NOWOŚCI i ZAPOWIEDZI
W tym miesiącu kilka ciekawych nowości z naszego rynku wydawniczego, a także
kilka modeli ze stron internetowych oraz zza naszej południowej granicy.
Betexa od dłuższego czasu promuje rodzimy przemysł motoryzacyjny -
tym razem otrzymujemy wycinanki samochodów Skoda Roomster oraz Skoda Superb.
Oba pojazdy są wydane w skali 1:18. Oprócz tych dwóch wycinanek dostępne są też dwa zestawy dla najmłodszych
z modelami samolotów w skali 1:72 a samochodów w skali 1:35. Miłośnicy budowli otrzymali
model Staromiejskiego Ratusza w Pradze (1:160, cena: 150czk.)
Wydawnictwo Permes wydające serie Kartonowa armia przez moją nieuwagę nie gościło na
łamach dwóch ostatnich numerów Fanatyka Kartonu. Do kiosków i Empików trafiły trzy nowe
zeszyty z piapierowymi żołnierzykami Szwedzi(cena 12.50zł) oraz zaczynające
nowe serie
Świat fantasy(cena 12.50zł) oraz Pomaluj i sklej - Rycerze(cena 12.50zł)
Answer wydał radziecki myśliwiec Jak 1b w ciekawym kamuflażu Władimira
Pokrowskiego(1:33, 21,99zł, autor: K. Fiołek). Sympatycy lotnictwa z okresu Pierwszej
Wojny Światowej ucieszą się
na możliwośc zakupu wycinanki z samolotem Junkers D.1(1:33, autor: K.Fiołek 3
arkusze B4)
Na stronie GreMirModels można zakupić
model F2G-1 Super Corsair w efektownym biało - czerwonym malowaniu (1:33, autor:William Aldridge, cena:16$)
Orlik tym razem zaskoczył wszystkich wydając model trzysilnikowego włoskiego
samolotu bombowo-torpedowego Savoia Marchetti SM.79
Sparviero (1:33, 42zł, autor: T. Grzelczak, model wydano na 7,5 arkuszach A3
kartonu kredowego polakierowanego matowym lakierem dyspersyjnym i 3,5
papieru offsetowego oraz 5,5 arkuszy A3 z rysunkami montażowymi i
opisem ).
Wydawnictwo GPM wypuściło serię dodatków do modeli kolejowych w skali 1:87, w śród nich: budka telefoniczna (7zł-2szt), zapory przeciw śniegowe (7zł-6szt. po 2cm), stacja benzynowa (9zł).
Wydawnictwo WAK wydało model Bregueta XIXB2 w eksperymentalnym malowaniu
malowaniu (1:33, autor M.Lewan, cena: 20zł). Surówkę można obejrzeć
tutaj.
Dla najmłodszych adeptów sztuki modelarskiej przeznaczony jest "zeszyt" z sylwetkowymi modelami PZL p11c i F-16C Jastrząb (1:80, autor: D.Furczak, cena 3zł).
W dziale Modele Fanatyka Kartonu pojawiły się modele amerykańskich kanistrów w skali 1:25 autorstwa "Chopina"
Po zamknięciu tego numeru pojawiło się kilka ciekawych nowości, więcej szczegółów o nich w numerze 15.
PWS Z-17 Sęp
Autor: Kroolo
Moja droga modelarska jest chyba standardowa: starszy brat lepił modele, ja pozazdrościłem
i też chciałem spróbować. W podstawówce kupowałem prawie każdy numer Małego Modelarza.
Ten pierwszy samodzielnie zakupiony do tej pory jest moim "pułkownikiem" -
AH-64 Apache z 1995 roku. Kleiłem głównie samoloty, choć raz udało mi się zbudować kadłub
polskiego niszczyciela ORP Burza, ale niestety na kadłubie i jednej nadbudówce się
skończyło, a w kręgu moich zainteresowań pozostały samoloty.
W szkole średniej coraz więcej wolnego czasu spędzało się przy komputerze, który w końcu
wyparł modelarstwo. Pewnego dnia odnalazłem forum i zrodziła się myśl "a może by znów
spróbować?", zwłaszcza że brat również wrócił do kartonu, tak więc we dwóch zawsze
łatwiej ;-). Po lekturze forum wniosek jest jeden: to nie jest powrót - to jest wszystko
nowe, jestem zupełnym laikiem! I tak czytam sobie relacje innych i próbuję sam coś
stworzyć z różnym (niestety ciągle mizernym) skutkiem.
Tyle przydługiego wstępu. Za temat obrałem sobie model wydawnictwa Card Plane nr 1/2006
przedstawiający domniemany wygląd polskiego myśliwca PWS Z-17 Sęp, w opracowaniu p.
Lecha Kołodziejskiego. Czemu akurat ten model?. Na forum był wysyp relacji z budowy P.11c,
więc i ja zapragnąłem coś takiego zbudować, ale "nieco inaczej" :-)
Model wydany został na 4 arkuszach bardzo dobrej jakości papieru,
dodatki w postaci wnętrza kabiny i innych detali możemy ściągnąć ze
strony wydawcy.
Muszę tutaj zaznaczyć że bardzo spodobał mi się pomysł umieszczenia na stronie
zapasowych części
np. szkieletu które można w razie uszkodzenia bez problemu samemu sobie
ponownie wydrukować.
Model sklejałem w wersji "kombinowanej", tzn. przy wykorzystaniu niektórych elementów
dodatkowych i niektórych ich pominięciem. Grafika wydania jest naprawdę bardzo wysokiej
jakości, wiele elementów wydrukowanych jest bez czarnych krawędzi a imitacja przetłoczeń
jest doskonała. Jak w każdym modelu należy pamiętać o zastosowaniu tektury o odpowiedniej
grubości - ja poeksperymentowałem z tekturką z podstawki pod piwo - jakość jest super ale
jest ona znacznie grubsza i w efekcie musiałem docinać nieco wnętrze. Spasowanie modelu
oceniam na 5. Można się przyczepić do tego że szkielet w wersji rozszerzonej nie
uwzględnia podklejenia segmentu dodatkowym poszyciem - trzeba trochę podszlifować,
ale to chyba nie problem.
