NOWOŚCI i ZAPOWIEDZI
Wydawnictwo Modelik wypuściło trzy nowości, w tym chyba jedną absolutną premierę!
Po raz pierwszy wydano model "kultowego" tramwaju 105 N w wersji Konstal Chorzów
( autor:P. Koper, skala 1:25, cena: 45zł, 14 arkuszy A3 z częściami + 5 instrukcji).
Sympatycy kolei żelaznej otrzymali model polskiego parowozu wąskotorowego Px 48
(autor:J. Kołodziej, skala 1:25, cena : 45zł, 11 arkuszy A3 z częściami + 11 instrukcji i historii).
Modelarze specjalizujący się w pływających kolosach ucieszą się z wydania francuskiego
pancernika Courbet (autor:M. Glock, skala 1:200, cena: 54zł, 16 arkuszy A3 z
częściami + 5 instrukcji). Rozpieszczani przez wydawnictwo "pancerniacy" otrzymali
radziecki czołg wielowieżowy T-35 w wersji z roku 1932 i 1939 (autor: W.Rychard,
skala 1:25, cena:99zł, 32 arkusze A3 z częściami oraz 15 instrukcji - modele posiadają pełne wnętrze)
Wydawnictwo AH tuż przed świętami wypuściło dawno zapowiadany model
japońskiego pancernika Fuso (skala 1:200, cena 135zł, 32 arkusze A3 z czesciami +
instrukcja). Do modelu można zakupić lufy (356 mm (12 szt.), 152 mm (14 szt.), 127 mm (8 szt),
25 mm (94 szt.), 13,2 mm (10 szt.), 7,7 mm (2 szt.)) w cenie 95zł.
Wrocławskie wydawnictwo WAK sprawiło piękny prezent miłośnikom polskiej broni pancernej
i wydało model czołgu szybkiego 10TP (autorzy: M.Szklarczyk i D.Furczak,
skala: 1:25, cena: 25zł, 8 arkuszy A4 z częściami + instrukcja). Do modelu można zakupić
grawerowane laserowo gąsienice (cena 40zł) i wycięte wręgi (25zł). Zapowiadany jest model
okrętu hydrograficznego ORP Pomorzanin (autor:M. Lewan, skala 1:100, cena: 19zł,
8 arkuszy A4 z częściami).
Wydawnictwo Answer wypuściło na rynek kilka ciekawych modeli, wśród nich są:
japoński samolot rozpoznawczy C6N1 Saiun (autor:Ł. Fuczek, skala 1:33, cena: 32zł,
7 arkuszy B4), klasyk pancerny PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1 (autor:S. Śliwiński,
skala 1:25, cena : 40zł), współczesny okręt podwodny USS Los Angeles (autor:
M.Herbut, skala 1:200, cena: 15zł, 2 arkusze B4), Autobus Jelcz Vecto 125M (autor:
Ł. Wacławek, skala 1:43, cena: 20zł, 6 arkuszy B4), oraz samolot z okresu pionierskiego
dla odrzutowców Dassault MD 450 Ouragan (autor: M.Herbut, skala 1:33, cena: 25zł,
).
Radomska Renova-model wydała model, chyba, pierwszego użytego bojowo
okrętu podwodnego H.L. Hunley (autor:S. Bielik, skala 1:25, cena:21zł, 6 arkuszy A4 z częściami).
Kolejny cywilny pojazd wydał Orlik, tym razem jest to autobus
Solaris Urbino 18 Hybrid (skala 1:43, cena: 8zł, 4 Arkusze A4 z czesciami + instrukcja)
Mały Modelarz po raz kolejny wznowił bardzo udany model A-10 Thunderbolt II
(autor:J.Słowik i R.Staszałek, skala 1:33, cena: 12zł), tym razem w malowaniu pustynnym
i z wnękami podwozia. Do kiosków trafił również model Japońskiego pancernika
HIEI (autor: Z. Sałapa, skala 1:300, cena: 26zł)
Miłośnicy morskich miniatur otrzymali od firmy JSC model brytyjskiego stawiacza boi
Galatea (skala 1:250, cena: 24zł, 9 arkuszy A4 z częściami)
Wydawnictwo Quest po zapowiadanym w poprzednim numerze P51 kontynuje
wydawanie modeli z serii "Znacie? To zobaczcie w nietypowych barwach":). Tym razem
otrzymujemy model PZL P.7a w malowaniu z testów Luftwaffe (autor: M.Pacyński,
skala 1:48, cena: 6zł) oraz Avia S.199 czyli bf109 składany po wojnie w Czechosłowacji,
w malowaniu izraelskim (autor: M.Pacyński,
skala 1:48, cena: 6zł).
