Fanatyk Kartonu Forum Kartonowe

E-zin Kartonowych Fundamentalistów ;-)   

Numer 10 - maj-czerwiec 2005

Spis treści:
ZapowiedziWyniki konkursu na najlepszy model ORP "Garland" z QuestuRecenzjeABC Modelarstwa Kartonowego - część trzecia

Powrót do strony głównej |  Konkursy Fanatyka Kartonu |  Modele Fanatyka Kartonu

Fanatyk Kartonu #09  <> Fanatyk Kartonu #11

Witam.

No i znowu się stało ;( Niestety permamentne potrzeby życiowe moich pociech nie dają mi czasu na sklejanie modeli, a na Fanatyka zostaję bardzo, bardzo mało czasu. Nie mówię że FK zostanie dwumiesięcznikiem, co to to nie, ale przy tej ilości wolnego czasu co mam to chyba przy najbliższym wolnym dzniu zrobię "formatki" na 2-3 numery naprzód, a potem "coś" się tam wstawi. Numer #11 też będzie podwójny, a potem mam nadzieję już zacząć normalne wydania co miesiąc.

Zakończyły się konkursy na najlepsze pojazdy w skali HO z Delty-te, oraz na modele Bristola Fightera i Garlanda z Questu i Seafanga oraz ZISa-5 z Orlika. Mimo waszych apeli (wiem kto) o przedłużenie terminu składania prac, otrzymałem tylko zdjęcia modelu Garlanda od Rafika, który staje się automatycznie zwycięzcą tego konkursu( "Konkursy Fanatyka Kartonu" .

W tym numerze jest 5 nowych modeli do ściągnięcia ("Modele Fanatyka Kartonu"), kolejne gąsienice autorstwa QNia (4TP, PzKpfw I oraz T-72) oraz dwa modele Chopina - długo oczekiwany zestaw waloryzujący do Hellcata w skali 1:200 (ruchome powierzchnie sterowe, wnętrze kabiny,..) oraz budka wartownicza w skali 1:25.

Jeszcze do piszących artykuły do FK - jedyny dobry format to TXT w kodowaniu iso-8859-2 !!! Dzięki temu, będę tracił mniej czasu na odkodowywanie, instalowanie edytorów tekstów, itp. Txt jest na tyle fajny, że każdy komputer to obsługuje.




 

Przemek "Homik" Bogusz

 

kontakt z "redakcją:
fanatyk_kartonu@gazeta.pl

NOWOŚCI i ZAPOWIEDZI


W kioskach pojawił się drugi numer CardPlane z modelem samolotu liniowego PWS-19 (1:33, 9zł, autor L.Kołodziejski). Po nim ma wyjść LWS Żubr.


Orlik wydał kolejne ciekawe i dobre samoloty: Me163 (1:33, 24zł, autor B.Kołek) oraz Pe-2 (1:33, 22zł, autor T.Grzelczak).

 


W GPMie ostatnio ukazały się następujące pozycje: Fi156 (1:33, 22zł), Be.2e (1:33, 27zł), ORP Górnik (1:100, 35zł), parowóz wąskotorowy Orenstein & Koppel NR 531 (1:25, 35zł), PzKpfw IVH (1:25, 40zł) oraz Austin-Putiłow (1:25, 25zł). Zapowiadana jest Catalina, Bf108 oraz Bleriot XI (wszystkie w skali 1:33) oraz wznowienie pancernika USS Missouri.

 


W najnowszym Małym Modelarzu (pomińmy jego numer, bo i nam wypomną) ukazał się zapowiadany F-14 Tomcat (1:33, 18zł, autor Z. Sałapa). Jako zapowiedź występuje USS Essex w skali 1:300.


Długo oczekiwany model HMS King George V z wydawnictwa p.Halinskiego ujrzał w końcu światło dzienne. Mimo kilku uwag forumowiczów dotyczących sposobu waloryzacji poszycia dna, wydaje się, że wart jest wysokiej ceny (1:200, 110zł). Zapowiedziami na koniec lata są A6M2 Zero w malowaniu Saburo Sakai (1:33, 25zł) oraz Bergepanther (1:25, cena jeszcze nieznana).


Answer wydał ostatnio dwa modele, które są dostępne: Mc.202 (1:33, 10zł) i F-2A Buffalo (1:50, 5zł). W niektórych sklepach wysyłkowych dostępne są też: Sd.Kfz.9 (1:25, 90zł), Gaz AA (1:25, 25zł), E.92a (1:25, 120zł) oraz P-36A (1:33, 22zł).


W kioskach jest dostepny siódmy numer Kartonowej Armii z wydawnictwa Permes - Krzyżowcy (12,50zł). Opis zeszytu w Recenzjach. W ostatnich dniach trafił też do nich pierwszy zeszyt z serii "Grunwald" - Krzyżacy (12,50zł)


Modelik zasypał przed wakacjami (w dwóch rzutach) sklepy. Ukazały się: angielski niszczyciel HMS Onslow (1:200, 27zł, autor A.Kacz), pojazdy z II Wojny Światowej ISU-122, ISU-152 i Challenger Mk.I Wszystkie 1:25, 36zł) oraz autobus Fiat 621 L (1:25, 27zł); samoloty: Jak-15 (1:33,18zł), LWS-3 Mewa (1:33, 21zł), Airco D.H.2 (1:33, 18zł), Fokker Dr.I (1:33, 9zł), Ar-196A-3 (1:33, 21zł), Jak-17W (1:33, 18zł), Pe-2FT (1:33, 27zł), Spitfire Mk.I (1:33, 18zł), Seafire F.Mk.XV (1:33, 18zł) .... uff :-)

  


Znane wśród modelarzy statków cywilnych wydawnictwo JSC znów nie zawiodło. W lipcu, oprócz miłego modelu kontenerowca Mary Arctica (1:400, 14zł), ukazał się model Titanica. Jest to co prawda "tylko" skala 1:400, ale i tak na pewno ucieszy wiele niewiast, ukochanych modelarzy (usłyszane - "Marcinku w końcu skleisz coś dla mnie" :) - cena 40zł.

 


Delta-Te p.Dąbrowskiego wydała w czerwcu dwa zeszyty. Pierwszym jest Wieża wodne ze stacji Maczki (1:87, 14zł, autor T.Dąbrowski, opis zeszytu w recenzjach), a drugim Przewoźna podstacja trakcyjna ASEA (1:87, 14zł, autor T.Dąbrowski).

 


WAK z Wrocławia wydał cztery kolejne modele: HMS Saumarez, czyli model niszczyciela, który przyczynił się do zatopienia Scharnhorsta oraz Haguro (1:200, 25zł, autor A.Kacz), Martin K-III Kitten pierwszy samolot z chowanym podwoziem (1:33, 5zł, autor D.Furczak). dwa samochody z lat 20-tych: Citroen Torpedo & Hanomag Komissbrot (1:25, 15zł, autor J.Obuszyński), oraz dwie awionetki z 1927 roku - DKD-III &JD-2 (1:33, 15zł, autor D.Furczak). Następne WAK-i będą na Porąbkę.

  





WYNIKI KONKURSU:
"Konkursu na najlepiej wykonany model ORP "Garland" z Questu"

Powrót do spisu treści

Znów nikły odzew na nasze konkursy. Sponsorzy się wycofają :/ W związku z tym nie będzie już zaproszeń do wydawców do udziału w konkursach FK, jeśli któreś wydawnictwo się zgłosi, będziemy ucieszeni bardzo. Tak więc konkursy FK ulegają pewenmu zamrożeniu, przynajmniej jeśli chodzi o modele inne niż z WAK - tu wraz z kolejnymi modelami, będą pojawiać się konkursy na ich temat, w tym numerze na najlepiej sklejony samolot z WAK.