Dla przyszłych sklejaczy:
jeśli będziemy wykorzystywać cz. 7an to pasek-sklejkę należy wkleić
pomiędzy część 7an a poszycie, w przeciwnym wypadku powstanie schodek...
Wiem że to logiczne ale wspominam bo sam się na tym złapałem niestety.
Nieco trudności sprawiło mi poprawne wycięcie ożebrowania płatów:
zamiast 1mm i cieńszego żebra, zastosowałem paski kartonu o żądanej
grubości.
A teraz kilka fotek z budowy:
I gotowy Sęp :
Coś prostego dla każdego, czyli kartonowy Papug x2
Autor: Pulpetto
Przeglądając modelarskie fora bardzo często spotkać się można z pytaniem - od czego
zacząć, jaki model na początek, itp. Pada wtedy mnóstwo propozycji, taki a taki samolot,
pojazd czy okręt. Każdy z tych modeli trochę kosztuje, a zepsuć go i zniechęcić się
bardzo łatwo. Ja zaproponuję coś innego.
Korzystając z linków podanych na forum Konradusa, odwiedziłem dwie stronki
1. http://www.3dpapermodel.com.tw/
2. http://www.yamaha-motor.co.jp/global/entertainment/papercraft/index.html.
Znaleźć tam można bardzo dużo prostych modeli do wydrukowania. Ja wybrałem dwie papużki.
Do wykonania takiego modelu potrzebne będą na początek: kolorowa drukarka i karton do
drukowania (gramatura 160-180 g/m2). Ze stronki ściągamy plik w formacie PDF (do
otworzenia w darmowym Acrobat Reader) i drukujemy. Do wykonania papugów używałem
następujących narzędzi: nożyczki, podkładka pod myszkę - do kształtowania obłości ;-),
klej BCG, farbki plakatowe i pędzelek - do retuszowania krawędzi.
Każdy z tych modeli składa się z kilkunastu łatwych do wycięcia i ukształtowania
elementów. Nie ma tam mikroskopijnych części, z którymi problemy mają nawet doświadczeni
modelarze. Trzeba przyznać, że modele te są dobrze zaprojektowane, wszystko pasuje do
siebie. Czytelne rysunki montażowe pomagają w klejeniu, nie trzeba główkować nad
miejscem przyklejenia poszczególnych części.
A jaki jest efekt końcowy. Można zobaczyć poniżej. Mnie się podoba.
Fajne kolorowe zwierzaczki, ciekawie prezentujące się na półce.
Podsumowując. Wydaje mi się, że modele te są ciekawą propozycją dla początkujących
modelarzy. Można potrenować kształtowanie elementów, nauczyć się podstawowych technik
modelarskich - poprawnego wycinania elementów (wbrew pozorom nie jest to takie proste)
i retuszowania krawędzi, bez narażania się na niepotrzebne koszty. W przypadku
uszkodzenia części - możemy ją wydrukować jeszcze raz, nie musimy lecieć do sklepu po
kolejną wycinankę. Życzę przyjemnej zabawy.
Parowóz wąskotorowy T2-71
Autor: Wojciech Pietrzykowski
Witam serdecznie. modelarstwem kartonowym zajmuję się ponad 20 lat.
Model parowozu wąskotorowego T2-71 powstał jako próba odpowiedzi na własne pytanie,
czy potrafię skleić model parowozu? Posiadając już wcześniej zakupioną Ol-kę
( mój ulubiony parowóz ) po uważnych analizach i obserwacjach zawartości wycinanki
nie miałem odwagi ( jako bądź co bądź laik w temacie kolei ) wziąć na warsztat tak
dużego modelu, zresztą stopień jego skomplikowania wydawał mi się wtedy zbyt duży.
Tak mniej więcej narodził się pomysł wzięcia na warsztat czegoś mniejszego i mniej
skomplikowanego czyli T2-71. Nie powiem miałem mieszane odczucia co do powodzenia
mojego przedsięwzięcia, zwłaszcza obserwując nieliczne relacje na forach internetowych.
Jednak relacja Kierownika i fakt sklejania testowego przez P. Olesia przekonał mnie.
Od samego początku model był poligonem doświadczalnym dobrym do wypróbowania
nie stosowanych przeze mnie do tej pory technik modelarskich.
Malowanie zresztą było nie tylko nabieraniem doświadczenia, ale również koniecznością
ukrycia oryginalnej zieleni z wycinanki. Zieleń ta bardziej pasowała do pilota statku
kosmicznego zwanego UFO niż do parowozu.
Kontrola zasobów materiałowych tj. tektura, drut, emalie Humbrola, Hermol , Super Glue
( jak się później okaże poszło go bardzo dużo ) i do dzieła.
Zacząłem od ostoi. Wszystkie krawędzie wycinanych i podklejanych elementów nasączałem
Super Glue ( smród i dawało po oczach jak trzeba ) po wyschnięciu obróbka papierem
ściernym, pilnikami i wiertłami do metalu ( dziwne karton a obrabiał się jak drewno
lub plastik ;-) ). No ale po obróbce wszystkie ( prawie ) krawędzie wyglądały jak cięte
laserem J. Ostoja z czołownicami poszła gładko.
Następne były silniki parowe. Znowu w ruch poszedł zestaw Super Glue i papier ścierny.
Wykonywane na bieżąco elementy i podzespoły sklejam w całość.
Czas na hamulce, po wykonaniu dźwigni i klocków hamulcowych odkładam na później jak będą
koła.
Resory też po "glutowaniu" i szlifowaniu ( załamanie krawędzi piór resorów tak by
po złożeniu wyglądały na oddzielne ) przypominają trochę oryginał .
Brak w wycinance śrub do mocowania resorów do ostoi.
W międzyczasie maluję ostoję czarnym Humbrolem 85, nawet mi się zaczyna podobać
to malowanie. Testując cyrkiel Olfy wycinam obręcze kół i sklejam w całość z
przeciwwagami. Szprychy po wycięciu nasączam Super Glue i zaokrąglam krawędzie zewnętrzne
, tak aby wyglądały jak odlewane. Aby poprawnie zmontować koło posługuję się prostym
szablonem i tarczą koła w wersji uproszczonej. Koła wychodzą całkiem możliwie, no to je
SuperGlue i szlifuję.