Do naszego modelarskiego światka zawitało nowe wydawnictwo
Combat, debiutujące modelem Heinkel He-162A2 (autor:J. Dziedzic, skala 1:33
)
Wydawnictwo GPM nadal uzupełnia kolekcje modeli i akcesoriów kolejowych, tym razem
miłośnicy szyn i pary otrzymali model stacji w Czarnocinie (skala 1:87, cena 59zł, model w całości wycięty laserem)
). W czasie gdy próżnował naczelny FK wydawnictwo nie próżnowało i wydało modele:
Tiger I H - czołg M.Wittmanna (skala 1:25, cena:45zł, można zakupić elementy
wycinane laserem), Okręt podwodny U-boot typ XVIIB (skala 1:100, cena: 30zł)
oraz Messerschmit Bf-109D w malowaniu "Legionu Condor" (skala 1:33, cena: 25zł)
Wydawcy zza wschodniej granicy, również nie próżnują Bumażnaja kolekcja
wydała model rosyjskiego minowca Kercz (skala 1:200, cena 23zł, format A4)
Wydawnictwo Orzeł wypuściło na rynek kilka ciekawych tematów: amerykański myśliwiec
P-51H (skala 1:33, cena 19zł, format A4), radziecki myśliwiec
I-250 (MiG 13) (skala 1:33, cena 19zł, format A4), japoński samochód sportowy
Honda S2000 (skala 1:18, cena 24zł, format A4), rosyjski okręt liniowy
Piereswiet (skala 1:200, cena 45zł, format A4), radzieckie działo samobieżne Su-122
(skala 1:25, cena 25zł, format A4) oraz czołg lekki T-30
(skala 1:25, cena 19zł, format A4)
AAutorskie wydawnictwo P. Mistewicza - Kartonowa Kolekcja wypuściło na rynek
model amerykańskiego myśliwca
Brewster ''Buffalo'' Mk.I w malowaniu brytyjskim (skala 1:33, cena: 16 zł,
autor: P. Mistewicz)
W dziale Modele Fanatyka Kartonu, pojawił się nowy model w opracowaniu Romana
(znanego z kilku ciekawych artykułów). Jest to Bojowy Wóz Piechoty "Puma"
(skala 1:25, autor: Roman, cena: koszty druku;)) . Model jest wydany jako "siatka"
części do samodzielnego pomalowania.
BWP "Puma"
XF 103
Autor: Monster sQbee
1. Dzięki uprzejmości przyjaciela od czasu do czasu dokonuje zakupu modeli
samolotów (skala 1:48 i 1:32) ze strony THAIPAPERWORKS (http://agro-on.com/tppw/)
- bardzo odpowiada mi tematyka NOBIEGO - duża ilość samolotów nietypowych,
eksperymentalnych, projektów - perełek, których najprawdopodobniej nikt długo
jeszcze nie wyda albo nie wyda w ogóle.
2. Przykładowy model tego autora - XF-103 Thunderwarrior - model skleiłem na
razie tak jak został zaprojektowany z zamiarem powtórnego sklejania z uzupełnieniami
a może w "jedynie słusznej 1:33" skali - model skleja się bez kłopotów, dobrym
pomysłem jest możliwość wykonania wariantu w locie i z podwoziem, bardzo dobrze
dopasowane elementy i wystarczająca ilość rysunków montażowych - ma jednak poważny
zarzut - model nie został dopracowany tak, aby go sprzedawać, to nie jest gotowy
produkt - projektant ucieszył się, że go opracował, skleił surówkę i uważa, że
opracowanie jest gotowe. Doskonale to rozumiem ale .... klient powinien otrzymać
model dokończony, dopracowany a nie dorabiać jakichś elementów we własnym zakresie,
nawet jeśli jest to proste - a w modelu ewidentnie brak:
- wykonania wnętrza dyszy wylotowej
- wykonania wnętrza wlotu powietrza
- podkadłubowa płyta ustateczniająca - powinna być poprawiona na
składaną przy wersji z wysuniętym podwoziem i dodane dwa żebra - do części ruchomej
i stałej.