Do udziału w konkursie na model ORP Garland z wydawnictwa Quest, zgłasząło się wiele osób (ok. 7-8), ale zdjęcia nadesłał tylko Rafik. Dyplom przekaże mu wraz z uściskiem ręki red.nacza. na najbliższym konkursie na jakim się obaj pojawimy. A teraz zdjęcia.

kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku
kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku
kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku
kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku



RECENZJE J

Powrót do spisu treści

kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku

Autor:Kermeet Nabyłem ostatnio najnowszą pozycję firmy "Hobby Model", Tu-160 Blackjack. Model ma nr katalogowy 87 i jest oznaczony jako 2/2005. Na lakierowanej okładce, obok rysunku przedstawiającego samolot w locie, znajdziemy informacje o wymiarach modelu, oraz oznaczenie skali trudności - 3/3. Model zaprojektowany został w skali 1:33 i po sklejeniu będzie olbrzymi. Jest to zdecydowanie jeden z największych modeli samolotów na rynku (porównywalny z dawnym B-52 z GPM-u). Wymiary tego monstrum po sklejeniu to 164 cm długości, 169 cm wysokości, oraz prawie 40 cm wysokości.

Model swą objętością przywołuje na myśl opracowania dużych pancerników lub lotniskowców w skali 1:200. Zajmuje 30 kartonowych arkuszy A3 z częściami, 10 arkuszy papierowych z wręgami oraz 4 arkusze papierowe z rysunkami i opisem. O jakości druku trudno powiedzieć cokolwiek, gdyż model opracowany jest w kolorze białym, bez żadnych śladów eksploatacji. Rysunki montażowe proste, kreślone ręcznie, zdają się przedstawiać wszystkie niezbędne informacje. Pomogłoby jednak kilka dodatkowych rzutów "3D".

Model opatrzony jest dość długim i szczegółowym opisem konstrukcji, oraz króciutkim opisem budowy samego modelu. Pierwsze, co rzuca się w oczy po przejrzeniu wydania, to ręczne opracowanie. Może to zaskoczyć modelarzy, nie mających do czynienia wcześniej z modelami pana Grabowskiego, który kreśli tradycyjnymi metodami. Po dokładniejszym przestudiowaniu arkuszy z częściami można utwierdzić się w przekonaniu, że model zdecydowanie odbiega od współczesnych standardów modelarstwa kartonowego, wyznaczanych przez konkurencję. Ma to jednak swoje dobre strony. Po pierwsze samolot tej wielkości i w tej skali, opracowany komputerowo z najdrobniejszymi szczegółami zajmowałby o wiele więcej arkuszy, co automatycznie pociągnęłoby wzrost jego ceny. Po drugie byłby dużo bardziej skomplikowany w budowie, co przy jego wielkości czyniłoby go modelem jedynie dla najbardziej doświadczonych modelarzy. W tym momencie warto chyba napisać, że po przeanalizowaniu arkuszy nasuwa się myśl, że dzięki prostocie opracowania model nie powinien nastręczać dużych problemów podczas budowy. Jedyną poważną trudnością wydaje się być jego ogromny rozmiar. Zaczynając budowę należy mieć naprawdę sporo miejsca, zarówno podczas pracy, jak i później, na ekspozycję.

Model ma zaprojektowane wnętrza komór uzbrojenia oraz luków podwozia. Pomimo bardzo dużej liczby detali występujących zarówno w jednych, jak i w drugich zostały one opracowane "na płasko" - wszystkie detale są po prostu narysowane. Duże pole do popisu dla osób chcących dokonać dodatkowej waloryzacji. Do każdej z dwóch komór bombowych przewidziano podwieszenie 6 pocisków, wszystkie tego samego typu. Kabina załogi jest opracowana podobnie - dość prosto i w dużej mierze płasko. centralna część kadłuba opiera się na dość solidnym szkielecie, który jest zdecydowanie niezbędny przy konstrukcji tej wielkości.

Tu-160 z "Hobby Modelu" to bardzo ciekawa i nietypowa pozycja. Ciekawa przede wszystkim ze względu na rozmiary, przez które model będzie bardzo efektowny. W przeciętnej wielkości domu czy mieszkaniu jedyną możliwością wyeksponowania gotowego modelu będzie zawieszenie go pod sufitem. Niesie to ze sobą niestety pewne ograniczenia: wykonując model w wersji "w locie" będzie trzeba zdecydować, czy wolimy otwarte luki bombowe, czy wysunięte podwozie. Wersja "wszystko otwarte" wyglądałaby dobrze tylko na kołach, a znalezienie tak dużej powierzchni płaskiej na postawienie kolosa graniczy praktycznie z cudem. Z drugiej strony należy jednak zaznaczyć, że rozmiar to nie wszystko. Trochę szkoda, że pewne elementy nie zostały opracowane bardziej dokładnie, a niektóre linie nie zostały wykreślone bardziej delikatnie.


kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku

Autor:Kermeet Po wydaniu Saratogi firma GPM postanowiła iść za ciosem i wydać okręt – bliźniak: USS Lexington. Pomysł bardzo dobry, ponieważ modele przedstawiają praktycznie dwa różne okręty: Lexington z roku 1936 oraz Saratogę z roku 1944, po przebudowach i modernizacjach. Pomysł tym lepszy, że „Lex” kosztuje o 30% mniej od „Sary”. W tej recenzji postaram się go opisać.

Model dostajemy w typowym dla GPM „opakowaniu”, czyli znana dobrze wszystkim modelarzom lakierowana okładka ze zdjęciem sklejonego lotniskowca. Model jest spory, po sklejeniu jego długość wynosi 135 cm przy 23 cm szerokości. Rozplanowany jest na 25 arkuszach kartonowych formatu A3 zawierających kolorowe części, oraz 10 arkuszach papierowych z wręgami. W sklejaniu modelu pomaga nam dość obszerny opis budowy (także po niemiecku i angielsku), oraz bardzo duża ilość rysunków montażowych, w większości perspektywicznych. Opracowanie oczywiście komputerowe. Niestety opis konstrukcji i historii okrętu jest króciutki.

W „2D” model prezentuje się przepięknie. Widać, że projektanci starają się maksymalnie wykorzystać możliwości, jakie daje komputer. Lexington jest tego bardzo dobrym przykładem.

Pierwszy rzuca się w oczy śliczny, deskowany pokład. W odróżnieniu od „Sary”, gdzie pokład był malowany, tutaj jest koloru naturalnego drewna. Odwzorowana jest każda deseczka, w sposób taki, aby uniknąć wrażenia powtarzalności. Pokład wygląda po prostu tak, jakby każda deska była inna. Drugim elementem, który przykuwa uwagę zaraz na początku jest nowy sposób oklejania burt. Burty w okręcie opracowano jako dwuwarstwowe. Pierwsza warstwa przypomina technicznie oklejanie dna, natomiast druga przypomina sposób poszycia stosowany przy konstrukcji modeli żaglowców – podłużne pasy poszycia klejone na zakładkę. Sposób nowatorski, bardzo ciekawy, wydaje się być przemyślany i powinien przynieść pożądany efekt: brak szpar, zniekształceń, oraz wygląd poszycia przypominający oryginał. Sposób ten wydaje się być też łatwiejszy w klejeniu, mimo, iż może okazać się bardziej pracochłonny (w końcu trzeba nakleić dwie warstwy burt). Cóż, jak to wyjdzie w praktyce okaże się dopiero przy budowie. Gdy przejrzymy już prawie wszystkie arkusze z częściami na samym końcu ukazuje się to, bez czego model lotniskowca wygląda co najmniej dziwnie: samoloty. I tu kolejne, miłe wrażenie estetyczne: nie dość, że samoloty opracowane są bardzo szczegółowo, nie dość, że występują aż w 4 rodzajach (Grumman SF-1, F2F-1, F3F-2, FF-1 – wszystkie to dwupłaty) to na dodatek są bajecznie kolorowe. Pokład lotniskowca z eskadrą maleńkich samolocików wyglądać będzie więcej niż efektownie. Samolotów jest w sumie 72, każdy składa się z ok. 60 części, co daje ponad 4300 maleńkich części do wycięcia… Szkoda, że wydawca nie pomyślał o wydrukowaniu samolotów i innych najdrobniejszych części na kartonie o mniejszej gramaturze. Przy tej skali miniaturyzacji grubość kartonu zaczyna odgrywać bardo poważną rolę. Na plus należy zaliczyć to, że dużo z drobnych i bardzo trudnych do wycięcia części zostało wydrukowanych z zapasem, odpowiednio oznaczonym na arkuszach.