Przymierzam koła do ostoi ( już wygląda "toto" trochę kolejowo ), przymierzam elementy
układu hamulcowego i pierwszy ( zresztą nie ostatni ) zgrzyt. Nie można zamontować
przednich dźwigni i klocków hamulcowych bo przeszkadzają silniki parowe!
Temat hamulców na razie odkładam na bok.
Maluję koła na czerwono i ...ta emalia ( Humbrol 174 ) prawie nie kryje.
Maluję jeszcze raz i znowu bez większego efektu. Na forum wyczytuję, że ten typ
( Humbrol 174 ) tak ma. Nałożyłem pędzelkiem z dziesięć warstw. Ale nie ma tego złego co
na dobre nie wyjdzie. Po nałożeniu tylu warstw, farba ładnie się "ułożyła" między
szprychami i obręczą scalając wizualnie te elementy na kształt odlewu.
Zacząłem wykonywać elementy układu napędowego. Gotowe zaczynam przymierzać do
istniejących podzespołów i zgrzyt kolejny! Przy takim rozstawie silników parowych nie
ma miejsca na inne elementy układu napędowego poza wiązarami. Nie pasuje układ jezdny,
nie pasują hamulce co jest? Błąd musi być wspólny dla obydwu tych zespołów.
Postanawiam rozsunąć ( dobre 2mm na stronę ) na boki silniki parowe i płytę na której
opiera się prowadnica krzyżulca i podpora jarzma stawidła.
W ruch idzie nóż, a już po pomalowaniu tak wszystko ładnie wyglądało.
"Masakra" na szczęście nie jest zbyt widoczna.
Kolejna przymiarka ( już po rozsunięciu ) i układ jezdny zaczyna przypominać ten
w prawdziwych parowozach. Układ hamulcowy też nagle pasuje. Gdzie tkwił błąd?
Autor tego nie zauważył, czy P. Oleś skleił testowo model nie wychwytując tego,
czy ja ( wątpię ) coś spaprałem?
Sprzęgi sklejają się przyzwoicie, chociaż czegoś mi w nich brakuje. Nie wnikając w
szczegóły ( model ma być sklejony z elementów zamieszczonych w wycinance ) powstają
łańcuchy z pojedynczych ogniwek. Wykonane zgodnie z szablonem będą później przyczyną
kolejnego zgrzytu, ale na tym etapie montażu jeszcze tego nie wiem.
Mam jeszcze ( aczkolwiek coraz słabsze ) zaufanie do autora wycinanki, że wie co
zaprojektował.
Kocioł też w końcu trafił na warsztat. Płaszcz kotła wzmacniam od spodu warstwą
brystolu. Z obudową paleniska postępuję ostrożnie. Pamiętając rady Kierownika w
KF skracam o 1 mm szkielet paleniska. Super Glue i papier ścierny pomagają nadać
obudowie paleniska bardziej obły kształt. Przód kotła bez zastrzeżeń za wyjątkiem
komina, a właściwie paska przy jego podstawie. Małe przetłoczenie krawędzi i jest o.k.
Zbiornik pary po użyciu SuperGlue i papieru ściernego przestaje wyglądać na kartonowy.
Piasecznicą też bez kłopotu. Dzwon parowy po "glutowaniu" podoba mi się, że o
sprężarce i zaworach kotłowych nie wspomnę.
Biorę się za armaturę kotła, oczywiście bazując tylko na wycinance. Ależ fajnie
dzierga się pokrętła zaworów z kartonu nasączonego Super Glue! Przednia podstawa
kotła "prawie" pasuje, ale nie do tej średnicy kotła. Zaginam boczne ścianki i
pasuje trochę lepiej.
Czas na budkę maszynisty i skrzynie wodne. Zawczasu wycinam tabliczki z
zamiarem nieznacznego ich uplastycznienia. Szpilką delikatnie zatłaczam kontury oznaczeń
serii. Ten malutki rowek przyda się później przy malowaniu do oddzielenia granicy
kolorów. Nity wytłaczałem od spodu długopisem na tekturowej podkładce.
Ściany budki podklejam dodatkową warstwą brystolu. Ze skrzyniami wodnymi jest mała
zagadka. Ścianka zewnętrzna i wewnętrzna mają łukowate uskoki w innych miejscach.
Dno formuję sugerując się ścianką zewnętrzną i od wewnątrz powstaje sporawy otwór.
Okazuje się, że powinienem raczej głębiej wyciąć zewnętrzną ściankę, tak zresztą wynika
z planu generalnego chyba, że mi się źle odgadło co miał autor na myśli.
Trochę drobnych niezgodności było w częściach z których wykonuje się stopnie wewnątrz
budki przy przedniej ściance, ale nie wykluczam, że mogło to być następstwem moich
kombinacji ze skrzyniami wodnymi.
Na połączeniu kotła z budką niestety znowu mała nieścisłość do zamaskowania paskiem
brystolu. No i malowanie budki i skrzyń wodnych ( Humbrol 86 ) między innymi po to
aby ukryć "kosmiczną" zieleń oryginału z wycinanki.
Pozytywnie jestem zaskoczony wyglądem wytłoczonych nitów wykonywanych przeze mnie
pierwszy raz. Po wyprostowaniu drutu miedzianego znowu go pogiąłem i pociąłem wykonując
rury na kotle. Rury parowe zrobiłem z cyny. Chciałem podciągnąć przewody piasecznic w
pobliże kół, ale bądź tu mądry człowieku, między kotłem a skrzyniami wodnymi nie ma na
nie miejsca. Chyba powinna być szczelina między kotłem a skrzynią?
Tender skleja się wręcz idealnie. Do sklejania reflektorów po raz pierwszy w mojej
karierze modelarskiej użyłem BCG ( fajny klej ), lecz niestety zapomniałem zamontować
w nich "żarówek".
Imitację blachy ryflowanej na pomostach miedzy parowozem a tendrem wykonałem z folii
aluminiowej z "narysowaną" od spodu kratką i naklejonej na oryginalny element.
Podstawkę z torami potraktowałem trochę po macoszemu. Niestety moja wena twórcza została
w dużym stopniu pochłonięta na sam model. Szyny są wykonane z trzech pasków ( każda )
tektury niestety nie oszlifowanych przed malowaniem ( powód patrz poprzednie zdanie ).