W tak interesującym modelu projektant powinien również pokusić się o wykonanie
alternatywnych wnęk na nietypowo umieszczone rakiety i samych rakiet, uważam że
to podniosłoby jego atrakcyjność. Z mniej istotnych przy tym stopniu uproszczenia
uzupełnień sugerowałbym wnętrze kabiny pilota i ruchome końcówki skrzydeł, które
pełnić miały rolę lotek.
Nie ma tutaj "walki" z dopasowaniem części - ze względu na wymienione wady ambitny
sklejacz na ma tutaj bardzo duże pole do popisu i wykazania własnej inwencji (i
to nie w zakresie poszukiwania właściwego promienia gałki uchwytu sterowania
temperatury powietrza nawiewanego na lewą stopę pilota, czy profilu łopatki 3
stopnia sprężarki ;-) co umożliwia otrzymanie modelu nietypowej maszyny - pokrewnej
do powstałych równocześnie prototypów YF-12; AVRO ARROW i TSR-2 .
Na przyszłość w modelach samolotów z tego okresu proponowałbym nieco inne
poskładanie części na arkuszach - osobno wręgi, osobno paski łączące, osobno
elementy o innych kolorach (wnęki podwozia i wnęki rakiet, a odrębnie reszta,
która była oryginalnie srebrna - umożliwiłoby to druk tych arkuszy na folii metalicznej.
3. Uważam, że modele opracowane są dokładnie z atrakcyjną i ładną kolorystyką
(sklejałem jeszcze trzy modele tego autora, więc nie jestem gołosłowny), z tym,
że są to modele proste w porównaniu z polskimi opracowaniami co może niektórych
razić, ale zgodnie z przyjęta przez NOBIEGO ideą "easy but beautiful".
(Niechlubnym wyjątkiem , który bardzo razi jest free Spitfire Skalskiego -
bezwzględne poprawiony powinien być obrys skrzydeł i usterzenia w - to powinny
być elementy elips a nie odcinki prostych !)
Kartonowy Arsenał 3/2007 - Spitfire IXc
Autor:3D
Model Spitfire IXc (ZX*5) wydany przez wydawnictwo ze Stegny
przedstawia samolot należący do PFT (Polish Fighting Team), który tworzył eskadrę
C przy 145 Sqn. RAF podczas walk w Afryce Północnej w 1943 roku.
Autorzy tego opracowania to: Marcin Dworzecki, Michał Markiewicz oraz Marcin Grygiel.
Nazwisko tego ostatniego z projektantów niech nikogo nie dziwi. Przyczyna tego stanu
rzeczy jest prosta... w rzeczywistości Spit IX powstał w oparciu o Spita V. To
oczywiście przełożyło się również na modele, gdyż część modelu "piątki" (którą
właśnie wcześniej opracował Marcin z Marcinem ;-)), zaadoptowano do modelu "dziewiątki".
W ten sposób A. Haliński uwzględnił wcześniejszy wkład pracy swojego byłego pracownika,
chociaż ten de facto nie brał udziału w opracowaniu tego modelu. Osobiście uważam, że
to ładny gest.
Dostępne źródła historyczne to "aż" trzy zdjęcia ZX*5 ;-) (do jakich udało mi się
dotrzeć), w tym na dwóch samolot jest w oddaleniu i odstępy miedzy cyfrą i literami
kodowymi, a kokardą są większe, niż na zdjęciu z grupą pilotów, gdzie widać zarys "5"
znacznie bliżej kokardy i tu mamy kolejne pole do dyskusji i rozmaitych domniemań.
Wydawca zadbał o to ,aby wszystko co jest widoczne na zdjęciu ZX*5 z grupą pilotów
znalazło się w modelu. Reszta to kwestia wyszukania w dostępnej literaturze numeru
seryjnego tego samolotu, właściwych kolorów kamuflażu i pilotów, którzy na nim latali.
Stąd m.in. krótka notka biograficzna dotycząca Kazimierza Spornego zawarta na 2 stronie
wycinanki.