Autor opracowania przewidział oczywiście możliwość wykonania pokładu hangarowego. Można powiedzieć, że przy tej klasie modelu dziwnym by było, gdyby zostało to pominięte. Nie liczyłem części, jest ich całe mnóstwo, odnoszę jednak wrażenie, że części najdrobniejszych jest nieco mniej, niż w bliźniaczej Saratodze. Ale może to tylko moje subiektywne odczucie.

Wzorem ostatniej „mody” do modelu możemy dokupić całą gamę dodatkowych akcesoriów: od elementów fototrawionych poczynając, poprzez toczone lufy, na żywicznym kadłubie kończąc. O ile pomysł używania gotowego kadłuba średnio mi się podoba, to jednak chwalę pomysłowość i zapał wydawców w podsuwaniu modelarzom coraz to nowych rozwiązań dodatkowych, wykorzystujących techniki, o których w czasach Małego Modelarza mogliśmy tylko pomarzyć.

Model lotniskowca Lexington wart jest każdej wydanej na niego złotówki. Widać pracę włożoną przez projektanta, widać dokładność drukarni. Po sklejeniu model będzie na pewno bardzo atrakcyjny, wymaga jednak od modelarza bardzo dużo precyzji oraz samozaparcia. Jedyną rzeczą, do której mógłbym się przyczepić, to wspomniana wcześniej grubość kartonu, na którym zostały wydrukowane samoloty.


kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku

Autor:Tomasz "Kemot" Grzybowski. W połowie maja 2005 w sprzedaży pojawił się trzeci numer wydawnictwa WAK, a w nim brytyjski niszczyciel typu "S" HMS "Saumarez" (G12). Autorem modelu jest człowiek pasjonujący się Royal Navy - Adrian Kacz. Rozrysował on niszczyciel na 8-śmiu kartonowych arkuszach A4, i tyluż samo arkuszach miękkich (2 z nich to elementy szkieletu, 6 - instrukcja wraz z rysunkami). Na półmatowej czarnej okładce (z tego co wiem, miała być ciemno-grantowa) zamiast namalowanego ręcznie Saumareza, widnieje sklejony przez Adriana model wkomponowany w komputerowo wygenerowane morze. Dla mnie osobiście tego typu okładka bardzo się podoba. Tylna strona zeszytu zawiera części podstawki. Jej wycięcie i sklejenie w niczym nie przeszkadza modelarzowi, gdyż po wewnętrznej stronie znajduje się jedynie reklama studia grafiki i drukarni.

Półtorej strony A4 autor przeznaczył na dane techniczne i historię jednostki. Trzy pełne strony zeszytu to obszerny opis budowy modelu! Od razu przypominają się młode lata i Małe Modelarze, na których uczyłem się sklejać modele. Uzupełnieniem opisu budowy jest 47 bardzo dobrych (dużych i wyraźnych) rysunków. Te niespełna pół setki rysunków nie powinno nikogo dziwić, Saumarez to model dość skomplikowany z całą masą drobnych elementów.

Jakość użytego kartonu powinna zadowolić nawet tych najwybredniejszych. Jest on bielutki i nieco grubszy niż w modelach Kartonowego Fana czy Qunadtu (dawnego Questu). Dla mnie taki karton jest więcej niż odpowiedni. Oczywiście minusem grubszego kartonu będzie zapewne większa trudność w formowaniu cienkich rurek, lecz i na to są sposoby. Marzy mi się aby w przyszłości autorzy i wydawcy zdecydowali się na druk drobnych części na zwykłym cienkim papierze. Wiem, że dużym problemem było by porozrzucanie części tego samego elementu na różne arkusze, lecz może jednak warto spróbować. Wtedy większość elementów do zwijania nie powinna stanowić żadnego problemu. W zasadzie to w takim modelu jak Saumarez, spora liczba kilkumilimetrowych detali (a zapewniam, że jest ich naprawdę dużo) śmiało mogła by być wydrukowana również na zwykłym 80gr/m2.

Styl opracowania niszczyciela, opisy części szkieletu, pasy blach na burtach i pewne detale wykazują wyraźnie podobieństwo do projektów znanego chyba wszystkim miłośnikom okrętów - Grzegorza Nowaka. Dla mnie to nawet lepiej, przyzwyczaiłem się już do modeli Grześka.

Niszczyciel posiada efektowny - trójkolorowy kamuflaż. Kolory wpasowane są idealnie - brak jest jakichkolwiek przesunięć. Jeśli przyjrzeć się dobrze samemu drukowi, widać drobną nierównomierność w barwach zieleni i ciemnego szarego. Ale tak jak napisałem trzeba się naprawdę dobrze przyglądać, natomiast już na samym modelu można to potraktować jako bardzo delikatną waloryzację.

Jedyny minus druku to różne odcienie linii wodnej na burtach (jak się dowiedziałem, jest to efekt nałożenia kamuflażu na czarny pas KLW - uwaga warta do zapamiętania dla wszystkich projektantów modeli).

Oglądając sklejone dno w budowanym przeze mnie krążowniku Aurora, żałuję troszkę, że Adrian nie usunął zewnętrznych czarnych krawędzi z oklejek dna.

W opracowaniu znajdziemy rezerwę kolorów (jasno i ciemno szary + czerwony, brak zielonego). Modelarze z mniejszym doświadczeniem, mogą pominąć podczas budowy część elementów (są one wskazane w opisie budowy, lub bezpośrednio na arkuszach (np. wykładzina semtex). Ponieważ należę do modelarzy, którzy zwykle wzbogacają klejone modele dodatkowymi częściami, zmartwiłem się trochę widokiem cieni pod poręczami i obok włazów na ścianach nadbudówek.

Nie podoba mi się w opracowaniu (nie tylko zresztą Saumareza) jeszcze jedna rzecz. Sprawa tym razem dotyczy elementów o skomplikowanych kształtach, w których obie strony (lewa i prawa) muszą być zadrukowane kolorem. Bardzo nie lubię wycinać dwóch skomplikowanych kształtów z osobna i potem je pasować ze sobą. Cieszy mnie jak autor (w miarę możliwości oczywiście) opracowuje je jako składaną na pół i dopiero wycinaną. Tak właśnie Adrian rozrysował np. część 21h (nad dziobowymi burtami) lub 47 e i f (ostatni arkusz na górze). To, czego "nie lubię" zobaczyć można na środkowych arkuszach, obok oklejek dna (np. części 127 i 130). Albo malutkie drobinki 189 (poniżej pokładu głównego).

Muszę jednak wyraźnie zaznaczyć, że obie wymienione wyżej sprawy, nie można absolutnie traktować jako wadę, czy nawet minus Saumareza. To tylko moje subiektywne odczucie i pewne przyzwyczajenia.