Stawiam to cudo ;-) na gotowych torach i próbuję spiąć sprzęgi parowozu i tendra
łańcuchami i odległość między parowozem a tendrem ( za sprawą za długich zderzaków )
jest tak duża, że w oryginale żeby nabrać węgla trzeba by skakać. Pręty na których
osadzony jest zderzak są za długie ( wykonane oczywiście wg szablonów ). W związku z
tym "brakuje" łańcucha, który na dodatek powinien mieć nieparzystą liczbę ogniwek
żeby móc go bez skręcania zapiąć na hak. W ruch idą szczypce i wyrywam "zalutowane"
na beton zderzaki ( z prawie gotowego parowozu i tendra ) i skracam pręty.
Wygląda to teraz jakoś bardziej realnie. Ostatnie retusze i KONIEC!
Budowa opisanego przeze mnie modelu trwała prawie osiem miesięcy ( a to takie maleństwo)
z przerwami na ponowne nabranie chęci do dalszej pracy.
Według mnie opracowanie modelu daje w kość kilkoma zaskakującymi błędami
( sklejanie testowe hm?!). Bardzo ubogi opis i skromne ( nieraz wykluczające się
wzajemnie) rysunki montażowe też nie pomagają w sklejaniu. Tym bardziej, że w
tym modelu ( jak i w wielu innych ostatnio wydanych modelach nie tylko tego autora )
autor zamieszczając niewiele mówiący zwykłemu sklejaczowi opis i rysunki zakłada,
że poprawnie skleić model może tylko on sam i niewielka grupa znawców tematu.
Żeby rozszyfrować układ jezdny modelu parowozu musiałem poznać jego budowę i działanie
w oryginale( pewnie żeby skleić z marszu żaglowiec będę musiał studiować szkutnictwo )
wertując kilka publikacji w tym artykuł Wakamija w Kartonowym Fanie, że konsultacjach
"piwnych" z kolejarzami nie wspomnę.
A wystarczyło by kilka rysunków więcej przydatnych zapewne nie tylko mnie.
Czy inne modele tego autora są równie problematyczne w budowie? Sądząc po relacjach
internetowych bezbłędne nie są.
Modele kolejowe bardzo mnie interesują bynajmniej perspektywa walki w trakcie
sklejania z drobnymi ( mniej lub więcej ) błędami, nieustannym wyprzedzaniem myślami
kolejnych etapów montażu i odgadywania co autor miał na myśli nie zachęca do ich kupna.
Wypowiadając swoją opinię w tym temacie zastrzegam, że jest to wyłącznie mój punkt
widzenia. Jednocześnie przyszłym modelom kolejowym nie mówię nie ( niech tylko
znowu mnie najdzie na parowóz).
Mimo trudności model skończyłem i już znam odpowiedź na pytanie jakie zadałem
sobie na początku budowy. Tak, potrafię skleić kartonowy model parowozu.
Co prawda małego wąskotorowego samowarka, ale jednak.
Zamek Pernstejn - Betexa, 1:300
Autor: Stealth
Wybierając temat recenzji dla Fanatyka Kartonu zdecydowałem, że nie wybiorę żadnego z
najnowszych modeli, gdyż akurat te są zazwyczaj recenzowane kilkukrotnie, jeszcze zanim
ukażą się na rynku. Jednym słowem - postanowiłem, że będzie to coś ciekawego i jednocześnie
dosyć rzadko spotykanego, choć może niekoniecznie nowego. W tym celu przekopałem moją
coraz bardziej rosnącą stertę modeli i chyba znalazłem to czego szukałem - model zamku
Pernstejn w skali 1:300, wydany przez czeską firmę Betexa.
Średniowieczne zamczysko??
Pernstejn jest jednym z najlepiej zachowanych gotycko - renesansowych zamków w Czechach.
Położony w kraju południowomorawskim nad rzeką Svratka, góruje nad miejscowością Nedvedice.
Budowę rozpoczęto w latach 1270-85, umiejscawiając ją na skale, która miejscami wchodzi w
głąb budowli do wysokości drugiego piętra. Zamek ukończono w XVI w. i od tamtej pory bez
większych zmian przetrwał do dnia dzisiejszego. Przez większość swojej historii stanowił
on siedzibę rodu Pernstejn - jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych rodów w
królestwie czeskim.
z kartonu.
Na początku kilka "parametrów technicznych" wycinanki. Zeszyt składa się z 20 arkuszy
kartonu (18 z częściami oraz okładka), plus dodatkowo 2 arkusze miękkie z rysunkami.
Opis budowy jest w trzech wersjach językowych (czeski, niemiecki, angielski). Sam opis
w jednym języku zajmuje jedną stronę, plus dodatkowo po ok. 1,5 strony historii obiektu
(oprócz czeskiej wersji opisu budowy, reszta tekstu znajduje się na odwrocie arkuszy z
częściami). W modelu zamieszczono 6 rysunków montażowych wyglądających mniej więcej tak:
Czy to wystarczająca ilość? Trudno powiedzieć, bo model, choć złożony z dużej ilości
części nie wygląda na szczególnie wymagający pod względem technicznym, choć trudności
może przysporzyć sama konstrukcja.
No właśnie - konstrukcja. Mimo bowiem dosyć sporych wymiarów modelu po sklejeniu
(50x70x25 cm, według informacji ze strony Wydawcy), projektant nie przewidział żadnego
sztywnego szkieletu, który mógłby wzmocnić konstrukcję. Jak wiadomo wszystko jest
wykonalne, ale ja osobiście chyba jednak zużyję sporą ilość tektury podczas budowy, aby
zaoszczędzić sobie stresu związanego z zachowaniem odpowiedniej geometrii. Model
zaprojektowano tak, że składa się z pięciu bloków - dwóch Podzamcza (oznaczonych A i B) i
czterech Zamku Właściwego - oznaczonych C1, C2, C3 i C4).