Sam model Spitfire IXc zawarty w wycinance odpowiada realiom historycznym (w ilu % to
każdy niech oceni sobie sam), ponieważ jest to wczesna seria "dziewiątek", które miały
skrzydła, golenie podwozia oraz stateczniki poziome i pionowe (lub jak kto woli - stery
wysokości i stery kierunku) identyczne jak "piątki".
Zasadnicze różnice między "piątką", a "dziewiątką" dotyczyły kabiny, wiatrochronu,
śmigła (4 łopaty zamiast 3) i oczywiście najważniejszego, czyli silnika. To tak
ogólnie. Szczegóły dostępne są w wielu publikacjach oraz w internecie, dlatego
darujcie, ale nie będę zamieszczał tu całych stron z różnych monografii. Zachęcam
do poszukiwań.
Teraz o modelu...
Autorem okładki tradycyjnie jest Arkadiusz Wróbel i... tak króciutko - podoba mi się.
Na drugiej stronie w dwóch kolumnach tekstu umieszczono charakterystykę "dziewiątki" i
notkę biograficzną K. Spornego oraz krótką (którą tym bardziej warto przeczytać)
instrukcję montażu - czyli wydawniczy standard;-).
Sama wycinanka składa się z 4 arkuszy z częściami i 2 arkuszy z rysunkami montażowymi
w 3d, których naliczyłem 41 ;-) oraz dodatkowo na przedostatniej stronie dwa rzuty
modelu pod kątem - góra/dół i 2 rys. złożeniowe osłony kabiny z wiatrochronem.
Na (prawie) dwóch stronach znajdują się elementy szkieletu, szablony i pozostałe części,
które łatwiej wykonać na offsecie.
Wielkim plusem jest rewelacyjna kolorystyka, która naprawdę może cieszyć oko, a
całości dopełniają ślady eksploatacji (brawa dla Marcina Dworzeckiego).
Natomiast minus to pomyłki w kolorach kamuflażu (tam, gdzie są jasne plamy powinny
być ciemne i odwrotnie). Wydawca zobowiązał się naprawić ten błąd w następnym modelu
zamieszczając erratę do tego wydania.
Skoro jesteśmy przy erratach... to w tym modelu znajduje się errata do poprzedniego
nr-u KA - Bf -109 - statecznik pionowy. To chyba jakieś fatum ;-) i oby pozostało w
2007 roku czego temu, jaki i wszystkim pozostałym Wydawcom kartonówek z całego serca
życzę.
Podsumowując...w telegraficznym skrócie:
Kupiłem(razem ze szkieletem wycinanym laserowo i osłoną kabiny)- STOP-nie żałuję -
STOP- czekam na erratę -STOP- i następny model- STOP*
Pozdrawiam
3D
P.S.
1. Tak jak zawsze- jeżeli ktoś ma jakieś uwagi lub dodatkowe materiały - piszcie do
Naczelnego
2. Elementy ze złymi kolorami zakreśliłem na czerwono, a erratę na niebiesko.
3. http://www.mysliwcy.pl/Pft/pft_MAIN.htm
* Dla młodszego, internetowego pokolenia....
Kiedyś, kiedy nie było netu - tak pisało się telegramy na poczcie. To zastępowało maile. Pogadajcie z rodzicami ;-)))
Ju -87
Autor:Sergej Sergejew
Niewątpliwie każdy modelarz stykał się ze stwierdzeniami osób oglądających jego
twórczość, w rodzaju - tak to każdy potrafi....... a gdyby tak wszystko migało
(kręciło się strzelało, jeździło latało). Bez wątpienia modelarza kartonowego
spotyka to częściej od innych, przecież jego hobby sprawia wrażenie najbardziej
łatwego i dostępnego. Przeszedłem drogę od niezrozumienia przez otoczenie samego
wykonywania modelu z papieru do bodajże pewnego szacunku do człowieka, który
potrafi się czymś zająć.
Od dawna chodziły mi po głowie pomysły aby nieco ożywić swoje modele. W celu
"zelektryfikowania" modelu samolotu nie ma możliwości zamieszczenia w nim baterii
ani sensownego zamaskowania wyłącznika.
