roku został ponownie przeniesiony na Morze Śródziemne i zatopił we wrześniu tego roku U-407. Po zakończeniu Wojny brał udział w operacji "Deadlight" (zatopił U-1010). Pod koniec 1946 roku został przekazany Anglikom, a następnie sprzedany do Holandii, gdzie pływał do 1968 roku. W czasie służby pod polską banderą przepłynął 217 tys. Mm, brał udział 122 konwojach, zatopił u-boota i strącił dwa samoloty. Model wydany w Quandzie przedstawia ORP Garland w malowaniu i konfiguracji z czasu konwoju PQ-16. Model ten jest standardowy dla "dzieł" Grzesia Nowaka, czyli najwyższy poziom autorski, ORP Garland składa się z 6 arkuszy A4 kartonu i licznych papieru ze sklejkami, wręgami, instrukcją, rysunkami, ... . Autor, po namowach modelarzy, dał nam możliwość wykonania modelu w dwóch wersjach: drabinki i inne "żelastwo" na burtach możemy wykonać z szablonów "drutów" lub wykorzystać części mające je nadrukowane. Czyli mamy części z drukiem 3D lub z polami wytyczającymi miejsca przymocowania części z drutu. Model wyróżnia się od innych modeli bardzo kolorowym kamuflażem, choć spotkałem się z kilkoma uwagami jakoby drukarnia coś pomyliła. Niestety mój nabyty daltonizm nie pozwala się na ten temat wypowiedzieć ;-) W modelu wydrukowane są liczne oklejki do wręg, w kolorze poszycie - i tak powinno być w każdym modelu, nie tylko okrętowym. Instrukcja jest przedstawiona w 3D, która jest czytelna i wyjaśnia każdemu "co i jak". Okładka niestety jest paskudna. Model Garlanda polecam każdemu miłośnikowi okrętów. Model na pewno w przyszłym roku pojawi się na konkursach, więc będzie okazja obejrzeć go w "całości". Jest mi szkoda tylko jednego, wg oficjalnie nie potwierdzonych plotek p.Nowak jest wyłączony z projektowania polskich okrętów na najbliższe kilka lat ;-( Model kosztuje ok.20 zł, czyli normalnie, polecam. Na zdjęciu nieskończona surówka modelu w wykonaniu autora.

Ostatnio opisałem dwa modele pociągów z DELTY-te, teraz coś w skali 1:45 z Answera. Panowie Wandtke zmonopolizowali rynek dużych kolejek, ich modele w Modeliku, Answerze czy Angrafie, spowodowały nawrót mody na modele pojazdów szynowych. HO to jednak za małe modele dla spopularyzowania pociągów z kartonu, a skale 1:25, 1:45 świetnie się do tego nadają. W tym numerze "FK" opiszę, najlepszy wg mnie model pociągu w wielkości O na rynku - parowóz towarowy Ty37. Parowozy serii Ty37 zaprojektowano i zbudowano w zakładach H.Cegielskiego w Poznaniu. Do wybuchu Wojny zbudowano 27 sztuk, a okupant dołożył jeszcze do tego 10 jako BR58 w latach 1940-41. Po wojnie w użytkowaniu PKP znalazło się 17 pociągów Ty37. Ostatni, o numerze seryjnym "17" znajduje się w chwili obecnej w muzeum w Jaworzynie Śląskiej. Model wydany w Answerze składa się z 12 arkuszy A4 kartonu oraz 8 stron instrukcji. Arkusze są gęsto zadrukowane częściami i rysunkami. Wydruk jest prawidłowy, a kolor czarny jest czarny (nie jak w Tkp30). Okręgi mają zaznaczone środki potrzebne do wycięcia ich cyrklem, ale nie mają ich zaznaczone wszystkie, dziwne. Instrukcja jest w miarę pełna, choć w przypadku parowozów nigdy nic nie wiadomo, bowiem są skomplikowane i często podczas sklejania wychodzą w nich braki. Zauważyłem na pierwszy rzut oka brak rysunków dotyczących wnętrza kabiny załogi. Parowóz po sklejeniu jest duży i razem z tendrem ma ok. 50 cm długości. Dla formalności napisze jeszcze o ładnej okładce p. Rzeźniczka. Mamy w końcu model dużego pociągu w skali 1:45. Ty37 jest wart swojej ceny (ok.28zł) i na pewno stanie się ozdobą kolekcji. Nie jest to jednak pozycja dla początkujących "kolejkowiczów" i na pewno nie może to być pierwszy pociąg w dorobku. Na koniec trzy uwagi: kiedy ukażą się zapowiadane modele wagonów towarowych i osobowych (były dwa BCi w zestawie z OKl27), kiedy następne modele pociągów (nie tylko parowozów!!!) panów Wandtke, i dlaczego we wszystkich modelach pociągów z Answeru jest popełniany ten sam błąd w pisowni nazwy - poprawny jest zapis Ty37, a błędny Ty 37?