Kolejną kwestią, którą moim zdaniem warto poruszyć przy okazji omawiania tego modelu
są tekstury użyte do wypełnienia części. Wydaje się bowiem, iż autor w tym momencie
wykazał podejście bardziej artystyczne, niż inżynierskie. Tekstury są wykonane ręcznie -
wygląda na to, że najpierw narysowano komputerowo obrys części, a następnie wypełniono je
malując tradycyjnie powierzchnię ścian i murów. Efekt jest mniej więcej taki:
Szczerze mówiąc, po pierwszym przejrzeniu miałem dosyć mieszane uczucia. Przyzwyczajony
do obsesyjnej wręcz dbałości o szczegóły panującej ostatnio wśród modelarzy i wydawców,
początkowo nie mogłem się przyzwyczaić do miejscami jedynie naszkicowanych okien,
portali i innych elementów architektonicznych. Po zastanowieniu jednak doszedłem do
wniosku, że to przecież nie koniecznie musi być wada. Czy bowiem modele architektury
należy mierzyć tą samą miarą co modele pojazdów czy samolotów? Czy nie warto może czasem
zrezygnować z odwzorowania każdej cegiełki, na rzecz lepszego oddania klimatu i nastroju
związanego z wielowiekową budowlą? Co jest lepsze: "namalowany" Pernstejn, czy sterylne,
komputerowe tekstury chociażby modeli wydawanych przez Modelik (nie ujmując oczywiście
nic tym ostatnim)? Myślę, że to temat na odrębną dyskusję.
Podsumowując, wydaje się że model zamku Pernstejn z Betexy jest propozycją wartą
rozważenia przez miłośników dużych modeli architektury, również ze względu na cenę -
mnie udało się go nabyć za niecałe 37 złotych, co biorąc pod uwagę objętość modelu
chyba nie jest ceną szczególnie wygórowaną.
Przydatne linki:
Strona wydawcy:
www.betexa.cz
Kilka informacji o zamku Pernstejn:
www.zamky-hrady.cz/2/pernstejn.htm
USS Heermann, 1:200
Autor: Damian Pliszka
Pod koniec stycznia wydawnictwo Andrzeja Halińskiego ze Stegny Gdańskiej wydało model amerykańskiego niszczyciela typu Fletcher - USS Heermann (DD-532). Model przedstawia okręt w skali 1:200.
Krótki rys historyczny. USS Heermann został zbudowany w stoczni Betlehem Shipbulding Co. w San Francisco. Sławę zdobył podczas starcia z siłami adm. Kurity od Samar w czasie poczwórnej bitwy morskiej o zatokę Leyte 25 października 1944. Wraz z bliźniaczymi USS Hoel, USS Johnston i trzema niszczycielami eskortowymi stanowiły eskortę Taffy 3, którego trzonem było sześć lotniskowców eskortowych (wśród nich znany z jednego z poprzednich modeli wydanych przez AH - USS Gambier Bay). Nie miejsce tutaj by opisywać szczegółowo to starcie. Wspomnę jedynie, że USS Heerman przyczynił się swymi atakami torpedowymi do odciągnięcia głównych sił japońskich od Taffy 3, a także wdał się w pojedynek artyleryjski z krążownikiem Chikuma co w połączeniu z atakami lotniczymi przyczyniło się do jego zatopienia. Okręt wyszedł z walki mocno pokiereszowany i udał się na remont, który zakończył się w styczniu 1945. Więcej o historii okrętu można znaleźć tutaj: http://www.history.navy.mil/danfs/h4/heermann.htm.
Model przedstawia USS Heerman w konfiguracji i w kamuflażu z października 1944. Mamy 8 arkuszy z częściami na doskonałej jakości kartonie, a także 10 arkuszy offsetu z elementami szkieletu kadłuba i nadbudówek, rysunkami montażowymi, szablonami do samodzielnego wykonania oraz niektórymi elementami (lufy dział, torpedy, wewnętrzne części osłon itp.). Jakość druku jest doskonała, do czego przyzwyczaiło nas już to wydawnictwo. Ilość elementów jest imponująca (ktoś na czarnym forum je policzył - 2746 +/-10). Komputerowe opracowanie pozwoliło na niesamowicie małe elementy. Przykładem może być dalmierz torpedowy Mk 27 jak i świetnie odwzorowane wzajemne przesunięcie wałów śrub. Mały niedosyt stanowi brak linii podziału blach kadłuba...
Po lewej dalmierz Mk 27 według instrukcji modelu, po lewej oryginał (źródło: Fletcher Class Destroyer's of World War Two Plan eBook -Floating Drydock).
USS Heermann w październiku 1944 nosił kamuflaż Ms 32/24D - burty w kolorach Light Gray 5-L i Dull Black, pokłady w kolorach Deck Blue 20-D i Ocean Gray 5-O. Kamuflaż ten został odwzorowany bardzo ładnie. Jedyne moje zastrzeżenie budzi tylko zbyt mała różnica pomiędzy Light Gray i Ocean Gray - ten pierwszy moim zdaniem powinien być nieco jaśniejszy (taki jak w przypadku modelu USS Gambier Bay). Porównanie z oryginalnym wzorem kamuflażu pokazuje pewne rozbieżności na rufie okrętu, ale bez zdjęć archiwalnych nie da się rozstrzygnąć co odpowiada prawdzie. Bardzo ciekawie wygląda imitacja wykładzin przeciwpoślizgowych na pokładach.
Pokusiłem się o ocenę merytoryczną zgodności modelu z oryginałem. Przyznać muszę, że nie było to proste zadanie, wręcz karkołomne i wymagające przejrzenia dziesiątków rysunków i zdjęć archiwalnych przedstawiających niszczyciele typu Fletcher. Mimo, że był to jeden typ każdy okręt musi być traktowany indywidualnie i zaprojektowanie jego modelu lub jak w tym przypadku próba oceny wymaga posiadania zdjęć przedstawiających konkretny okręt w konkretnym momencie jego służby. Generalnie niszczyciele typu Fletcher dzielą się na dwie podgrupy: jedna z zaokrąglonym przodem nadbudówki i druga z prostokątnym przodem nadbudówki. Ta druga odmiana nadbudówki była także nieco niższa i lepiej dostosowana do walki z samolotami. USS Heerman należał do drugiej grupy okrętów. Oprócz tego istniało kilka rodzajów osłon dział 40 mm i 20 mm, dwa typy dalmierzy Mk 37. Wszystkie te kombinacje wraz ze zmianami w wyposażeniu elektronicznym, rozmieszczeniem środków ratowniczych, jak i drobnych elementów wyposażenia mogą przyprawić o ból głowy. Ponadto w końcowym okresie wojny zagrożenie związane z kamikaze wymusiło to, że część okrętów przeszła modernizację mającą na celu zwiększenie możliwości zwalczania samolotów - podwójne zestawy 40 mm Boforsów po obu stronach komina zostały zastąpione przez zestawy poczwórne, zaś w celu zrekompensowania przyrostu masy usunięto przednią wyrzutnię torped ustawiając w tym miejscu dalmierze dla tychże działek.