Patrząc na rozrysowane elementy (i ich mnogość) cieszy fakt, że części podzespołów, stanowiących jeden większy element, są pogrupowane razem i otoczona cienką ramką.

Jako uzupełnienie kartonowego modelu na jednym z cienkich arkuszy znajdujemy ogromną liczbę szablonów dla elementów z drutu. Dodatkowo na rysunkach montażowych, części z drutu i olinowanie narysowane zostały czerwonym kolorem co zdecydowanie ułatwia prawidłowe ich umiejscowienie (zwłaszcza olinowania).

Na koniec kilka danych liczbowych... Długość (modelu): 55,25cm Szerokość: 2,45cm Ilość części z kartonu - 1808 (plus oklejki, złączki itp.) Ilość drutów - 97 (plus maszt, łańcuchy i relingi oraz linki) W sumie ponad 1905 części i drutów!

Wynika z tego wyraźnie, że wspomniany okręt jest modelem dla osób dysponujących dużą cierpliwością i posiadających już pewne doświadczenie modelarstwie kartonowym.Mogę śmiało stwierdzić, że HMS Saumarez Adriana Kacza to jedno z ciekawszych opracowań jednostki typu niszczyciel w skali 1/200. Jakość i szczegółowość, przy precyzyjnym sklejeniu, powinna zagwarantować nasze zadowolenie i wysokie lokaty na konkursach. Do tego dochodzi jeszcze niewygórowana cena. Kupiłem ten model i jestem z niego bardzo zadowolony.


kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku

Z okazji 160. rocznicy powstania Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej ukazał się kolejny model - Wieża Wodna ze stacji Maczki. Zeszyt ukazał się oczywiście w wydawnictwie Delta-te i jest autorstwa p.Tadeusza Dąbrowskiego. Kolejny bardzo ciekawy i bardzo dobry model z Sochaczewa, ale co jest w środku za chwilę.

Wieża wodna przedstawiona w tym zeszycie była jedną z wielu służących obsłudze ruchu kolejowego na DŻWW. Wież ta posiadała pompownię w swej dolnej częsci, w górnej, zbiornik wody o pojemności 40m3 oraz dobudowaną część mieszkalną. Na dolnym poziomie znajdował się kocioł parowy z osprzętem, maszyną tłokową oraz pompą. Część mieszkalna składała się z dwóch izb i sieni łączącej ją z wieżą. W sumie całkiem spora i ciekawa budowla, a na peweno ciekawostka dla modelarzy nie tylko kolejowych.

Model składa się z 8 arkuszy A4 kartonu, okładki i arkusza papieru A3 z instrukcją. Skala 1:87 powoduje, że budynek, mimo niewielkich rozmiarów orginału, jest całkiem spory, a do tego świetnie pasuje do dioramy z dowolnym parowozem. Wszystkie części są wydrukowane prawidłowo, nie występują żadne błędy drukarskie. Części są oznaczone systemem oznaczeń tak jak w innych modelach z Delty-te, czyli nie mam problemy z ustaleniem gdzie, co i jak przykleić. W modelu mozna wykonać: wnętrze wiezy ze wszystkimi maszynami, zbiornikiem wody (wraz z wodą!!), schody, szczegóły konstrukcji budynku, ..... i dużo detali zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych. Nie mozna wykonać natomiast wnętrza obu izb mieszkalnych - z jednej strony szkoda, skoro cały model jest zaprojektowany na wysokim poziomie, ale z drugiej po prostu nie starczyło miejsca w zeszycie, wszystkie arkusze są i tak bardzo zapełnione. Instrukcja, jak zawsze w tym wydawnictwie, jest bardzo szczegółowa i wyjaśnia wszystkie niuanse budowy, skomplikowanych przecież drobnych elementów maszyn.

Model Wieży Wodnej ze stacji Maczki jest bardzo przyjemnym modelem nie tylko dla "kolejowców". Ładny budynek z całym zapleczem technicznym, będzie się świetnie prezentował także na wśród innych budowli, jak zamki, koscioły, .... wyróżniając się wśród nich bogatym wnętrzem. Co cieszy w modelu, tak prywatnie, to umieszczenie kilka razy "linka" do Fanatyka Kartonu, w związku z konkursem DŻWW (informacje na naszej stronie z konkursami). Model do recenzji przekazło wydawnictwo Delta-te (deltate@wp.pl).


kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku

Siódmy zeszyt Kartonowej Armii prowadzi nas w czasy wypraw krzyżowych. Czyli tym razem będziemy mogli wykonać figurki Ryszarda Lwie Serce, Saladyna i ich towarzyszy. Zeszyt KA jak zawsze opisuje świat wspólczesny figurkom umieszczonym w zeszycie, tak jest tym razem.

Historia wypraw krzyżowych opisana jest dwutorowo: historia konfliktów oraz technika rycerska. Historia jest przedstawiona pro-rycersko, nie ma w niej wzmianek o zdobyciu chrześcijańskiego, konfliktach między rycerstwem, taka wersja dla dzieci. Może to i dobrze :-) Technika przedstawion jest króciutko. Całoś uzupełniają świetne grafiki tematyczne - jak zawsze na wyskoim poziomi, szkoda że nie są podpisane - bo nie każde dziecko wie, że dwóch jeźdzców na jednym koniu to sybol Templariuszy, ale to takie czepianie się.

Arkusze z figrukami są jak zawsze świetnie wydrukowane i przedstaiają: Ryszarda Lwie Serce (na koniu), Saladyna (na wielbłądzie), pięciu pieszych rycerzy i dwóch (także pieszych) Saracenów. Dodatkiem (dużym) jest osłona kusznika, oraz wyminne tarcze dla rycerstwa obu stron. Figurki są bardzo plastyczne, barwne i w ciekawych pozach (właściwie tylko dwie figurki wyglądają statycznie). Dzięki temu, że postacie w tm zeszycie mają mniej "wystających cienkich części", mozna je łątwo wyciąć po linni figurki, a nie zewnętrznej. Jaka jest w tym korzyść widać w relacji z Trzcianki w poprzednim FK.

Zamiast zakończenia i podsumowania, takie przemyślenia. OStatnio moja starsza córka (lat prawie 3) Zuzanna była chora. Już wcześniej obu wycinałem figurki z przesłanych mi przez wydawnictwo zeszytów, ale tym razem jako chora, w ramch rekonwalescencji dostała w rączki nożyczki, klej i do dzieła (oczywiście nożyczki były "bezpieczne", a klej biurowy). Właściwie tata pomógł dziecku tylko nabigować podstawkę, aby złożyć figurki, resztę: wybór "ofiary", wycinanie, klejenie oraz złożenie "w pół" wykonała Zuzia. Po kilku dniach takiego sklejnia - nie miała dość! Teraz zastanawia się między samolotem w ciapki, a tym w paski (modele 2D, tatuś jej narysował na kartce). Zdjęcie pierwszej (!!) sklejonej samodzielnie figurki poniżej (niestety panu odpadły naklejone "wianki" - może to pomysł dla wydawnictwa na elementy doklejane do figurek?). Zeszyt przekazało wydawnictwo Permes (www.permes.pl)


kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku


kliknij dopiero po wczytaniu całego wątku

Długo zastanawiałem się czy opisać ten model, w końcu to taki trochę inny Uszakow, ale jednak się "zmusiłem". W końcu to jeden z ładniejszych (dla mnie) okrętów,a do tego brał udział w jednej z największych bitew morskich wszechczasów.