Na wstępie realizacji takiej idei należało określić prototyp - w moim przypadku
bez wątpienia miał to być samolot ze śmigłem. Dążyłem do minimalizacji zakresu
prac, na przykład nie chciałem wykonywać chowanego podwozia. Biorąc pod uwagę fakt,
że nie przepadam za przedwojennymi maszynami wybór miałem niewielki - JU-87 lub
Aichi VAL (Tylko te dwa minie się podobają).
O bohaterze Pearl Harbour mam mało informacji więc poczułem chęć na "FRYCA" do,
którego posiadam wiele materiałów video i instrukcje do modelu w skali 1:24.
We mnie łatwo godzą się dwa przeciwieństwa - jawny leń i dążenie do przecięcia,
przekrojenia wszystkiego na świecie, odejście od oklepanej modyfikacji.
STUKA jest klasyką samolotów nurkujących "zmusiło" mnie to do sklejania Ju.87 G2
Kanonenvogel Za materiał wyjściowy posłużył mi MM 4-5/96.
Będąc na bazarze z elektroniką dostrzegłem mnóstwo lampek, fotodiod przewodów i
innych elementów, więc zaopatrzenie się w nie, nie stanowiło żadnych problemów.
Ponieważ buduję model z wewnętrzną impregnacją z żywicy epoksydowej - popatrz
MX 5/00 to jeszcze w stadium projektowania muszę uwzględnić jej przecieki do
silnika, lampek itd., co z drugiej strony wyręczy mnie przy mocowaniu silnika i
"żeńskiego" złącza elektrycznego.
Postanowiłem schować silnik w obudowie z brystolu, z wyprowadzeniem osi poza
granicę nosa samolotu. Zastosowałem silnik ze starego walkmana, ale praktycznie
trzeba wydłużyć ośkę w każdym silniku poprzez dolutowanie lub doklejenie
(przykładowy klej SuperMoment) odpowiedniej metalowej rurki. Lutując należy
koniecznie przewidzieć odprowadzenie ciepła poprzez uchwycenie pensetą miejsca
pomiędzy miejscem lutowania a korpusem silnika w przeciwnym bowiem przypadku
możemy roztopić jego wnętrze.
Obudowa silnika ma kształt cylindra z rurką osi silnika, który jest łatwy do
zaprojektowania i sklejania z brystolu - poprzez pomiar denka silnika i oklejenie go.
Długość tworzącej cylindra powinna być nieco dłuższa od obudowy silnika. Dokładnie i
ściśle mocujemy silnik nie zapominając o wyprowadzeniu przewodów - otwory wyjściowe
należy solidnie zahermetyzować (uszczelnić) na przykład klejem PWA.
Przyklejamy wstępnie nawiniętą na iglak i sklejona rurkę wzmacniając jej mocowanie
nakładka stożkową. Oś powinna się obracać się lekko bez bicia. Z zewnątrz zespołu
dodać łożysko , nie dodawać substancji smarujących. Gdy cała konstrukcja przeschnie
obowiązkowo należy uruchomić silnik z niewielkim naddatkiem obciążenia, ponieważ w
razie problemów nie będzie możliwości naprawy w gotowym modelu. Bieguny zasilania
podłączyć w taki sposób, aby śmigło obracało się we właściwym kierunku (O - jak on
samodzielnie zdmuchuje z siebie kurz !)
Będzie trzeba wykonać tablicę przyłączeń przewodów, w przeciwnym wypadku łatwo
będzie się pogubić przy podłączeniach ich do złącza elektrycznego - przecież śmigło i
fotodiody muszą być zasilane właściwym prądem. Osłonę silnika zalecam wykonać do połowy
wzdłużnej płaszczyzny - montaż węzła silnika jest łatwiejszy na w połowie zbudowanym
segmencie. Główne obciążenie na łączenie idzie poprzez mocowanie rurki osi silnika do
pierwszej wręgi a samą obudowę można przymocować za pomocą pary zapałek do kolejnych
wręg z tym, że należy zostawić szczeliny dla przecieku żywicy -złapie ona obudowę
mocno i na zawsze po wyprowadzeniu przewodów poza skrajną wręgę osłony silnika
kończymy jej sklejanie jak w klasycznym modelu.
Dla świateł nawigacyjnych stosujemy fotodiody z plastikowym korpusem o wymiarach
zbliżonych do rozmiaru świateł z naddatkiem.