Pracę zacząłem od znalezienia dostępnych zdjęć USS Heerman - niestety nie ma tego zbyt wiele. Poniżej prezentuję kilka ze zdjęć jakie udało mi się znaleźć
USS Heerman w 1943 roku w trakcie prób morskich - zwraca uwagę brak dalmierza Mk 37.(źródło: Internet)
USS Heermann w 1944 w kamuflażu Ms 32/24D.(źródło: Internet)
USS Heerman w styczniu 1945 po modernizacji i remoncie uszkodzeń odniesionych podczas bitwy pod Samar.(źródło: Internet)
Autorzy modelu nie ustrzegli się niestety kilku nieścisłości, które postaram się omówić i pokazać na przykładach stan rzeczywisty o ile tylko pozwalała na to dokumentacja będąca w moim posiadaniu.
Analizy dokonałem opierając się przede wszystkim na:
Warship Perspectives o niszczycielach typów Fletcher, Gearing i Sumner
Fletcher Class Destroyer's of World War Two Plan eBook wydanego przez Floating Drydock
Anatomy of the Ship: USS The Sullivans
zdjęciach znalezionych w internecie.
Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy po obejrzeniu modelu jest brak windy z lewej strony pokładu głównego na wysokości dziobowej wyrzutni torped.
Winda ta służyła do obsługi łodzi pokładowych. Na prawej burcie jej nie było ze względu na oszczędności wagowe i prawoburtowa szalupa była obsługiwana poprzez system bloków. Na zdjeciu po lewej widoczna jest ta winda i jej położenie na pokładzie (źródło: Fletcher Class Destroyer's of World War Two Plan eBook -Floating Drydock).
Kolejna uwaga odnosi się do sposobu umieszczenia podstaw burtowych stanowisk Boforsów. W modelu są one nieco odsunięte od burt. W rzeczywistośći były one umieszczone "na styk" do krawędzi pokładu. Chciałbym przy okazji zwrócić uwagę na element którego brak w modelu, a który jest widoczny na zdjęciach archiwalnych. Pod burtowymi stanowiskami działek 40 mm było coś co przypomina odbojnicę, ale równie dobrze może być to osłona jakiejś instalacji. Niestety nie udało mi się ustalić co to było.
Po lewej rysunek z instrukcji modelu, po prawej stan faktyczny (źródło: Fletcher Class Destroyer's of World War Two Plan eBook -Floating Drydock).
W modelu błędnie niestety zapojektowano także osłonę rufowego Boforsa. W modelu
zaprezentowano późniejszą wersję tej osłony podczas gdy w 1944 roku USS Heerman
posiadał osłonę o kształcie kropli.
Po lewej rysunek z instrukcji modelu, po prawej stan faktyczny (źródło: Fletcher Class Destroyer's of World War Two Plan eBook -Floating Drydock).
Taki typ osłony widać wyraźnie na zdjęciu z prób morskich z 1943r. Także zdjęcie w kamuflażu pokazuje, że taka właśnie osłona była zainstalowana była w 1944 roku na USS Heermann. Swoją pierwszą poważną modernizację USS Heermann przeszedł podczas naprawy uszkodzeń odniesionych podczas bitwy pod Samar. Wtedy też otrzymał osłonę rufowego stanowiska taką jak jest to zaprojektowane w modelu i widoczne na zdjęciu z 1945 roku prezentowanym powyżej.
Zastanawiający dla mnie był również wysięgnik na którym zamocowano reflektor sygnalizacyjny w tylnej części pomostu. Po przeanalizowaniu zdjęć w źródlach jak i dostępnych fotografii USS Heerman oraz innych bliźniaczych okrętów budowanych w Betlehem Shipyard w San Francisco wyszło na to, że taki typ wysięgnika nie był instalowany w ogóle na Fletcherach. Powinien on wyglądać tak, jak to pokazane jest na zdjęciu poniżej.
Po lewej rysunek z instrukcji modelu, po prawej stan faktyczny (źródło: Fletcher Class Destroyer's of World War Two Plan eBook -Floating Drydock).
Zbliżenie nadbudówki USS Heermann (źródło: Internet).
Zdjęcia powyższe pokazuje także, że celownik torpedowy powinien być cofnięty - mniej więcej na wysokość koła ratunkowego na osłonie pomostu, zaś stanowisko obserwacji powietrznej było na samym końcu pomostu. Jako ciekawostkę w załamaniu osłony pomostu za stanowiskiem celownika Mk 51 dla dział 40 mm jest widoczny fotel dowódcy okrętu. Przy okazji nadbudówki dziobowej w modelu pod stanowiskami Boforsów za pontonem ratunkowym projektanci umiescili siatkę. Taka siatka była owszem czasem montowana, ale na scianie nadbudówki, a miała za cel wyłapywanie łusek spadających z położonego wyżej stanowiska. Tak więc bezpieczniej będzie po prostu pominąć ten element.
Schemat pokazujący umiejscowienie siatki do łapania łusek po pociskach 40 mm z działek na stanowiskach dziobowych (źródło: Fletcher Class Destroyer's of World War Two Plan eBook -Floating Drydock).
Ostatnią rzeczą jaka w sumie w ostatniej chwili zwróciła moją uwagę był radar kierowania ogniem zainstalowany na dalmierzu Mk 37. W modelu wygląda ona tak jak pokazano poniżej.
Problem w tym, że w 1944 roku USS Heerman miał antenę typu Mk 4, zaś to co zaprezentowano w modelu wygląda jak antena typu Mk 12 stosowana nieco później w połączeniu z anteną Mk 22 (pionowo ustawiona "skórka od pomarańczy"). Oczywiscie czasem zdarzało się, że w niektórych przypadkach poddawano modernizacji antenę Mk 4, dodając dodatkowe dipole w centrum anteny, ale występowało to zawsze w parze z dodaną anteną Mk 22. Poniżej pokazuję jaka była różnica pomiędzy oboma typami anten - Mk 4 miała bardziej zaokrąglony reflektor (element stanowiący główny widoczny element anteny), zaś Mk12 miała proste wydłużone nieco zakończenia tego reflektora (tak jak to jest w modelu z wyjątkiem zewnętrznych wsporników).