General-Admiral Apraksin był trzecim okrętem z typu "Adm. Uszakow". Wykorzystano w jego budowie doświadczenia płynące z poprzednich jednostek, czyli ich nie najlepszą dzielność morską. W celu jej poprawienia, poza licznymi drobnymi przeróbkami, usunięto jedną rufową armatę 254 mm, dzięki czemu ilość dział artylerii głównej wyniosła 3. Jednostki typu "Uszakow" były klasyfikowane jako pancerniki obrony wybrzeża, czyli tłumacząc były to małe predredonty, o słabym uzbrojeniu, niewielkiej prędkości maksymalnej i przeznaczone do działań w pobliżu swych baz. Użycie ich w skłądzie sił głównych floty rosyjskiej w czasie bitwy oceanicznej, było zaprzeczeniem idei ich budowy. Oczywiście wszystkie trzy nie mogły wpłynąć w znaczący sposób na bieg bitwy. Uszakow został zatopiony przez własną załogę, a pozostałęm dwa okręty zdobyli japonczycy i używali ich do lat 20-tych.

Model Apraksina zaprojektował Dmitri Hotkin, a wydął go Quandt/Quest. Okłądka jest ciekawa i mi się pooba, przedstawia płynący okręt od dziobu. W środku zeszytu znajdują się: 6 arkuszy kartonu z częsciami, a arkusze papieru z wręgami, oraz 3 strony z instrukcją, oraz całkowity brak historii okrętu (na szczęście brak ten został szybko naprawiony przez wydawnictwo poprzez dodanie wkładki do zeszytu). Instrukcja, jak zawsze w modelach Dmitra, jest na pierwszy rzut oka trochę za krótka, ale powinna wystawczyć. Części na arkuszach są wydrukowane bardzo dobrze i tu nie można się niczego przyczepić. Model jest inny od Uszakowa z Pro-Modelu (w końcu inny autor), bardziej uszczegółowiony i moim zdaniem "rozbity" na 2D trochę lepiej. Malowanie okrętu jest troszkę smutne - cąłkowicie czarne, ale dzięki temu na peweno nie będzie on tonął wśród większych, ale szarych okrętów. Jedyne do czego się przyczepię to zazanczenie lini podziału deskowania - jest za grube i wygląda jakby smoła wylała się z pod desek. Model nie jest skomplikowany i nadaje się nawet do mniej doświadczonych modelarzy.

Podsumowując, jest to bardzo dobry, tani (mniej niż 20 zł) model okrętu, który może skleić nawet młodszy stażem modelarz. Ja sam kupiłem go na przedpłaty i nie żałuję,a nawet postanowiłem go skleić :-)




ABC modelarstwa kartonowego J

ABC Modelarstwa Kartonowego - część trzecia (z czterech)

Autor: Jan Kołodziej.

Powrót do spisu treści

Jeśli tylko przyjdzie nam na to ochota - można model pokazać na coraz liczniej organizowanych konkursach. Ich miejsca i terminy można znaleźć w modelarskiej (nie tylko) prasie i w internecie. Zawsze warto taki konkurs odwiedzić, obejrzeć wystawiane tam modele i porozmawiać z modelarzami. Konkursy są organizowane przeważnie dla wszystkich, a modele dzieli się na nich na klasy i kategorie wiekowe. Najważniejszym podziałem jest podział ze względu na sposób wykonania. Są zasadniczo trzy możliwości: klasa standard, klasa waloryzowane i klasa open. Cóż to takiego?
Klasa standard - model zaliczany do tej klasy musi być sklejony tak, jak przewidziało to wydawnictwo - czyli bez zmiany skali, malowania, stosowania materiałów nie-kartonowych nieprzewidzianych w instrukcji, samodzielnego dodawania elementów lub rezygnacji z montowania niektórych. Przede wszystkim musi to być model już opublikowany. Najczęściej wraz z modelem powinniśmy dostarczyć na konkurs minimum okładkę wycinanki z której model powstał i instrukcję montażu. Takie konkursy odbywają się zasadniczo pod patronatem Ligi Obrony Kraju, a sędziowanie na nich opiera się o ustalone przepisy.
Klasa waloryzowane - czyli każdy model w którym dokonaliśmy przeróbek, uzupełnień, zmiany malowania, zastosowaliśmy materiały nie-kartonowe (blaszki fototrawione, silniczki, oświetlenie, itp.) Najlepiej (w zasadzie jest to wymagane) jeśli zmiany dokonane w modelu potrafimy udokumentować - czyli udowodnić sędziemu w oparciu o dokumenty lub materiały fotograficzne że zmiany których dokonaliśmy znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości. Stąd wspomniana przeze mnie wcześniej potrzeba gromadzenia dokumentacji przez rozpoczęciem budowy modelu. Dobrze jest również w czasie budowy robić zdjęcia postępu naszych prac i dołączyć je do dokumentacji wraz z opisem. Jest to klasa przeznaczona dla naprawdę doświadczonych modelarzy.
Klasa open - nie każdy modelarz skleja model idealnie według instrukcji czy oryginalnych planów fabrycznych. Skleja po prostu dla własnej przyjemności. Myślę, że takich modelarzy jest najwięcej - jest też coraz więcej konkursów dla nich przeznaczonych i cieszą się one coraz większą popularnością. Sędziowanie odbywa się na nich według zasady podoba się - nie podoba. Dopuszczalna jest każda technika wykonania, model może być opracowany samodzielnie od podstaw. Konkursy mają zazwyczaj po kilku sponsorów fundujących cenne nagrody!


Wiemy już jak przygotować się do sklejenia modelu, jak go skleić i jak pokazać. Po odwiedzeniu jakiegokolwiek konkursu dojdziemy do wniosku: też tak chcę! I bardzo dobrze, bo to naprawdę nie jest trudne, trzeba tylko chcieć. Modelarze to ludzie znani z pomysłowości i zaradności. Bardzo chętnie dzielą się nabytą wiedzą i doświadczeniem. Nie jest trudno wypracować również własne metody i stosować różne sztuczki podnoszące walory modelu. Początek przygody z modelarstwem kartonowym wygląda niemal zawsze tak samo: zaczynamy w kąciku wyposażeni w klej i nożyczki. Potem dochodzą inne narzędzia, kleje, lakiery. Zaczynamy zbierać różne materiały, które mogą się przydać. Przyznam się, że zaczynałem z niedużym pudełkiem - obecnie jest to kilka potężnych pudeł wypełnionych różnościami. Co zbieram? Otworzę przed Wami moje pudła i podam krótko przykłady gdzie, co i jak można zastosować.


Materiały spoza wycinanki

Każdy model wymaga stosowania podklejeń. Zbieram zatem różnej grubości karton, brystol. Ich źródłem może być kuchnia (wspomniane opakowania po kaszy, ryżu), łazienka (opakowania po proszkach), garderoba (karton z opakowań koszul). Niektóre przydatne materiały z tego rodzaju jednak kupuję: będzie to przede wszystkim czarny brystol. Jest niezastąpiony, kiedy chcę wykonać od podstaw na przykład opony samochodu. Nie trzeba go retuszować, co ma szczególnie znaczenie w przypadku wycinania skomplikowanego bieżnika. Kupuję również samoprzylepne bloczki dla dzieci - z kolorowymi kartkami. Najcenniejsze są tam kartki złota i srebrna (idealna na odbłyśniki reflektorów).