Lampa dla reflektora - mała z soczewką, najlepiej nie chińska bo te długo nie
popracują, a i często maja krzywo ustawione soczewki. Soczewki prezentują się
dobrze dla skali modeli 1:32 a i dają efektowny strumień światła.
Dla zaczynających tego typu prace - dwie zasady:
- diody świecą przy prawidłowej biegunowości nie świecą przy półnapięciu przy zbyt
wysokim nadmiarze mogą po prostu rozlecieć się.
- światło zawsze znajdzie sobie drogę - konieczne jest przykrycie przed
prześwietlaniem wszystkie przylegające do reflektora powierzchnie, najwygodniej
nieprzezroczystą folią
Sensownym jest sklejenie do połowy końcówek skrzydeł tworząc z nich "książeczkę"
i wklejając żebra z dźwigarami pomiędzy wzmacniającym kartonem i brystolem pokrycia
montujemy kawałek cienkiej taśmy od opakowania SuperMoment. Nie należy naprężać
mocno tego odcinka do pełnego wyschnięcia sklejenia (karton - brystol) tych części.
Zarys taśmy może się mocno przemieścić i zdeformować (oczywiście lepiej wstawić szkiełko
po sklejeniu przed malowaniem, ale to wymaga większego doświadczenia)
Naklejamy folię na obie części końcówek skrzydeł, zostawiając okienko reflektora.
Do tej operacji powinniśmy przygotować lampki (3 sztuki w tym jedna bez soczewki)
i fotodiody.
Jedną z lampek obracamy dokładnie do folii zostawiając jedynie soczewkę a następnie
wklejamy ją na miejsce. Teraz przyczepiamy klamerkami przewody, wprowadzając je przez
żebra ku podstawie ( końcówek skrzydeł z zapasem. Aby uniknąć przecieku żywicy w
widoczną część reflektora , oddzielamy ja przygrodkami w kształcie profilu skrzydła
i mażąc styki gęstym (schłodzonym ) PWA malujemy na odpowiedni kolor.
Plastikowa obudowa fotodiody pozwala na jej obrobienie do wymaganego kształtu
(uważać należy aby nie obrobić jej do wewnętrznych "wąsików") - eliptycznego dla
STUKA., kroplowego dla na przykład Su-25 czy pastylki - dla belki ogonowej Mi-8.
Fotodiody wklejmy w końcówce skrzydeł i wyprowadzamy przewody starając się aby nie
przechodziły w miejscu mocowania podwozia lub innych elementów ponieważ istnieje
wówczas możliwość ich uszkodzenia.
Teraz składamy skrzydło w całość mocując końcówki skrzydła do śródpłata. Po montażu
skrzydła ale przed przyklejeniem go do kadłuba sprawdzamy po raz kolejny reflektor i
światła nawigacyjne.
Ogonowe światło nawigacyjne ma kolor biały - nawet dla skali 1:32 trudno znaleźć
odpowiednią lampkę - nawet zbyt dużymi okazują się lampki od zegarków naręcznych.
Białej fotodiody nie znalazłem, natomiast przezroczysta świeci na czerwono, ale
żarówki nie przetoczymy aby zmienić jej rozmiary - zastosowałem światłowód z kawałka
przezroczystego plastiku (zastosowałem tworzywo z opakowania płyty CD). Należy dążyć
do tego aby światłowód był jak najkrótszy, co powoduje najmniejsze straty światła.
Jeden koniec światłowodu wykonujemy w kształcie światła nawigacyjne nie szlifując
do pełnej przezroczystości tak, aby dokładnie pasował do bańki żarówki Na kleju
SM bardzo dokładnie mocujemy światłowód do żarówki nie dopuszczając do zacieku kleju
pomiędzy tworzywem a szkłem klejąc po zewnętrznym obwodzie styku. Cały zespół owijamy
dokładnie cienka folią do samej końcówki światła nawigacyjne.