RELACJE Z BUDOWY J

Powrót do spisu treści


Autor: Mariusz Gortyński. Mam w domu dość pokaźną stertę nie sklejonych modeli kartonowych. Nie mogąc zdecydować się, jaki model skleić jako kolejny, zaangażowałem do tego mojego młodszego syna - wybrał bez zbędnego wahania Mi 28 HAVOC , zamieszczony w nr 1-2/1998 Małego Modelarza. No cóż, sam tego chciałem... Pierwsze wrażenie z oglądania arkuszy - dość pozytywne. Autor opracowania - Bohdan Wasiak. Po przeszukaniu domowego archiwum znalazłem materiały, które prowadziły mnie przez mozoły budowy modelu. Była to monografia i zdjęcia śmigłowca zamieszczone w nr 20/1993 i 2/1994 pisma ( które chyba już się nie ukazuje) "LOTNICTWO - AVIATION INTERNATIONAL".

Tak przygotowany zacząłem budowę modelu, a oto moje spostrzeżenia: Kadłub: wręga 3 za mała- okleiłem paskiem brystolu i jest OK., wręga 3a i 4 za duża - obciąłem nadmiar, wręga 4a...nnno...OK.,wręga 5 w sam raz ( !!! ), wręga 5a, 6, 6a za duże. Wręgi ( szkielet ) "B" dość krzywe i " względnie" do siebie pasujące, ale da się je razem posklejać. Oklejki 5P i L krzywe, ale dają się naciągnąć na szkielecie. Wręgi "A" też krzywe - np. A3 dłuższe od A1, a powinny być równe... Już w tym momencie odniosłem wrażenie, że elementy modelu narysowano " pomocniczo" , a więc : modelarzu - zrób to sam ( m- zts ). Wręga 7 "ciut" za duża. Szkielet statecznika " obleci" .Rozwiązanie połączenia belki ogonowej i statecznika pionowego ryzykowne ze względu na ( moim zdaniem) brak koncepcji autora modelu, czyli znowu : m- zts . Jednocześnie na tym etapie budowy zauważyłem, że niestety w moim egzemplażu kolory kamuflażu na poszczególnych arkuszach wyraźnie się różnią...

Jeśli chcecie wykonać wnętrze kabin załogi , to zróbcie to przed wklejeniem wręg odpowiednich segmentów. Ja tego niestety nie przewidziałem, autor o tym nie wspomniał i potrzebne były zdecydowane , niemal chirurgiczne cięcia. A tak w ogóle, to elementy wnętrza kabin rozrysowane są bardzo krzywo! Golenie podwozia , których druty drążące wgłąb kadłuba powinny być solidnie zamocowane , także wklejcie przed wykonaniem wnętrza kabin. Koła podwozia - ich średnica jest dobra , lecz autor nie wspomina o szerokości... Przeliczyłem to sam i wyszło: koła główne szerokości 10,7 mm, ogonowe 6,7 mm. Zespół obudowy i oprofilowania celownika optycznego i dalmierza laserowego ( znacznika celów )- cz.22 i sąsiednie , krzywe i trzeba się mieć na baczności sklejając je. Uwaga na "nadbudówkę" na kadłubie. Jej szkielet jest w dolnej części zbyt szeroki i trzeba go "zmodyfikować" , czyli przyciąć, tak aby po przyklejeniu do kadłuba nie pozostały szpecące szpary. Tylne zakończenie wspomnianej nadbudówki ( cz. 16 i 17 ) to przykład niedokładności. W miarę sklejania coraz bardziej denerwuje mnie zwyczaj zaznaczania przerywaną linią miejsc przyklejenia kolejnych elementów. Jak łatwo się domyślić, dopasowanie elementów jest " nieco" niedokładne i po naklejeniu części przerywana linia widoczna jest na całym obwodzie. Autor napisał: " ...liczne rysunki pomocnicze znakomicie ułatwią nam montaż..." No, nie wiem - np. rys.6 i 9 są identyczne, różni je jedynie wielkość. Z jednym się jednak zgodzę: "...model należy do trudnych i pracochłonnych..." OJ , TAK!!!