W każdym również modelu jest przewidziany do zastosowania drut. Mam wielce pokaźną kolekcję drutów: druty cienkie (telefoniczne, sygnałowe), druty średnie (spawalniczy) i grube (wyjęte po prostu z kabla lub po prostu elektrody). Najlepszy będzie drut miedziany - łatwo go wyprostować lub giąć według wzoru. Staram się trzymać drut w jego oryginalnej izolacji. Zdejmuję ją dopiero przed użyciem i nie wyrzucam! Taka izolacja może imitować w modelach węże i przewody. Pocięta na małe kawałeczki może być naklejona na model jako łby śrub (po przyklejeniu otwór zalewam kroplą wilkolu). Może być również tulejkami zawiasów (imitacją lub działającymi!). Często drut jest bardzo pogięty - a nam jest potrzebny prosty. Jak go wyprostować? Najpierw prostuję go z grubsza palcami. Potem kładę na macie , dociskam linijką i po prostu go wałkuję. Po kilku ruchach jest prosty! Jeśli drut ma grubość powyżej 0,5mm musimy prostować zwykłymi kombinerkami. Dla wyglądu modelu duże znaczenie ma sposób cięcia drutu. Cięty obcęgami nie wygląda dobrze - na końcu jest spłaszczenie, które należy opiłować. Znacznie lepiej jest użyć do tego celu kombinerek - ale miejsca które jest z ich boku, właśnie do cięcia drutu przeznaczonego, a działającego jak gilotyna.

W osobnym pudełeczku przechowuję moje własne półwyroby z drutu - różne sprężynki, sprężynki pocięte już na osobne kółeczka (na łańcuszki, obwódki liczników czy bulajów w okrętach, itp.). Mam też nieco plecionej z drutu drobnej siateczki - jest idealna na atrapy chłodnic, czy powierzchnie anten radarów. Najbardziej delikatna siateczka występuje we wnętrzach starych lamp elektronowych - jeśli macie jeszcze oparty na nich działający telewizor - trzeba będzie poczekać!

Skoro o siatce mowa - przydaje się również siatka przeciw komarom - imituje siatkę na płoty, siatkę maskującą, również chłodnice pojazdów. Zamiast niej można używać woalek od damskich kapeluszy. Oczywiście przed demontażem kapelusza zapytajmy Babcię o pozwolenie! Taka siatka przydaje się jeszcze w jednym celu: należy posmarować klejem kartkę z brystolu i siatkę na nią nakleić. Co powstało? Blacha ryflowana! Kiedy potrzebny jest pasek blachy ryflowanej o szerokości do 19mm możemy pójść do najbliższego sklepu budowlanego - tam opakowania wanien, dachówek są opasane idealną imitacją naszej blachy. Takie taśmy mają różne szerokości, ale najszersza ma właśnie 19mm.

W kolejnym pudełku przechowuję sreberka z paczek papierosów. Posiadają wytłoczony delikatny wzór - to może być po pomalowaniu wykładzina antypoślizgowa. Tuż obok leżą sobie spokojnie zużyte naboje z pióra. Niby puste. A jednak - w każdym pozostaje zamykająca go niegdyś kuleczka. Jest bezbarwna i matowa. Wystarczy ze srebrnej folii zwinąć stożek, na jego dno wkleić taką kulkę. Potem malujemy ją mikroskopijną kropelką bezbarwnego lakieru (już nie jest matowa!) i mamy gotowy ... odbłyśnik reflektora z żarówką.

A co jeśli w modelu samochodu zechcemy wykonać również kierunkowskazy? Też proste. W każdym domu wyrzuca się opakowania po tabletkach. Białe, pomarańczowe, czerwone, niebieskie. Pomiędzy tabletkami są tam płaskie powierzchnie. Wystarczy dokładnie oderwać sreberko i mamy materiał na nasze kierunkowskazy. A widzieliście już przezroczyste kapsułki z proszkami do połykania? Kiedy wysypać z nich proszek - wlewamy do nich po kropelce tuszu wyciśniętego z niebieskiego markera permanentnego, wstrząsamy i ... gotowe są "koguty" wozu straży pożarnej czy sanitarki! Naturalnie nie zabieramy Babci lekarstwa z nocnego stolika - w aptekach często likwiduje się leki przeterminowane i opakowanko po nich możemy po prostu dostać.

Przechowuję również różne folie na szyby do okien w modelach. Kiedyś trzeba było skrobać żyletką namoczone letnią wodą rentgenowskie zdjęcie. Teraz folie dostępne są w każdym biurze jako okładki dokumentów. Na szyby proste mam folię grubszą, a na gięte nieco cieńszą.

W osobnej drewnianej skrzyneczce przechowuję modelarskie farby. Występują we wszystkich chyba kolorach. Radzę nabyć chociaż kilka puszeczek z najczęściej stosowanymi kolorami.

Przetrzymuję też kilka białych i brązowych sznurowadeł - pięknie potrafią udawać strażackie węże! Uspokoję Was, że nie wyjąłem ich nikomu z butów, ale kupiłem.

W innym pudełku trzymam jeszcze różne drewniane listewki, kółka od starych zabawek i rzeczy których nie potrafię nawet nazwać - a nuż się kiedyś przydadzą? I tym sposobem wszyscy domownicy przed wyrzuceniem jakiegoś odpadu najpierw pokazują go mnie - a ja szybko oceniam czy ma trafić do śmietnika na zewnątrz domu czy do mojego prywatnego, modelarskiego. Tak, jak to było z narzędziami - sami zobaczymy po jakimś czasie ileż to różnych modelarskich materiałów udało się nam uzbierać.

Zapytacie: po co to wszystko? Z własnego doświadczenia powiem, że po sklejeniu kilku modeli przyjdzie Wam ochota na coś więcej: zechcecie nadać Waszemu modelowi niepowtarzalny charakter. Charakter, który wyróżni go wśród innych, pozornie takich samych - lub sprawi, że model ten stanie się jedynym w swoim rodzaju w Polsce a może nawet na świecie. Kuszące? Spróbuję podpowiedzieć jak tego dokonać.


Uplastycznienie modelu

Nawet model wykonany w standardzie może różnić się od innych. Kiedy dokładnie przyjrzymy się wydrukowanym częściom - odkryjemy, że narysowane są tam linie podziału blach, śruby, nity czy szczeliny. Możemy sprawić, że te elementy będą lepiej widoczne i nasz model będzie o wiele bardziej przypominał swój pierwowzór. Jak to robić?

Nity - uplastycznienie okrągłych łebków nitów jest najłatwiejszą metodą podniesienia atrakcyjności modelu. Żeby to zrobić należy arkusz z częścią położyć drukiem do dołu na podświetlonej szybie (lub po prostu przyłożyć go do szyby w oknie w słoneczny dzień). Światło pozwoli nam dojrzeć nasze nity w obrysach części - wystarczy je ponaznaczać ołówkiem lub cienkopisem jako kropeczki. Teraz kładziemy arkusz również drukiem do dołu na podkładce ( niezbyt miękkiej i nie za twardej) i każdą kropeczkę wgniatamy na przykład końcówką pióra kulkowego. Można stosować różne narzędzia - zawsze w zależności od skali modelu i wielkości nitów, zawsze tak, by papieru nie przebić. Najlepiej zawsze wypróbować narzędzie i metodę na czystym kawałku kartonu. Drugim sposobem jest naniesienie na wydrukowane nity niewielkich kropelek Wikolu za pomocą igły, patyczka lub drucika. Ten sposób jednak polecam w przypadku malowania modelu. Tłoczenie nitów wykonujemy zawsze przed wycięciem części z arkusza - należy potem bardzo na nie uważać, by nity nie ulegały ponownemu spłaszczeniu podczas wycinania lub kształtowania części. Jeśli chcemy, by wytłoczone nity były jeszcze bardziej widoczne - można je przetrzeć delikatnie farbką lub pastelą o innym odcieniu.

Śruby - w wielu modelach są nawet osobno wydrukowane. To naprawdę precyzyjna robota - w skali 1:25 łeb śruby lub nakrętka M16 będą miały wymiar ... 0,6mm! Mniejsze można zastąpić izolacją cienkiego przewodu. Można również zakupić arkusik blaszki fototrawionej z nakrętkami i łbami śrub w różnych rozmiarach.