Tylne światło nawigacyjne nie świeci tak intensywnie jak skrzydłowy, dlatego ten
ostatni można przemalować farbką odpowiedniego koloru . Mocujemy węzeł żarówka -
światłowód w modelu. Element ten wykonałem jako wyjmowany (część kadłuba i zespół
umieszczony w sterze kierunku rozmieszczając je na etapie przymocowania steru)
Do przygotowania tablicy przyrządów z podświetleniem naniosłem jej kontury na kawałek
folii, wstępnie zaznaczając przyrządy przebijakiem. Wykonałem w nich ich otwory i
powiększyłem je iglakiem iglakiem, przecinając płaskie wskaźniki. Zadziory
wyrównał , i wyciąłem deskę po wstępnym wybiciu ze spodu wszystkich przycisków
i wypukłości. Następnie wykorzystując tablicę jako szablon zaznaczyłem na
przezroczystym tworzywie przyrządy itd. .
Po drugiej stronie wydrapałem skale i strzałki nie zapominając o świetle -
czerwone i żółte sektory na cyferblatach itd. Zastosowałem lampkę bez soczewki,
światło powinno być rozproszone. Owinąłem ją całą sensownie w folię, następnie
wyskrobałem szczelinę rzędu 1 mm dla wyprowadzenia światła.
Z połówki dolnej części opakowania po TIC_TAC wykonałem oprawę podstawy lampek
określając położenie lampek w tablicy przyrządów z tym, że szczeliny nie wykonuję
na miejscu przyrządu ale obok albo pomiędzy nimi. Wkleiłem lampkę w oprawę i
zaślepiając go z czwartej strony przykleiłem do tablicy przyrządów. Następnie
pomalowałem na kolor denek przyrządów tą stronę tworzywa - pozostał nie zamalowany
obszar przylegania lampki, ale nie jest on wielki i a tak wyda się czarny.
Dokładnie przykleiłem uprzednio pomalowany panel do płaszczyzny przewodzącej światło,
sprawdziłem prace oświetlenia - przyrządy świecą się po obwodzie okręgów, na rysach
i strzałkach - dlatego je wydrapałem a nie narysowałem. Teraz wklejamy ten moduł do
kadłuba zamalowując płaszczyzny czołowe tablicy na kolor czarny i srebrny. Przewody
wyprowadzam mocując od dołu kadłuba - ja nie wiem ,coś tam świeci się na miejscu
strzelca - radiotelegrafisty - dlatego wyobraźmy sobie że to nie włączona radiostacja.
Po wyprowadzeniu i złączeniu wszystkich przewodów ( nie zapomnijmy ich opisać i
oznaczyć ) i lutujemy je do "żeńskiego" złącza elektrycznego.
i wklejamy do wnętrza kadłuba. Korzystne jest owinięcie go papierem - tym sposobem
po zalaniu żywicą złącze zostanie trwale złączone z kadłubem co jest korzystne z
powodu obciążeń jakie wystąpią przy podłączaniu i odłączaniu zasilania. Przy zalewaniu
zwróćmy uwagę aby nie zalać żywicą samych styków.
Panel sterowania montujemy na miarę znajomości elektroniki - wszystkie odbiorniki
wewnątrz modeli wg instalacji i "plusy" połączyłem i z pierwszym stykiem złącza
elektrycznego, następnie minusy" do kolejnych styków opisując je. Otrzymałem
następujące instalacje - reflektor, wszystkie trzy światła nawigacyjne, podświetlenie
tablicy przyrządów i silnik - razem 5 styków wraz ze wspólnym "plusem". Odpowiednie
przewody od "męskiego" złącza elektrycznego przylutowałam do panelu, który stanową 4
mikrowyłączniki i bateryjki o odpowiednich nominałach do napięcia fotodiod.
To wszystko - można zamykać kadłub zabezpieczając widoczna cześć złącza elektrycznego
paskiem kartki na PWA (trzyma nieźle a jest demontowany. Zadecydujmy, czy złącze ma być
widoczne, czy wyprowadzać w jakiś luk wykonany jako zamykany.