Po lewej antena Mk 4 po prawej Mk 12/22.
Antenę typu Mk 12/22 USS Heermann miał zainstalowaną po modernizacji w 1945 co wyraźnie
widać na poniższym zdjęciu.
USS Heermann w styczniu 1945 po naprawach i modernizacji (źródło: Internet).
Z drobiazgów do jakich można mieć jeszcze uwagi to relingi na nadbudowce w okolicy wyrzutni torpedowych. W modelu przedstawiono je jako podwójne, zaś w rzeczywistosci były to po prostu słupki z pojedynczą stalową liną u góry przystosowane do szybkiego składania w warunkach bojowych lub podczas załadunku torped.
Sekwencja ujęć śródokręcia - widoczny reling oraz detale wyposażenia - warto zwrócić uwagę na rufowy dźwig torpedowy - gdy nie był używany opuszczano go do poziomu pokładu nadbudówki (źródło: Fletcher Class Destroyer's of World War Two Plan eBook -Floating Drydock).
Ostatnia uwaga odnosi się do masztu zaproponowanego w modelu. Wygląda on nieco odmiennie od tego co można zobaczyć na zdjęciach. Brakuje przede wszystkim wspornika na ktorym umieszczone były tzw. fighting ligths, czyli zestaw świateł służących do szybkiej identyfikacji okręty w warunkach bojowych. Światła te są widoczne na zdjęciu USS Heermann w 1944 roku w kamuflażu przedstawionym powyżej (są umieszczone na wysokości anteny radaru na dalocelowniku Mk 37.
Wymienione wyżej wady modelu w najmniejszym stopniu nieumniejszają jego atrakcyjności.
Po prostu jak wspomniałem wcześniej zaprojektowanie modelu konkretnego okrętu z typu
Fletcher nie jest proste i wymaga naprawdę przekopania się przez masę materiałów.
Podobnie jak ta próba oceny.
Mam nadzieję, że moja praca na cokolwiek się komuś przyda :-) Będę wdzięczny za
uwagi i w miarę możliwości odpowiem na ewentualne pytania.
Co ma wspólnego model kartonowy z winogronami?
Autor: Joanna Kociołek
Można go prać, uzupełniać, dowolnie formować, tłoczyć, wzmacniać, barwić ....
Co sprawia, że papier jest tak wszechstronnym materiałem wykorzystywanym powszechnie w
druku, grafice, jako podobrazie malarskie, do wyrobu pudeł, kartonów, opakowań a przede
wszystkim modeli kartonowych. Dlaczego karton jest szary a kalka techniczna przeźroczysta?
Jak to się dzieje, że kartka darta wzdłuż jednej krawędzi rozrywa się prawie wzdłuż linii
prostej, a wzdłuż drugiej natomiast ucieka w jedną lub druga stronę?
Wszystkiemu winna jest celuloza, czyli ogromna cząsteczka cukru. W soku winogron
znajdują się pojedyńcze cząsteczki cukrów prostych - glukozy:
Zdjęcia pochodzą ze stron wikipedi
Te same cząsteczki mogą łaczyć się ze sobą tworząc makrocząsteczki nazywane wówczas
celulozą. Na łańcuch celulozy składa się od kilkaset do kilkudziesięciu tysięcy reszt
glukozy
Zdjęcia pochodzą ze stron wikipedi
Proces polimeryzacji czyli łączenia cząsteczek glukozy jest naturalnym procesem
zachodzącym w wielu roślinach, a właściwie ich poszczególnych częściach:
nasionach np. bawełny
łyku np. lnu, konopii, kazo, gampi, mitsunaty
Zdjęcia pochodzą ze stron wikipedi i www.japan-access.de/.../papier/gampi_01.jpg
liściach np. sizalu
Zdjęcia pochodzą ze stron wikipedi
owocach np. orzecha kokosowego
www.tuitam.pl/images/tapety/dom4_male.jpg
drewnie np. sosny, świerku, brzozy, morwy papierowej.
Zdjęcia pochodzą ze strony wikipedi
Łodyga lnu, czy twarde drewno sosnowe to jednak dopiero punkt wyjścia
dla produkcji papieru. Włókna celulozy muszą zostać z tych materiałów wyodrębnione.
Moja babcia własnoręcznie otrzymywała włókna lniane, co prawda robiąc z nich przędze
do produkcji tkanin (tak na marginesie również bawełna, juta czy kokos mogą stać się albo arkuszem papieru,
albo gustownym wdziankiem). W przeszłości ścięty len przez długi okres czasu moczono
np. w rzece (następowało usunięcie substancji sklejających włókna przez drobnoustroje),
następnie międlono (łamanie i kruszenie zdrewniałych części łodyg), a na końcu
wyczesywano włókna. Obecnie proces ten jest zmechanizowany i przyspieszony przez
roztworzenie chemiczne:
metoda sodowa z Na(OH)2, stosowana od 1853r.
metoda siarczanowa z Ca(HSO3)2 i SO2. Uzyskana w procesie tym masa celulozowa
zawiera dużo żywicy i jest biała, a otrzymany papier ma niską wytrzymałość mechaniczną.
Wykorzystuje się go głównie jako papier gazetowy.
metoda siarczanowa jest rozwiniętą metodą sodową z Na(OH)2 i Na2S. Masa celulozowa
zawiera niewielkie ilości żywicy, jest jednak ciemna (barwy papieru pakowego). Jej dużą
zaletą jest to, że powstały w ten sposób papier posiada większą wytrzymałość i jest
wykorzystywany do wyrobu worków, kartonów i tektur.
metoda organosolv ze związkami organicznymi. W wyniku jej zastosowania otrzymuje się papiery o dużej czystości chemicznej.
Wybór metody ma zatem znaczący wpływ na jakość otrzymywanej masy
celulozowej a co z tym idzie finalnego produktu jakim jest papier.