Szczeliny - nie sposób podać uniwersalnego sposobu. Będzie zależał od charakteru modelu, ich wielkości i kształtu. W wielu przypadkach wystarczy paginowanie linii wyznaczających szczeliny, lub ich nacinanie (deskowanie pokładu okrętu). Można jednak zastosować sposób bardziej pracochłonny. Otóż jeśli mamy do czynienia z na przykład boczną ścianą nadwozia samochodu z narysowanymi drzwiami - drzwi po prostu wycinamy. Po wyretuszowaniu krawędzi wklejamy je z powrotem - można sobie pomóc naklejając całość na cienki papier. W taki sposób można pociąć na drobne kawałki na przykład całe poszycie okrętu! Retuszując szczeliny pamiętajmy, że tylko w urządzeniach nowych lub świeżo pomalowanych mają barwę taką jak reszta poszycia - w innych przypadkach gromadzenie się w nich kurzu, błota, rdzy czy glonów powoduje ich ciemniejszy kolor.

Imitacje - zdarza się, że jakieś elementy bardzo trudne do wykonania z kartonu są po prostu narysowane. Przykład - wystające zawiasy w modelach starszych lub bojowych pojazdów. W wielu wycinankach są małe prostokąty oznaczone jako "zapas koloru". Zawiasy możemy wykonać zwijając paseczki właśnie z zapasu wycięte. Można też wykonać zawiasy z drutu sygnałowego (bardzo cienki, w izolacji): na drucik o długości zawiasu nawlekamy izolację pociętą na kawałeczki wielkości tulejek, lekko je rozsuwając. Gotową imitację malujemy dobranym kolorem farbki i naklejamy na model. Zdarza się, że narysowane są anteny radarów czy siatki chłodnic - poszukajmy siatki plecionej z drutu. Występuje jak wspomniałem w lampach elektronowych, różnych filtrach (nie wycinamy siatki z sita do mąki - mama lub żona będzie się gniewała!). Jeśli siateczka jest drobna - możemy antenę radaru nią zastąpić. W przypadku chłodnicy - albo zastąpić rysunek, albo siatkę na niego nakleić.

Krawędzie i linie wypukłe - przyjrzyjmy się na przykład krawędzi błotnika samochodu. Nie jest prawie nigdy płaska! Nawet, kiedy jest płaska z boku - krawędź cięcia jest zaokrąglona. W naszym modelu możemy to osiągnąć doklejając do krawędzi kartonu cienki drut. Doklejamy stopniowo nanosząc od spodu połączenia (czyli od strony później niewidocznej) krople kleju cyjanoakrylowego. Przestrzeń pomiędzy okrągłym drutem a płaską powierzchnią do której go doklejamy można wyrównać poprzez naniesienie w to miejsce Wikolu, a w razie potrzeby szlifujemy. Jeżeli robimy to w modelu, który później malujemy - będzie go bardzo trudno odróżnić od modelu plastikowego.

Opony pojazdów - wiele wycinanek już posiada wydrukowany dodatkowo bieżnik opon. W wycinankach starszych go nie znajdziemy, ale nie jest trudno zrobić go samemu. Wystarczy narysować sobie taki bieżnik na brystolu i wyciąć go. W przypadku opon "delikatniejszych" - bieżnik będzie opracowany w całości jako ponacinany pasek. Jeśli model powinien posiadać opony o bardziej grubym bieżniku - każdą lamelkę naklejamy osobno. Takie opony najlepiej jest pomalować czarną , matową farbką. Sam bieżnik natomiast dobrze jest przetrzeć metodą "suchego pędzla" farbką nieco jaśniejszą - stanie się bardziej widoczny. Wyjaśnię, że w metodzie "suchego pędzla" pędzelek moczymy w farbce i malujemy nim osobny kawałek kartki. Kiedy wydaje się nam, że farby na nim już brakuje - delikatnie końcówkami jego włosów pocieramy nasz bieżnik - nieduża ilość farby spowoduje, że pomalowane zostaną tylko części (mikrowypukłości) wystające, a malowanie będzie przypominało raczej zabrudzenie. Bardziej dokładni modelarze nie zapomną, że na oponie jest zazwyczaj umieszczony napis z nazwą producenta - używając skalpela i lupy można taki wykonać!

Powierzchnie niegładkie

Zwykły druk ma swoje prawa - wszystko zostaje wydrukowane płasko. Kamienie na podstawce, gumowa wykładzina z rowkami, pomosty wykonane w rzeczywistości z ryflowanej blachy. I w tych przypadkach modelarz ma spore pole do popisu. Kamienie można odsiać ze żwiru, zastąpić pokruszoną ... kawą , lub kupić w modelarskim sklepie. Jako imitacji wykładziny można użyć wspomnianego sreberka z opakowań papierosów (i pomalować) lub tkaniny o grubym splocie. Blachę doskonale imituje również wspomniany pasek z opakowań budowlanych. Jest jeszcze jeden sposób: bierzemy pilnik i kładziemy na niego pasek aluminiowej folii do pieczenia. Palcem tłoczymy na folii wzór pilnika. Uzyskaną imitację pasa blachy malujemy (lub nie) i ostrożnie naklejamy na model.

Skoro wiemy już jak model uplastycznić - możemy się pokusić o wykonanie w modelu części ruchomych.


Części ruchome

Niewiele zabawek, a nawet modeli plastikowych posiada ruchome części. Modelarze sklejający modele z tworzyw radzą sobie z tym odcinając pieczołowicie fragmenty modelu i mocując je w sposób ruchomy. Modelarz kartonowy ma zadanie nieco łatwiejsze - już w czasie wycinania może zdecydować , która część modelu będzie się ruszała - jak ją w związku z tym wyciąć i ukształtować. Decyzja zależeć będzie zawsze od charakteru modelu, jego skali i naszych chęci. Podstawowym elementem który warto przedstawić jako ruchomy będą drzwi. Wystarczą dwa prostokąty papieru naklejone zamiast zawiasów - i już wycięte drzwi można otwierać i zamykać. Można zrobić również zawiasy z kartonu zwijając tulejki i ostrożnie dokleić je do drzwi i ościeżnic naprzemiennie. Można wykonać zawiasy z jednej tulejki i wygiętego drutu ukryte w modelu (jak w bagażniku samochodu). Tulejki zawiasów można wykonać z izolacji drutu - jako rdzeń wykorzystajmy wówczas drut nieco cieńszy - drzwi będą się otwierały lżej. Tulejki zawiasów nie są trudne do wykonania. Najlepiej zrobić je z cienkiego papieru (kartka z zeszytu, gazeta). Na drut o odpowiednio dobranej średnicy nawijamy ciasno posmarowany klejem (najlepiej BCG) pasek papieru. Czekamy do wyschnięcia i zsuwamy uzyskaną rurkę z drutu. Teraz nasączamy ją z zewnątrz klejem cyjanoakrylowym. Kiedy wyschnie stanie się twarda. Wsuwamy z powrotem na drut (wejdzie ciaśniej) - teraz za pomocą nożyka (lub starej brzytwy!) tniemy rurkę na kawałki tocząc ostrzem rurkę z drutem w środku po stole. Kawałki zdejmujemy. Obejrzyjmy teraz drut - ostrze pozostawiło na nim rowki! Powstał w ten sposób pilnik, którym poprawiamy w razie potrzeby wnętrza naszych tulejek. Zaznaczamy ołówkiem miejsca przyklejenia tulejek i doklejamy je po jednej - nigdy razem, w komplecie. Jeśli bowiem zastosujemy klej cyjanoakrylowy - ten na pewno nasz zawias unieruchomi! W ten sam sposób wykonuje się tulejki zwrotnic samochodów i wiele innych części.