Całe te wewnętrzne dodatki znacznie obciążyły model, dlatego efektowne będzie wykonanie
go z uginającymi się amortyzatorami. Węzeł goleni podwozia wykonałem wg siatki z MM,
zmieniając jedynie imitacje skórzanego okrycia (nawiasem mówiąc - w muzeum Battle of
Britain" znajduje się STUKA ze skórą i na tylnej goleni, ale niczego takiego nie
widziałem na zdjęciach archiwalnych, w ogóle ten egzemplarz obfituje w lapsusy - to
była ewidentnie wersja z działkami a oni podwiesili na zewnętrznej ramie bombę, nie
montując hamulców aerodynamicznych)
Dolną i górna cześć goleni z owiewką wykonuje oddzielnie - każda z nich posiada
oddzielną wręgę. Wykonania amortyzatora nie opisuję - tłok i cylinder, sprężyna od
długopisu (należy wziąć słabiutka - tylko aby rozprostowywała "nogę" - ugięcie uzyskamy
dodatkowo od przykrywającej gumki. Na dolnej połówce osłony goleni należy nakleić
pasek z brystolu zczepi się z górną częścią osłony i będzie pozycjonować goleń
chroniąc ja przed wykoślawieniem . Wklejamy złożony amortyzator do wręg. Dla imitacji
gumowego osłony zastosowałem gumę z rękawicy medycznej, dobierając palec o odpowiedniej
średnicy. Wysokość odciętego elementu równa jest długości tego segmentu w stanie
odprężenia - w stanie obciążenia wygląda wspaniale - materiał nie potrafiłby tak
kopiować zmięcia skórzanej osłony. Na początku popełniłem błąd malując gumę lakierem
nitro - spowodowało to zniszczenie gumy, dlatego należy stosować lakier olejny.
Ponieważ schnie on długo należy pomalować te części wcześniej (trochę ciemniej niż
kamuflaż na metalu i zmontowane podwozie należy chronić od kurzu do pełnego wyschnięcia.
Często zadawane mi jest pytanie w jaki sposób wykonuje czym zakrywam takie duże
osłony kabin. Wykonuję je jak wielu - na kopyto (prawidło) nakładam jak skarpetke
rozgrzany arkusz plastiku (ale nie szkła organicznego) od opakowania z zabawek lub
innej drobnicy. Nie stosuję szablonu ani matrycy. Na kopycie wskazane jest zaznaczenie
konturów ramek, one przejdą na osłonę. Najłatwiej na kopycie zaznaczyć ramki
wydrapując ostrym nożem ich zarysy.
Po odcięciu osłony - też na kopycie, przyklejamy ją klejem MOMENT (nie cyjanoakryl
ani SuperMoment) do kadłuba przy czym "podeszwę dobrze jest wykonać wraz z osłoną
(szczególnie na modelach takich jak Mig-23 lub Phantom) po wycięciu w kadłubie
niewielkiego wybrania. Klejem Moment przyklejamy osłonę na całym obwodzie styku z
kadłubem szpachlując łącze.
Z gęstego PWA nakładam maskę - przy pomocy zaokrąglonej zapałki - początkowo
wokół każdego okienka smaruję cienką ale gęstą oblamówkę, można etapami aby zapobiec
ściekaniu - niewielka ilośc kleju nie stanowi ryzyka dla obramowania. Po wyschnięciu
nanoszę klejem siateczkę o skoku 5 - 7 mm na płaszczyźnie każdego okna. PWA
będzie starał się ściekać i zbierać się w krople, ja rozsmarowuje je - klej szybko
przestaje być ciekły. Na koniec pozostaje zapełnić siateczkę i sprawdzić braki
PWA. Klej nie patrząc na pofalowana powierzchnię PWA przedstawia dokładne pokrycie
z równymi krawędziami. Tym sposobem można łatwo i szybko zakryć dowolną osłonę - w
tym celu stosuje się i Micro Mask z firmy Microscale, który w istocie stanowi barwiony
i plasyfikowany PWA (uwaga redakcji)
Po wyschnięciu "Momentu" na styku osłony i kadłuba (nie powinno być oni szczeliny, po
całym obwodzie smarujemy SM co na stałe złączy sklejkę i pozbawi jej możliwości
przemieszczenia się tworząc doskonała podstawę do nałożenia szpachli - kładę ją
na świeży klej co tworzy piekielną mieszaninę, niemożliwa do usunięcia. Zabezpieczeni
jesteśmy przed zeszronieniem kabiny - do wnętrza nie puści jej Moment a z zewnętrz
już położone została maska, następnie przechodzimy do przesmarowania ramek SM on wpoi
się weżre w powierzchnię stając się gruntem dla farby.
Po pomalowaniu modelu pozostaje przejść nożykiem po obwodzie okienek podcinając maskę,
która następnie odłupujemy i otrzymujemy dokładne obramowania.
|