Na barwę papieru wpływa zawartość ligniny (składnik ścianek komórkowych
roślin, zwłaszcza drewna). Aby zatem zmniejszyć jej zawartość stosuje się głównie tlen i
chlor oraz ich związki. Często dodaje się niebieski barwnik, który optycznie wybiela
papier, stąd w rezultacie lekko błękitna barwa "białych" arkuszy papieru.
Dodatki i sposób wykonania papieru determinuje jego własności i wygląd ale o tym w
kolejnych częściach cyklu.
Na koniec kilka zdjęć obrazujących, co kryje się pod pojęciem włókna celulozy (od lewej bawełna, len i sosna)
Zdjęcia pochodzą z www.nagano-it.go.jp i www.econotech.com
Włókna te widoczne są także gołym okiem po przedarciu kartki papieru
Jedząc zatem winogrona i klejąc kartonowy model delektujemy się tymi samymi cząsteczkami - glukozy! Jednak sposób ich ułożenia i łączenia z innymi związkami determinuje, że to co w mikroskali jest podobne w makro znacznie się od siebie różni!
Amerykańska kanonierka PGM-17 [Modelarstwo Okrętowe nr 7-8]
Budowa kadłuba.
Autor: Roman
Chciałbym pokrótce opisać budowę kadłuba okrętu. Budowa jest prowadzona od podstaw,
wg planów zamieszczonych w Modelarstwie okrętowym nr 7 i 8. Zaznaczam, że sposób
budowy nie jest nowym pomysłem, wykorzystałem różne opinie i rady zamieszczane na
forach poświęconych modelarstwu kartonowemu. A więc po kolei.
Po zeskanowaniu rysunku linii teoretycznych, w programie Corel Draw, za pomocą
krzywej beziera obrysowałem obrys połówek wręg, następnie skopiowałem w lustrzanym
odbiciu, pomniejszyłem obrys o 0,3 mm, aby uzyskać miejsce na późniejsze oklejenie
kadłuba kartonem, dorysowałem szczeliny montażowe i wydrukowałem. W podobny sposób
powstał rysunek podłużnic, wodnic i pokładu.
Wszystkie elementy nakleiłem na karton o łącznej grubości 2 mm. Sklejenie kilku
warstw kartonu dało większą sztywność elementom, niż gdyby były one naklejone od
razu na tekturę 2 milimetrową.
Do deski montażowej przypiąłem wodnicę i za pomocą Super Glue przykleiłem szkielet
nadwodnej części kadłuba.
Do wypełnienia kadłuba użyłem pianki do układania suchych kompozycji kwiatowych.
Przykleiłem ją za pomocą butaprenu.
Pomiędzy wręgi zostały wklejone elementy pokładu.
Następnym krokiem było nasączenie pokładu preparatem budowlanym podobnym do Unigruntu.
Zapewniło to większą twardość i przyczepność szpachli, ale niestety spowodowało lekkie
wygięcie elementów, dlatego przed szpachlowaniem dokleiłem z tektury 2 mm pionowe
usztywnienia na krawędzi pokładu i burty.
Po odwróceniu kadłuba przykleiłem elementy podwodnej części.
Po wypełnieniu pianką oszlifowałem ją papierem ściernym wg krawędzi wręg. Tutaj zrobiłem błąd, gdyż po wyszpachlowaniu i oszlifowaniu na styku pianki i wręgi pojawiły się drobne pęknięcia wynikające z tego, że szpachla została w tym miejscu zeszlifowana do zera. Nie stanowiło to istotnego problemu bo i tak kadłub został oklejony kartonem, ale następnym razem piankę dopasuję tak aby wręgi wystawały ok. 1mm ponad piankę.
Pianka również została nasączona Unigruntem. Kilkukrotne szpachlowanie szpachlą akrylową i szlifowanie doprowadziło w końcu do uzyskania odpowiednich kształtów kadłuba.
Na koniec okleiłem kadłub kartonem o gramaturze 160, szpachlując miejsca połączeń
gęstą farbką akrylową.
Tak przygotowany kadłub jest gotowy do malowania, ale to już inna historia.
Konkursy
Po długiej przerwie na łamy Fanatyk Kartonu powracają konkursy, na rozgrzewke kilka
przyjemnych modeli z wydawnictwa WAK!
Życze dobrej zabawy przy sklejaniu konkursowych modeli!
|
Powrót do spisu treści |
W ciągu miesiąca, w Naszej ankiecie oddano 545 głosów! Tak, tak szanowni czytelnicy
całkiem spora liczba, co bardziej dociekliwy chwycili za kalkulator i wyszedł im ułamek,
dziwne skoro każdy miał 3 głosy? Troszkę ale byłem trochę wyrozumiały w stosunku do ludzi,
którzy z rozpędu oddali po jednym głosie w każdej kategorii.
Wróćmy do sedna naszej zabawy, które modele wygrały tak więc w kategorii Samoloty :
P 51 Mustang mk.III z wydawnictwa Halinski s.c. z 22 głosami
Ki 43 z wydawnictwa Halinski s.c. z 19 głosami
FB mk.VI Mosquito z Orlika z 18 głosami
W kategorii Pojazdy:
T34-76 z wydawnictwa Halinski s.c. z 33 głosami
Bumar DUT z wydawnictwa Modelik z 27 głosami
Jagdpanter z wydawnictwa GPM z 18 głosami
W kategorii Okręty:
HMS Repluse z wydawnictwo Fantom Model z 27 głosami
Oyodo z wydawnictwa GPM z 24 głosami
Kursk z wydawnictwa Gomix z 9 głosami
W kategorii Inne:
Kościół w Porąbce z wydawnictwa Orlik z 12 głosami
PAK 40 z GPM i Draf Model z 9 głosami
Diament B z Hobby Model z 3 głosami
Najlepszym modelem w Polskich barwach wybrano Bumar DUT z wydawnictwa Modelik
Najlepszym wydawnictwem roku 2006 wybrano Halinski s.c.
Najlepszym modelem roku 2006 został wybrany T34-76 z wydawnictwa Halinski s.c.
Serdecznie gratulujemy Zwycięzcom!
A i jeszcze konkurs dla głosujących proszę o kontakt Pana Kat-a - w
celu uzgodnienia szczegółów wysyłki. Gratuluje szczęścia ;o)
|