Koła w samochodach - jeżeli już zrobimy zwrotnice dobrze jest zrobić również obracające się koła. Tylne nie sprawiają kłopotu - do kartonowej rurki będącej obudową tylnego mostu wsuwamy po prostu patyczek od szaszłyczka i na niego naklejamy piasty kół. Z przodu natomiast sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Do środka tarczy (przykleiliśmy do niej tulejki zwrotnic) wklejamy kawałek patyczka jako oś. Z dwóch krążków i paska kartonu zwijamy bęben - jego otwór powinien pasować luźno do osi. Nakładamy go na oś, zabezpieczamy tym razem ciasno dopasowanym krążkiem kartonu. Na wierzch nakładamy kroplę Wikolu. Całość zamykamy pokrywką wykonaną również z kartonu i gotowe. Na bęben mocujemy koło.


Malowanie modelu

Kilka razy użyłem sformułowania "jeżeli model malujemy". Wybór należy do modelarza. Nie jest wcale łatwym posklejanie modelu w standardzie - trzeba dbać o czystość klejenia, poprawność kształtowania, dokładność retuszu. Można jednak zaryzykować twierdzenie, że takie sklejanie modeli jest "sztuką dla sztuki". Nie zawsze bowiem druk jest doskonały a i zdarzają się błędy drukarskie - kolor jest inny niż potrzeba, faktura powierzchni się nam nie podoba. W końcu też nie każdemu się taki model podoba - brak mu naturalnego połysku, zaokrąglenia nie odpowiadają za bardzo pierwowzorowi. Jeśli chcecie spróbować czegoś innego - proponuję pomalowanie całego modelu. Malowanie pozwoli ukryć niedoskonałości, pozwoli oszlifować krawędzie, zmienić kolor modelu (lub mu go nadać), zastosować różne materiały.

Przygotowanie do malowania - w zależności od modelu możemy malować go na sam koniec w całości, lub częściej - malować poszczególne części w trakcie ich wykonywania. Żeby model dobrze pomalować pamiętajmy, że każdy lakier to barwnik i rozpuszczalnik. Zadaniem barwnika jest nadać malowanej powierzchni kolor, a rozpuszczalnika - równomiernie rozłożyć barwnik na powierzchni i ułatwić samo jego naniesienie. Po spełnieniu tej roli rozpuszczalnik powinien odparować, część jego wsiąka też początkowo w karton. Zauważycie, że w miejscach na powierzchni drukowanej lakier schnie dosyć szybko. Na przecięciach (szczególnie części podklejanych) schnie inaczej - wsiąka, nie pokrywa ich od razu całkowicie. Tam należy zastosować impregnację (np.klejem) - a najczęściej malować więcej razy. Przed lakierowaniem postarajmy się zatem wyrównać chłonność papieru poprzez impregnację. Krawędzie lub powierzchnie impregnowane z reguły są chropowate - te szlifujemy drobnym papierem ściernym (o numeracji 800-1000). Tak samo postępujemy, gdy chcemy bardziej jakąś krawędź zaokrąglić - nasączamy ją klejem cyjanoakrylowym i szlifujemy. W razie potrzeby znowu nasączamy i szlifujemy. W efekcie oszlifowany papier nie powinien mieć na swej powierzchni włosków i zmechaceń. Większe niepożądane szczelinki i ubytki można uzupełnić Wikolem. Jeszcze przed malowaniem przygotujmy sobie komorę do suszenia modelu - na świeżo pomalowany będzie osiadał nam kurz. Rolę komory doskonale spełni na przykład odwrócone do góry dnem stare akwarium. Model wkładamy pod nie i czekamy do wyschnięcia. Jeśli zamontowaliśmy do modelu wiele elementów z drutu, tworzyw czy innych materiałów przed malowaniem możemy je jeszcze odtłuścić posługując się benzyną i pędzelkiem.

Malowanie - do wyboru mamy metody pneumatyczne (aerograf, spray) lub pędzel. Niewielu modelarzy posiada aerograf, a używanie farb w sprayach nie jest zbyt wygodne. Malowanie pędzelkiem będzie zatem metodą w sam raz dla naszych celów. Do wyboru mamy zasadniczo dwa rodzaje farb : matowe i błyszczące. Pierwsze nadadzą się do wszelkiego rodzaju modeli sprzętu wojskowego lub innego mocno wyeksploatowanego. Błyszczące - do nadwozi samochodów, kadłubów statków i samolotów. Malowanie lakierami matowymi nie nastręcza problemów - brak na tak pomalowanym modelu odbić i gry światła charakterystycznej dla powierzchni błyszczącej. Pamiętajmy tylko o dokładnym mieszaniu farbek i o przewidywaniu odpowiedniej ilości - jeśli przewidujemy zużycie np. dwóch puszeczek najpierw wymieszajmy je razem. Nakładane pędzlem lakiery należy równomiernie rozprowadzać po malowanej powierzchni. W tym pomocna może być kropla terpentyny balsamicznej naniesiona na model razem z lakierem. Ostateczne "gładzenie" lakieru pędzlem staramy się wykonywać poruszając nim w jedną stronę. Przecieramy nim po lakierze tak długo, aż znikną pojawiające się bąbelki powietrza i różne drobinki pyłu.

Pędzel powinien mieć włosie średniej długości - zbyt krótkie będzie wymagało częstszego zanurzania w farbie, zbyt długie jest zbyt kłopotliwe. Nade wszystko jednak pędzel powinien być czysty. Najlepiej sprawdzić to zbliżając go do biurkowej lampy i palcem mierzwiąc włosie - zauważymy kurz który z niego wylatuje. Dmuchamy i czyścimy aż do skutku.

Po dokładnym wyschnięciu lakieru (minimum 24 godziny) oceniamy: przebicia druku, ślady podkładu, niedomalowania - kwalifikują one model do malowania ponownego. Sam zazwyczaj maluję co najmniej dwa razy. W takim przypadku możemy jeszcze poprawić kształt niektórych części (teraz lepiej je widać), doszlifować krawędzie. Powierzchnie błyszczące oglądamy pod światło - kropki i grudki (jeśli są) oraz nierówności zlikwidujmy szlifując te powierzchnie papierem ściernym. Bardzo drobnym. Bardzo rozległe, płaskie powierzchnie trzeba zmatować papierem raczej obowiązkowo. Następnie pyłek usuwamy pędzelkiem lub szmatką i przystępujemy do ponownego malowania.

Zdradzę Wam jeszcze jeden z moich sekretów. Otóż wykonując model o który wiem, że będę go malował - staram się sklejać go z elementów, które rysuję na specjalnym papierze. Ten papier to nic innego, jak ... stary kalendarz ścienny. Z końcem roku wiele takich trafia na firmowe śmietniki - w domach raczej są rzadko spotykane ze względu na swe rozmiary. Wybieram takie, w których strony mają około 0,3mm grubości. Taki kalendarz a raczej papier na którym go wydrukowano ma jedną wspaniałą właściwość: jest lakierowany. Właściwie trudno mi określić czy to naprawdę lakier - w każdym razie nie jest błyszczący, ale kalendarz jest bardzo gładki , a jego powierzchnia jest nieco twardsza niż w brystolu. Lakier nie wsiąka w ten papier, łatwo się go rozprowadza. Ale kiedy spojrzeć na pomalowaną powierzchnię pod światło - jest niemal doskonała! Polecam!

Teraz, kiedy potraficie już model skleić, dodać do niego coś od siebie, pomalować go - pokażę Wam jeszcze kilka ciekawych rozwiązań, które waszą modelarską przygodę uczynią jeszcze bardziej interesującą. Pochodzą z dorobku mojego i moich kartonowych przyjaciół - potem powiem gdzie możecie ich również spotkać. A zatem:

c.d.n.


www.konradus.com Get Firefox!