Jedziemy dalej - cz. 36, " głowica " statecznika pionowego. No cóż , należy to zrobić na własne wyczucie. Co ciekawe, ten sam numer części ( 36 , lecz z literką A /?/ ) mają elementy przyklejane z przodu kadłuba ( ?! ). Oszklenie kabiny - wyciąłem okienka także w sufitach obu stanowisk załogi. Ich brak wydał mi się nieuzasadniony w maszynie bojowej. Nie wiem tylko, czy to moja wina, że patrząc od przodu modelu odnosi się wrażenie, że kabina troszkę przechyla się na prawo - przykleiłem ją przecież kierując się kreskami montażowymi... Oglądam model i zdjęcia oryginału i pojawia się następne pytanie: co przedstawiają sobą demonicznie wyglądające części 51 L i P przyklejane u nasady statecznika pionowego ? Wręga osłony silnika ( cz.42 ) za duża, ale tylko po lewej stronie ( ! ). Oklejka osłony wlotu powietrza do silnika ( cz. 39 ) jest większa od założeń wykreślonych na wrędze 29. Oprofilowanie silników w kierunku ogona to zagadka. Istniejące rysunki montażowe moim zdaniem tłumaczą ok. 20 % zagadnienia. Szkielet mieszaczy - rozpraszaczy gazów wylotowych z silnika (cz. D ) - czy naprawdę nie można zrobić tego równo? Musiałem nieźle się nakombinować , a z drugiej strony strach pomyśleć , co będzie z poszyciem tych elementów! Oklejanie tego poszycia rozpocząłem od podzielenia go na 3 części , przy okazji stwierdziłem, że są krzywo wykreślone. Po przyklejeniu do szkieletu okazało się, że części przednie zachodzą na siebie skośnie - częściowo na zakładkę, częściowo z ubytkiem! Zgroza! Zaczynam być przekonany, że symetryczne elementy występujące w modelu zostały wykreślone przez autora osobno , i chyba nawet nie tego samego dnia, bo nie widać, aby je ze sobą porównywał np. wymiarami. Części 48 - ich obwód jest większy od odpowiadającego fragmentu cz.47.Wylot spalin w cz.47 - wyszły niezłe falbanki. Po zaschnięciu trzeba je wyrównać. Części 49 - od razu wyrzucić i zapomnieć o nich. Zasobniki na końcach skrzydełek ( wysięgników) o dziwo , nie sprawiają kłopotów, po prostu części do siebie pasują! ( chyba jedyne w modelu). Niestety po przyklejeniu ich na miejsce okazuje się, że ich osie podłużne przebiegają zbieżnie ku przodowi.

Natykam się na części 56 - przeglądam wszystkie rysunki i nie dowiaduję się , gdzie je przykleić. Projektant modelu w najmniejszym stopniu tutaj nie pomaga. ( m-zts ). Działko. Okazuje się , że z cz. 94 daje się skleić niezła lufa. "Zamek" działka - podłużne pudełeczko , ale strasznie krzywe! Dziecko z podstawówki rozrysowałoby to dokładnie. Cz.97 jest za krótka o ok. 1 cm. Powinna wystawać przed końce cz.91. Moje podejrzenie o oddzielnym wykreślaniu symetrycznych elementów potwierdzają części 98 ( P i L), zwłaszcza, że podział ich na poszczególne ścianki jest odmienny. Długo szukałem metalowej lub plastikowej kulki na wykonanie noska modelu. Ostatecznie wytoczyłem ją sobie z drewna przy pomocy starszego syna, wiertarki i papieru ściernego. Pylony uzbrojenia podwieszanego - oczywiście , kreślone oddzielnie. Różnią się wyraźnie długością. Wyrzutnie pocisków rakietowych - na tle pozostałego modelu prezentują się nawet nieźle. Część stożkowata ( czubek ) troszkę za duża, ale minimalnie. Wirnik ogonowy - rysunek montażowy skromny. Mając kilka zdjęć da się jednak zrobić. Łopaty wirnika głównego wykonałem własnym sposobem : do środka wkleiłem przecięte wzdłuż blaszki z żaluzji okiennych. Do poszycia dolnego łopaty - na całej długości z przedłużeniem ok. 12 - 13 mm w kierunku głowicy wirnika , a do poszycia górnego 1/2 bliższa długości łopaty. Wydało mi się , że miejsce łączenia łopaty z głowicą jest zbyt wąskie i wiotkie. Wkleiłem zatem w to miejsce po 2 igły lekarskie nr 12 (bez obsadek, oczywiście i wzdłuż ) na tzw. zakładkę - po ok. 1 cm. Można to samo zrobić z dość twardego drutu. Mocowanie wirnika do kadłuba - tutaj także wykorzystałem własny ( tak mi się zdaje ) patent. Do otworu w kadłubie ( na wirnik) wklejam odpowiadającą otworowi średnicą tuleję z brystolu, która swym końcem opiera się na dnie odpowiedniego segmentu kadłuba. Wykonując w/w tuleję nieco dłuższą można w łatwy sposób kontrolować jej wklejenie do kadłuba pod odpowiednim kątem. Po zaschnięciu kleju nadmiar tulei odcinamy. Oś wirnika wklejamy (tak, aby mogła się swobodnie obracać) do cylindra wykonanego z brystolu - denka z tektury. Średnica tego cylindra powinna umożliwiać jego ciasne, choć swobodne wsunięcie do tulei w kadłubie. (patrz rysunek).

Mimo długich zmagań przy budowie modelu, efekt końcowy nie jest moim zdaniem najgorszy. Oceńcie to sami oglądając zdjęcia gotowego modelu.






  Powrót do spisu treści


www.konradus.com Get Firefox!